Wieczór w barze Universal był jak każdy piątkowy. Stosunkowo dużo stałych klientów przyszło jak co weekend odpocząć po pracy i spotkać się z znajomymi. Około godziny dwudziestej do baru wszedł młody chłopak z tatuażami i zamówił wódkę, co zdziwiło klientelę, gdyż rzadko ktoś brał całą butelkę będą sam. Usiadł w rogu gdzie został pusty stół. W pomieszczeniu słychać było różne rozmowy, a część rozmawiała o pobliskich obchodach założenia miasta o tym ile dziwnych osób przyjechało zakłócać ich spokój. W tym roku do miasta i naprawdę zjechali najróżniejsi ludzie, choć ono samo w sobie nie było ani szczególnie znane ani duże. Pojawiali się akrobaci, oldschoolowcy, metalowcy i inne dziwne grupy. Część z klientów zakładała się nawet ile czasu minie aż wybuchną jakieś zamieszki. Dwóch osobników przy barze bardziej jednak dziwił fakt że młodzik pije wódkę bez grymasu zupełnie sam i nikt do niego nawet nie podchodzi. Kiedy mieli już ruszać w jego stronę zobaczyli jak wchodzi do środka wysoki blond włosy paniczyk, metkę tą dostał z powodu swojego wyglądu. Był ubrany w kosztowny garnitur i buty, a jego postawa i mina pokazywały wyraźnie, że nie spodobało mu się miejsce gdzie się znalazł. Wszyscy w barze chyłkiem patrzyli jak blondyn siada bezceremonialnie przy młodziku i zażarcie zaczyna do niego mówić. Chłopak wyraźnie miał go gdzieś i podstawił mu pod nos kielich z trunkiem. Przyglądający się czekali na minę bogacza gdy wypije, jednak wielce się zawiedli, gdyż ten wyciągnął plik banknotów i podsuną mu pod nos. Mina chłopaka mówiła, że najchętniej dał by mu w mordę, a jego pieniędzmi się podtarł, jednak nic nie zrobił i czekał aż jegomość wypije wódkę, sam pociągnął łyka z butelki. Ci co bliżej siedzieli zaczęli się śmiać widząc minę blondyna, gdy ten rad nie rad wypił zawartość szklanki. Po chwili śmiech przeszedł po całej sali, a młodzik korzystając z tego wyciągną małą sakiewkę i wręczył blondynowi, jednocześnie zabierając pieniądze ze stołu. Dosłownie w tej samej chwili w padła grupa ubranych na czarno trzech kolesi i jednej laski na której widok pół zebranych zagwizdało. Blondyn zbladł na ich widok i bardzo szybko poderwał się próbując uciec. Jeden z mężczyzn wyciągnął shotguna i wystrzelił. Większość zebranych skamieniała, by po chwili rzucić się do ucieczki byle dalej. Młodzik siedział w miarę spokojnie, co zdziwiło kobietę, a bogacz wpadł w panikę i chciał wyskoczyć przez okno, jednak jedyne co mu się udało to potłuc o szybę. Dwóch napastników otoczyło go odcinając potencjalne drogi ucieczki a trzeci powoli zbliżał się do niego jakby delektując się jego przerażeniem. Kobieta natomiast zbliżyła się do chłopaka ze słowami:
- A ty chłopcze nie uciekasz, jak reszta? - w jej głosie było pomieszanie rozbawienia z drwiną. Jednak mimo to spodobała mu się barwa jej głosu.
- Wódki szkoda - wzruszył ramionami pokazując na butelkę, którą trzymał w dłoni. - Zresztą to chyba do niego macie sprawę, więc mnie nic do tego. Dokończę co zacząłem i pójdę sobie, a teraz może lepiej spójrz co twoi kompani robią… - mówiąc to wskazał w kierunku, w którym trzech mężczyzn otoczyło bogacza i dawało mu łupnia wyraźnie o coś wypytując.
- Ty mnie bardziej zastanawiasz - powiedziała, a jej oczy zaczęły emanować lekką poświatę. - Wyraźnie się nas nie boisz, a to mi działa na nerwy.
- A mam powód? - zdziwił się. - Jak jesteś zdenerwowana to łyknij sobie - gestem dał jej do zrozumienia by pociągnęła łyk z butelki. - Kieliszek gdzieś zniknął.
Zanim odpowiedziała zegar ścienny zaczął bić dwudziestą pierwszą. Mina kobiety była lekko zdegustowana, jednak przyjęła i upiła porządny łyk. Po chwili oddając chłopakowi butelkę.
- Przynajmniej wypić widzę potrafisz - skomentował bez zastanowienia. - Tamci raczej na takich nie wyglądają - wskazał na jej kompanów, którzy kończyli już okładać blondyna.
- Oni już by cię zabili - odpowiedziała. - Ale jakoś na razie mam dobry humor więc jeszcze żyjesz - prychnęła oblizując usta.
Drzwi uchyliły się lekko ze skrzypieniem zawiasów. Mężczyzna, który zajrzał do wnętrza baru mógłby pomyśleć, że ów zawiasy nie pamiętają ostatniego oliwienia, jednak wybite szkło i ogólny chaos panujący wewnątrz pomieszczenia ewidentnie wskazywały, że dzieje się coś dużo bardziej niepokojącego. Jego pojedyncze oko dokładnie badało pomieszczenie wykrywając kolejne nieprawidłowości. Drewniane meble leżały na podłodze uniemożliwiając swobodne poruszanie się w lokalu. Na czerwonym dywanie dało się zauważyć mokre plamy, niektóre wyglądały jak po zwykłej wodzie, inne jak po winie. Z tymi drugimi będzie dużo problemu. W wyłożonej drewnem ścianie znajdowały się niewielkie dziury, które pewnie pochodziły od shotguna. Broń leżała na stoliku, który chyba jako jedyny stał na swoim miejscu. Kolejnym faktem zarejestrowanym przez mężczyznę byli nietypowi goście odwiedzający bar tego wieczoru. Pięciu mężczyzn, jedna kobieta. Trójka, która jeszcze przed chwilą okładała bogatego jegomościa w garniturze patrzyła teraz na nieznajomego z niemałym. Kolejnym nietypowym widokiem była kobieta pijąca z dziwnie wyglądającym facetem. Ona również patrzyła w jego stronę. Jej towarzysz natomiast w ogóle nie przejął się pojawieniem nowej osoby.
Nie mając innego wyjścia wszedł do środka delikatnie zamykając za sobą drzwi. Szkło pod jego butami pękało z głośnym trzaskiem, niektóre fragmenty wbijały się w miękki parkiet.
Chłopak z tatuażami lekko drgnął zmieniając pozycję w jakiej siedział. Czekał trochę na atak, a zarazem nie chciał mieć z całą sprawą nic wspólnego. Pamiętał jeszcze nauki, z których wyciągnął dwie rzeczy nie używać swojej zdolności, a drugą nie zostawiać świadków jeśli się to zrobi. Doskonale zdawał sobie sprawę ile to będzie wymagało pracy, a wcale nie miał ochoty tej pracy się podjąć. Pił spokojnie czekając, aż tamtym się znudzi wypytywanie blondyna i pójdą sobie, a on dopije i postanowi co dalej zrobić ze sobą. Kobieta znów zwróciła swoją uwagę na niego i spytała:
- Nas się nie boisz, tego co wszedł teraz i też się nas nie wystraszył masz gdzieś. Kim ty w zasadzie jesteś ? - w głosie było słychać nutkę ciekawości.
- A czy to jest takie ważne? Pijesz? - Podsunął jej butelkę, a ona odmówiła, co nie spodobało mu się. - Jak chcesz - wzruszył ramionami i znów pociągną.
Trzej mężczyźni, którzy niedawno zabawiali się z blondynem dostrzegli, że ten stracił przytomność. Twarz ofiary była w okropnym stanie, posiniaczona i opuchnięta. Z nosa obficie wyciekała krew, kilka zębów zostało wybitych, a ręka ewidentnie była złamana złamana, na co wskazywało dziwne położenie kości.
Nieznajomy, który niedawno wszedł do baru udał się w stronę barku, jakby takie widoki były dla niego na porządku dziennym.
Przynajmniej to miejsce nie zostało kompletnie zdewastowane, odetchnął z ulgą. Gdy znalazł się już na swoim stanowisku jeszcze raz dokładnie sprawdził, czy wszystko jest na swoim miejscu. Niezwykle cenne alkohole, nietknięte. Wypolerowane na błysk naczynia szklane, niestłuczone. Ogólnie rzecz ujmując miejsce to było niczym sanktuarium, którego żaden niszczycielski wpływ nie dosiągł.
- To ma znaczenie - odparła szybko, oczy znów emanowały blask, jednak tym razem wydawało mu się, że dostrzega w nich małe iskierki elektryczne. - Naprawdę chcesz zginąć? - spytała.
- Ech… - westchnął dając do zrozumienia, że zaczyna być męcząca. - Nie wiem czemu grozisz mi tą śmiercią cały czas ale daj już spokój. To robi się nudne, a ty tracisz swój urok przez to - zdziwiło go, że przyjęła to z kamienną twarzą. - Twoi kumple chyba skończyli rozmowę - powiedział pokazując w ich kierunku.
Rzeczywiście skończyli i wyraźnie nie mieli pomysłu co z nim zrobić. Jeden z nich sięgnął po broń i przyłożył mu do głowy. Kobieta nie wytrzymała i podeszła do nich. W chwili gdy coś miała im powiedzieć dało się słyszeć dźwięk syren.
- Na waszym miejscu zmył bym się stąd szybko - powiedział. - Policja, czy jak to tutaj zwą zaraz się zjawi.
Kobieta zareagowała jakby właśnie w tej chwili przypomniała sobie o czymś ważnym. Wyrwała broń i strzeliła kilka razy po pomieszczeniu, przy okazji niszcząc wielką szybę. Następnie uniosła dłoń nad to co pozostało z twarzy blondyna i coś błysnęło, a w pomieszczeniu dało czuć się woń spalenizny. Dalej potoczyło się szybko. Zanim mężczyźni zdołali podejść do barmana i alkoholika przyjechała policja i darli się przez megafon, jak to grupa trzech facetów i laski ma wyjść z rękami w górze. Jeden z nich zrobił coś co spowodowało, że radiowóz wybuchł. Dziewczyna nie wytrzymała i zdzieliła go w łeb aż się zatoczył. Chłopak pijący wódkę szybko przemieścił się za bar, a policja zbierała się do otwarcia ognia.
Jednooki przeniósł swoje spojrzenie na chłopaka, który schował się za barkiem. Gdyby nie cała ta sytuacja pokazałby mu karteczkę na tego typu okazję informującą drogich klientów, że wchodzenie za bar jest zabronione, ale skoro prawdopodobnie niedługo rozpocznie się ostrzał, to nie mógł nic powiedzieć. Powoli osunął się na podłogę i usadowił wygodnie. Sięgnął do swojej tylnej kieszeni, po paczkę papierosów. Nie lubił gdy jest pognieciona. Jednak teraz gdy trzymał ją w ręku naszła go nagła ochota na zapalenie. Gdyby tylko nie było tu tego alk… nie - o mało nie dopuścił się herezji.
Policja otworzyła ogień, a chłopak westchnął słysząc świst kul i widząc jak butelki trunku się marnują.
- Szkoda tego alkoholu - powiedział spokojnym głosem, co na ich sytuacje było rzeczą nienormalną. - Da radę coś uratować? - spytał jednookiego.
- Na zapleczu jest więcej - odpowiedział tonem, jakby ktoś zapytał go o pogodę.
W tle słychać było krzyki, głównie policjantów, które zamiast cichnąć przybierały na sile. Coraz to nowe radiowozy przyjeżdżały na miejsce. Chłopak spojrzał jeszcze raz na towarzysza niedoli.
- Matthew jestem - wyciągnął do niego dłoń na przywitanie.
Jednooki spojrzał na wyciągniętą w jego stronę kończynę i przez chwilę sprawiał wrażenia jakby zastanawiał się co ma w takiej sytuacji zrobić. W końcu jednak uścisnął dłoń.
- Heine.
- Taa..? - zdziwił się. - To chyba coś mi się o tobie obiło - z kieszeni wyciągnął stary notes i coś przez chwilę czytał. - Jednooki smok? - spytał po chwili.
Mężczyzna zawiesił na nim swoje spojrzenie, jednak po chwili przeniósł je na rozbitą butelkę brandy, która leżała tuż naprzeciw niego. Zmrużył oko i spróbował odczytać nazwę trunku, jednak etykieta była zawilgocona i litery rozmyły się uniemożliwiając ich rozszyfrowanie. Podniósł prawą rękę jakby miał zamiar złapać się za głowę, jednak zatrzymał ją tuż przy twarzy. Przez chwilę pozostał w tej pozycji, a gdy poruszył się ponownie opuścił kończynę i jeszcze raz spojrzał na towarzysza.
- Pierwsze słyszę.
- Na pewno? - udał zaskoczenie. - Niech ci będzie, ale wiedz chociaż, że dalej cię obserwują Cienie. - Mówiąc to miał nadzieję na jakąś reakcję z jego strony.
Jednooki dokładnie przetwarzał uzyskaną właśnie informację. Zmrużył oko jakby chcąc przypomnieć sobie coś naprawdę ważnego, co umknęło mu dawno temu i od tamtej pory nie mógł sobie przypomnieć o czym tak właściwie zapomniał. Przez dłuższy czas pozostawał w tej zadumie, próbując doszukać się dziury w całym. Westchnął ze zrezygnowania jakby oznajmiał, że sens usłyszanych niedawno słów sprawia mu kłopot lub po prostu jest zmęczony rozmyślaniem nad ich znaczeniem.
- Dobra ostatnią wolę już spełniłem, więc nic mnie tu nie trzyma - powiedział szybko. - Jeszcze tylko jakoś się stąd wydostać - mówił jakby do siebie.
- Możesz spróbować tylnym wyjściem. - powiedział beznamiętnym tonem, jakby od zbytniego zagłębiania w zakamarki swojego umysłu uleciała z niego część energii witalnej. Jednak przyczyna mogła tkwić zupełnie w innym miejscu. Czy to zmęczenie sytuacją, dziwną konwersacją z wytatuowanym chłopakiem, a może przeczucie, że jego cierpienie tak szybko się nie skończy.
Matthew postanowił nie czekać dłużej tylko ruszyć do wskazanego wyjścia. Wiedział że pewnie kogoś na swojej drodze spotka i nie będzie to osoba przyjaźnie nastawiona, ale wolał to od siedzenia w potrzasku. Szybko przeczołgał się do przejścia i przemknął przez drzwi. Wychodząc z budynku postanowił wsiąść sobie coś na drogę. Przy wyjściu poczuł czyjś wzrok na swoich plecach, gdy się odwrócił zobaczył jednego z cieni, który mierzył do niego z pistoletu.
- Spodziewałem się kogoś innego, ale ciebie też zabije. Tak dla zasady - powiedział nieznajomy, a wokół niego zaczęły wirować papierki i drobne śmiecie.
- Ja też - odparł chłopak beznamiętnym tonem. - Właśnie do reszty zepsułeś mi humor - mówiąc to jego ręka otoczyła się mrokiem, a chwilę później zaczął formować się miecz.
Było to długie ostrze misternie wykonane i ze zdobieniami. Mrok rozciągał się coraz bardziej ukazując kolejne fragmenty miecza. Cień widząc to skamieniał na chwilę, jednak wystrzelił w chwili zdezorientowania. Nim dał radę dojść do siebie leżał już martwy. Rozpłatany tors z którego tryskała intensywnie krew padł bezwładnie na ziemię, a po chwili ręce i nogi.
- Właśnie dlatego nie znoszę Tych idiotów - powiedział otrząsając miecz z krwi.
Broń po chwili zaczęła rozwiewać się w mroku a on zaczął podążać przed siebie. Nie zdawał sobie sprawy, że ktoś z dachu sąsiedniego budynku go obserwuje.
Duch był zdziwiony mocą chłopaka, a zwłaszcza tym, że nigdy w żadnym raporcie jego podobizna się nie pojawiła ani razu. Jednak w tej chwili miał inne zmartwienia. Musiał pozbyć się tych baranów, co spartolili robotę. To był jego rejon i nie miał wielkiego wyboru, więc chciał to załatwić szybko. Z budynku na którym stał bez problemu mógł trafić swoją mocą w tą bandę idiotów. Przed nim zaczęła formować się kulka ognia a zanim kłębić wiatr. Kiedy wiatr zaczął podsycać ogień ten postanowił puścić go w ich kierunku. Dla większości osób jego pocisk bardziej przypominał rakietę i na samym końcu potwornie wzmocnił ją wiatrem. Siła wybuchu o mało nie zniszczyła całego budynku, a odrzut powybijał większość okien w przyległych budynkach.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz