Mężczyzna wgłębiając się w swoje uczucia o mal nie przeoczył eksplozji, która miała miejsce wewnątrz baru. Rozejrzał się swoim, teraz szeroko otwartym okiem. Front budynku był w gruzach, a w ścianie naprzeciw znajdowała się olbrzymia dziura, zmiecione meble płonęły po rogach pomieszczenia. Wszystko wskazywało na to, że doszło do jakiegoś wybuchu.
Mężczyzna ostrożnie wyjrzał zza barku aby lepiej przyjrzeć się scenie, która rozgrywała się na ulicy.
Kolejny ognisty pocisk eksplodował, tym razem uderzył w radiowóz policyjny. Ludzie przebywający zbyt blisko nie mieli dużych szans na przeżycie. Dwoje awanturników, którzy napadli na bar leżało już martwych. Blondyn nie mając innej drogi ucieczki ostrożnie przemknął do zaplecza. Wejście znajdowało się blisko barku, więc przekradł się niezauważony. Zanim opuścił lokum pozwolił sobie na zabranie ze sobą butelki swojego ulubionego whiskey.
Idąc przez labirynt ciemnych uliczek zastanawiał się czy lepiej będzie spożyć alkohol, jak to się mówi z gwintu, czy normalnie ze szklanki. Jednak nie udało mu się rozwiązać tego dylematu przed dotarciem do mieszkania. Ostatecznie więc wyjął paczkę papierosów i zapalił zanim wszedł do środka.
W jego mieszkaniu było bardzo pusto. Na korytarzu nie stały żadne meble, tak samo jak w salonie, jadalni i większości pokoi. W kuchni stała lodówka, a obok niej szafka ze zlewem. Przy czteroosobowym stole znajdowały się tylko dwa krzesła.
Blondyn przebywając w kuchni nigdy nie zastanawiał się nad obecnością tego drugiego krzesła, które było mu niepotrzebne. Nie miał nikogo, kto mógłby go odwiedzać, więc zawsze go to martwiło. Najgorsze było jednak to, że za nic w świecie nie był w stanie przypomnieć sobie dlaczego postanowił mieć dwa krzesła...
Nie myśląc już o tym zostawił whiskey na stole i udał się do swojej sypialni, której wystrój również był ubogi. Jednak czy pojedyncze łóżko i szafa z ubraniami pozwalają w ogóle mówić o jakimkolwiek wystroju? Ta kwestia mężczyzny w ogóle nie interesowała, bardziej martwił go fakt łazienki, do której wchodziło się właśnie przez sypialnie. Otóż nie ma za bardzo o czym opowiadać jeśli chodzi o tę część domu. Oczywiście spełnia swoje podstawowe funkcje, połowicznie.
Po szybkim prysznicu jednooki nie udał się spać. Wyszedł opuszczając budynek.
Butelka whysky została na stole w kuchni.
Matthew natomiast był już na drugim końcu miasta. Nawet go nie zmartwiło gdy po jakiś pięciu minutach po oddaleniu się od baru usłyszał kilka wybuchów. Miał tylko nadzieję, że nie ściągnie to na niego kłopotów, których ostatnio i tak miał na pęczki. Obawiał się też, że Cienie wiedzą już o jego istnieniu i zaczynają polowanie na niego, jako element niekontrolowanego zagrożenia.
Park w którym obecnie przebywał był całkowicie odludnym i pozbawionym światła miejscem. Przy pierwszym jego dostrzeżeniu zdziwiło go to bardzo, jednak teraz dało mu schronienie. Wiedział, że jeśli ktoś tu przyjdzie to raczej nie będzie zwykłym przechodniem, a on bez zmartwień będzie mógł wykonać ruch przed przeciwnikiem. Zdawał sobie bowiem doskonale sprawę, jak bardzo jego zdolność jest nieprzydatna w środku dnia, kiedy nie ma jakiegokolwiek cienia większego od ludzkiego przy sobie. Mrok nocy dawał mu natomiast największe szanse na przeżycie nawet w starciu z kilkoma przeciwnikami.
Chłopaka niedługo potem zmorzył sen, który jednak nie trwał długo. Obudził go odgłos wybuchu bardzo blisko niego. W pierwszej chwili chciał uciec jak najszybciej z tamtego miejsca, jednak opamiętał się w porę. Zobaczył bowiem jak dwie osoby walczą, a raczej próbują pozabijać się nawzajem. Kobieta na jego oko przed dwudziestką, o włosach podpadających pod mahoń próbowała postrzelić faceta w średnim wieku, który rzucał w nią kulami ognia. Na jego oko dziewczynie brakowało doświadczenia i pewności siebie, jednak wyraźnie dawała z siebie wszystko. Zdziwił go natomiast jej strój. Bluzka w kolorze purpury, czarne rurki i buty na szpilkach, które z szokowały go kompletnie. Jednak jej struj w połączeniu z kolorem jej włosów związanych w koński ogon bardzo dobrze się komponowały i gdyby wpadł na nią w innych okolicznościach to pewnie zastanawiał by się nad jej poderwaniem. Zastanawiało go też w jaki sposób udaje jej się tak zgrabnie poruszać na tak wysokich butach. Natomiast Duch z którym walczyła sprawiał wrażenie strasznie pewnego siebie. Blizna na twarzy z pewnością była po jakimś krótkim ostrzu, a jego czarne dżinsy i koszula sprawiały wrażenie, jakby wyszedł z jakiegoś klubu.
Chłopak był w kropce z jednej strony chciał pomóc dziewczynie, z drugiej jednak nie mógł ryzykować ujawnienia się. Kiedy jednak dziewczyna została trafiona płomieniem, a duch miał zamiar zakończyć to jego natura wygrała. Bardzo szybko zeskoczył z drzewa wyciągając nóż z buta i wbił go w kark mężczyzny.
Dziewczyna patrzyła jak nieznajomy dla niej chłopak zabija jej przeciwnika, który niemal w tym samym momencie zapalił się. Chłopak wrzasnął wyszarpując nóż wojskowy, który bardzo szybko upuścił na ziemię. Widać było jak jego ręka jest poparzona. Skóra zaczęła schodzić mu z palców i uwalniała z siebie coś między parą a dymem. Przeciwnik przestał nawet już krzyczeć i wyglądało na to że jeszcze chwila i się przewróci nadal będąc w płomieniach. Chłopak klął w nieznanym jej języku, a ona próbowała się podnieść i miała nadzieję, że jej druga broń nadal jest za paskiem. Wiedziała doskonale, że jego prawa dłoń nie będzie się nadawała do niczego przez dłuższy czas. Szybko stanęła na równe nogi i wyciągnęła z wielką ulgą broń mierząc w niego.
- Kim jesteś i dlaczego się wtrąciłeś? - spytała twardym głosem. Chłopak spojrzał na nią cały cas machając poparzoną dłonią.
- Może najpierw ty mi powiedz - powiedział niemal doskonałym angielskim, co ją zdziwiło. - Ciesz się, że na mnie trafiło bo inaczej ty już byś była na jego miejscu - wskazał na dogasające zwłoki.
Dziewczynę na chwilę zamurowało. Słyszała wyraźnie jak jeszcze chwilę wcześniej chłopak mówił w języku, którego nie znała a teraz używał jej mowy z taką samą wprawą jak ona. Do tego widziała w jego zachowaniu, że to nie była pierwsza osoba jaka zginęła z jego ręki, co ją trochę przerażało. Wiedziała doskonale, że wiele starszy od niej nie był, a znała niemal wszystkich w wieku jej podobnym, którzy zaliczali się do Cieni. Na Ducha jej nie pasował z jakiegoś powodu, na cywila też nie. Miała wrażenie jakby intuicja podpowiadała jej, że chwilowo nie jest jej przeciwnikiem, ale jeden jej niewłaściwy ruch może to zmienić.
- Niech Ci będzie - mówiła tym razem spokojniejszym tonem. - Jestem Ashura, a przynajmniej tak mnie nazywają - widząc, że chłopak pokiwał głową dodała. - To może teraz ty mi się przedstawisz?
- Matthew - odparł szybko. - Tyle powinno wystarczyć jak na razie.
Dziewczyna zdziwiła się jego zachowaniem. Był częściowo nieufny, częściowo pewny siebie i spokojny, przez co przypominał jej trochę mentora, który ją szkolił kilka lat wcześniej. W jego oczach dostrzegła coś co nie dawało jej spokoju, jednak nie była w stanie zdefiniować czym to było.
- Jesteś Cieniem, prawda? - zebrała się aby spytać.
- Nie i nigdy nim nie będę - jego głos w jednej chwili stał się zimny jak lód i ostrzy jak ostrze.
Czuć było jak w jednej chwili dosłownie zaczęła wyjawiać się żądza krwi. Była tak intensywna, że o mało nie spowodowała u niech paniki. Nawet jej mentor i inni których znała nie nigdy nie wydzielał z siebie takiej żądzy mordu. Odruchowo zaczęła używać swojej mocy. Mianowicie z jej ciała zaczęły emitować się iskry, które powodowały małe wyładowania na jej pistolecie. Zachowanie to spowodowało, że usta chłopaka wygięły się w coś na kształt uśmiechu, który jednak nie był miły i ciepły, a przyprawiał o dreszcze.
- Na twoim miejscu był przestał - mówił. - Chyba że chcesz stracić rękę przez swoją głupotę.
Po chwili uświadomiła sobie co miał na myśli. Jej drobna utrata kontroli mogła spowodować wybuch naboi. Szybko opanowała się, jednak nie spuszczała z niego wzroku.
Matthew wcale nie był rozbawiony zaistniałą sytuacją. Wiedział, że zrobił coś niepotrzebnego i znał konsekwencje tego. Zachowanie dziewczyny wyraźnie sugerowało, że się go obawia i postanowił to wykorzystać. Miał zamiar zmusić ją aby przysięgła, że nie wyjawi o nim nic reszcie Cieni. Jednak zanim zdążył coś powiedzieć dziewczyna szybko wyskoczyła ze stwierdzeniem:
- Powiedz mi dlaczego ktoś taki jak ty nie pomaga w naszej sprawie i nie zniszczy razem z nami tych Duchów - mówiła jak za hipnotyzowana. - Z twoja pomocą na pewno ich zniszczymy. Choć ze mną, moi towarzysze przyjmą Cię z otwartymi ramionami - to co mówiła bardzo mu się nie podobało.
Zanim się zastanowił szybko użył jednej z technik ruchu i znalazł się za nią, by następnie ją ogłuszyć. Złapał ją zanim upadła i przerzucił sobie przez ramię.
- Nie wiem co się stało z Cieniami w ostatnim czasie, ale to kompletnie co innego od tego co wiem od dziadka - myślał niosąc Ashurę. - Jeśli całe moje pokolenie tak wygląda to chyba jednak zaczynają zbliżać się do wojny. W każdym razie najpierw zobaczę co ona wie, a potem coś wymyślę. W razie czego mogę też spróbować znaleźć Jednookiego. Z tego co mam o nim napisane to raczej przeżył...
Zmierzał do wschodniego krańca miasta co powiedziało mu wschodzące słońce. Martwiła do jego prawa dłoń, więc otoczył ją mrokiem mając nadzieję, że zanim się rozwieje jego moc choć trochę przyśpieszy gojenie tej rany.
Głośne bicie zegara obudziło mężczyznę ze snu. Miejsce w którym się znajdował w żadnym stopniu nie przypominało jego dotychczasowego miejsca zamieszkania. Gdy spróbował podnieść się z ławki po jego ciało przeszył ostry ból. Z szoku prawie stracił oddech, jednak to nie było teraz najistotniejsze. Bardziej zastanawiało go miejsce w którym się znajdował. Wokół przebywało sporo ludzi, jedni spieszyli gdzieś z walizkami, inni natomiast siedzieli na ławkach jakby na coś czekając. Jednooki spojrzał na wielką tablicę, która wyświetlała dużo znaczków pomarańczowej barwy. Doszukał się na nich godziny, była szósta nad ranem. Ta informacja nie była mu jednak zbyt potrzebna. Kolejną rzeczą, którą udało mu się rozszyfrować było powiadomienie o nadjeżdżającym pociągu. To sprawiło, że poczuł potrzebę sięgnięcia do kieszeni, co zresztą uczynił. Znalazł tam papierek, na którym napisane było, że środek transportu zjawi się na peronie siódmym o szóstej pięć. Wszystko się zgadzało, czyli oznaczało to, że musi wsiąść do tego środka transportu. Czemu jednak miał jechać na północ? Przecież tam jest zimno, nie miał pojęcia co skłoniło go do podróży w tym kierunku.
Gdy maszyna podjechała i zatrzymała się na stacji mężczyzna jeszcze raz spróbował się podnieść. Tym razem nie było już tak źle. Gdy już wstał wyprostował się i przeciągnął, co spowodowało nową falę bólu, jednak do wytrzymania. Spanie w takim niewygodnym miejscu nie było dobrym pomysłem i blondyn dobrze o tym wiedział. Jednak nie miał żadnego wyboru, albo przynajmniej tak sobie wmawiał.
Drzwi pociągu rozsunęły się i tłum ludzi ruszył w ich stronę. Jak zwykle wszyscy pchali się zanim wyszli pasażerowie. Jednooki zaczekał spokojnie na uboczu i wszedł do środka jako ostatni. Szybko znalazł swój przedział, który był jego i tylko jego. Od razu usiadł przy oknie z zamiarem podziwiania widoków, jednak na razie nie widział nic oprócz pejzażu miejskiego, który wcale mu się nie podobał. Dopiero po jakiś trzydziestu minutach krajobraz zaczął się zmieniać. W międzyczasie zdał sobie sprawę, że miasto przez które przejeżdżał wyglądało inaczej niż te, w którym mieszkał przez ostatni miesiąc. Nie znalazł jednak niczego co świadczyłoby o tym, że dojechał do niego busem, czy innym pociągiem. Nie przypominał sobie też aby coś brał poprzedniego dnia. To że czuł się w miarę dobrze również wyklucza alkohol. Papierosy też raczej do tego stanu się nie przyczyniły.
Myśląc tak nad problemem zaniku swoich wspomnień sprzed ostatnich kilku godzin nie zauważył, że drzwi do jego przedziału zostały otwarte i stoi w nich mężczyzna. Nieproszony gość nic nie mówiąc zamknął ich wewnątrz i ostrożnie siadł w rogu zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi. Przez cały czas wpatrywał się w blondyna. Jego wąskie, przenikliwe oczy przeszywały go na wskroś. Czarne, nieułożone włosy sterczały w każdym kierunku, część z nich opadała na twarz. Nie dość, że gość sprawiał wrażenie posępnego to jeszcze był ubrany cały na czarno. Czarne oficerki, czarne, dopasowane spodnie, czarna koszula z wysokim kołnierzem, chyba w rozmiarze s i długi, luźny, lateksowy, czarny płaszcz ze stojącym kołnierzem. Jedyne co nie było ciemnej barwy u mężczyzny były jego oczy koloru szafirowego.
Jednooki i gość siedzieli tak przez dłuższy czas. Pierwszy nadal wpatrywał się w widoki za oknem, drugi natomiast nadal przeszywał wzrokiem blondyna. Oczywiście nie było w tym spojrzeniu żadnej wrogości, czy żądzy mordu, gdyby tak było mężczyzna zapewne wyczułby to natychmiast. Nieproszony gość sprawiał wrażenie jakby próbował rozszyfrować jednookiego, odczytać jego myśli.
Trwali by tak pewnie bez końca, gdyby nie hałas dobiegający z zewnątrz przedziału. Blondyn lekko obrócił głowę aby móc lepiej słyszeć co się dzieje i wtedy dostrzegł towarzysza w podruży. Z jego oka łatwo można było odczytać zdziwienie, gość pozostał niewzruszony.
- Długo już tutaj jesteś? - spytał jednooki.
- Niecałą godzinę. - Odpowiedział. Teraz wpatrywał się prosto w oko mężczyzny. Część osób mogłaby się poczuć niezręcznie, jednak blondyn był już do tego przyzwyczajony.
- Mogłeś powiedzieć. - Westchnął zmęczony, choć ich konwersacja nawet się jeszcze porządnie nie zaczęła.
- Mogłem. - Przyznał mu rację.
Między nimi znów zaległa ciężka cisza, której żaden z nich jak na razie nie zamierzał przerywać. Z czasem sytuacja zaczęła robić się uciążliwa, ale tylko dla jednookiego, gość nadal robił to co zaczął jakąś godzinę temu. Blondyn nigdy nie sądził, że spotka kogoś kogo obecności nie będzie mógł zignorować. Z początku niezwykle irytowała go obecność mężczyzny, jednak teraz już niemal nauczył się go ignorować. Ile jednak...
- Nie. - Powiedział stanowczo gość.
- Co nie? - Zdziwił się jednooki.
- Nie odpływaj. - Wyjaśnił.
- Jak się nudzę to muszę o czymś myśleć. - Wytłumaczył się blondyn.
W końcu w oczach gościa coś zaiskrzyło. Poderwał się z miejsca i stanął naprzeciw drugiego mężczyzny. Pochylił się w jego stronę tak aby ich spojrzenia się wyrównały. Teraz szmaragdy w jego oczach lekko się mieniły, przez co można było zauważyć, że jest czymś niezwykle poruszony.
- To może cię czymś zainteresuje? - Zaproponował cicho, jakby sprawa o której miał zaraz powiedzieć była co najwyżej klasy tajnej.
- Poproszę.
Mężczyzna wyprostował się i usiadł przed blondynem. Pochylił się lekko do przodu opierając ręce na kolanach. Blask w jego oczach przygasł, jednak nadal można było go zauważyć.
- Według niektórych szykuje się wojna - zaczął poważnym tonem - cienie zaczęły ostatnio ostro szaleć, wcześniej tak nie było. Szefostwo pozbywa się wszelkich śmieci, dlatego wysyłani są tutaj do Ameryki, byłeś nawet tego świadkiem.
- Nie sadzę aby rada za tym stała. - Powiedział jednooki.
- To sprawka Pandory. - Objaśnił.
- Więc to tak się sprawy mają. - Udał zdziwienie blondyn.
- Nasilający się konflikt z cieniami tylko przyspiesza całą sprawę. Niebawem puszka pandory zostanie otwarta i na Ziemi rozpęta się prawdziwe piekło.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz