- Co ty sobie myślisz?! Gdzieś ty mnie zabrał? - Nie wiedział jak odebrać jej słowa, czy jako wyrzut czy strach z zaistniałej sytuacji.
- Mam do ciebie kilka pytań - mówił lodowatym głosem. - Kiedy mi odpowiesz może puszczę cię wolno.
Ashurę przeszył dreszcz, kiedy usłyszała te słowa. W jego oczach dostrzegła coś co ją przerażało a zarazem przyciągało. Nie pamiętała też zbytnio co stało się po tym jak zabił tamtego Ducha. Szybkim ruchem rozejrzała się po jaskini. Było ciemno, nawet ciemniej niż w nocy, a odległe światełko, które widziała uznała za wyjście. Zastanawiała się także ile czasu była bez świadomości, co ostatnio zdarzało jej się coraz częściej. Widząc jak chłopak patrzy na nią wyraźnie dając jej czas na poukładanie myśli i jego uśmieszek rozbawienia na twarzy powiedziała lekko zażenowanym głosem.
- Jakie są te twoje pytania? - zapytała drżącym lekko głosem, co wywołało u chłopaka parsknięcie. - Nie śmiej się tak tylko pytaj.
- Od dawna masz coś jakby utraty świadomości? - spytał patrząc na nią badawczo.
Ashura całkowicie nie spodziewała się takiego pytania. Zrozumiała bowiem, że straciła świadomość jak podczas nauk z mistrzem, jednak on twierdził że to normalne i ma się tym nie przejmować. W jego spojrzeniu tym razem dostrzegła troskę a w głosie miała wrażenie że słyszała litość. Widząc, że jeśli skłamie pewnie nie zobaczy już nigdy światła postanowiła powiedzieć prawdę.
- Od dość dawna, jednak mistrz twierdzi, że to normalne - mówiła uciekając wzrokiem. - Niemal każdy w moim wieku przechodzący szkolenie tak ma - kamienna twarz chłopaka wyraźnie drgnęła słysząc to. - Mistrzowie mówią nam, że to nam pomaga przebrnąć treningi i stać się silniejszymi.
- Dobrze usłyszałem już dość - przerwał jej nim zdołała coś dodać, a widząc jego spojrzenie nawet nie próbowała nic więcej powiedzieć.
Matthew słysząc to co mu powiedziała o mało nie wpadł w szał. W jednej chwili zrozumiał jej dziwne zachowanie i to dlaczego na początku sądził, że ma ona rozdwojenie jaźni. Zaczynali robić z swoich kadetów broń, bezmyślną i całkowicie posłuszną ich woli. Zaciskając pięść poczuł ból, który przywrócił go do rzeczywistości.
- Powiedz mi jedno - zaczął z wściekłą nutą w głosie. - Czy Cienie planują wojnę przeciwko Duchom?
Ashura nie była pewna co odpowiedzieć z jednej strony chciała zaprzeczyć, z drugiej jednak pamiętała jak starsi mówili o ostatecznym rozwiązaniu i zakończeniu istnienia Duchów. Nigdy jednak nie próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o tym. Była w końcu jedyną ocalałą z ataku na jej ośrodek szkoleniowy. Duchy zabiły wszystkich a jej udało się przeżyć tylko dlatego, że została zamknięta w zewnętrznej piwnicy za wywołanie bójki i złamanie ręki jednemu z chłopców. Szczerze nienawidziła Duchów, jednak z jakiejś przyczyny nie widziała się w otwartym konflikcie na polu bitwy. Bała się śmierci, ale też zabrać komuś życie. I nawet szkolenie nie dało rady jej przemóc.
- Nie wiem czy chcą rozpętać wojnę - powiedziała spuszczając wzrok. - Jednak chciałabym aby Duchy przestały istnieć co do jednego - syknęła z nienawiścią.
Chłopak spojrzał na nią z wyraźnym zastanowieniem. Nie był pewien co zrobić, żal było mu ją zabić, jednak nie mógł też puścić jej wolno. Jego prawa dłoń powoli się regenerowała i nawet okrycie jej mrokiem niewiele pomagało. Dziewczyna na jego oko nawet nie była w połowie przeszkolona, nie mówiąc już o używaniu KI. Niewiele myśląc postanowił jej dać propozycję:
- Zadam Ci pytanie na które odpowiedz mi szczerze - zaczął. - Czy chcesz wrócić do Cieni i dalej kontynuować to swoje nędzne istnienie jako marionetka, czy może chcesz aby pokazał Ci inną ścieżkę, którą możesz kroczyć?
Dłuższe milczenie dziewczyny robiło obiecujące wrażenie. Gdyby odpowiedziała odraz, że chce wrócić do Cieni zabił by ją, z kolei na chęć prowadzenia innego życia wywiózł by ją gdzieś daleko i zostawił samą sobie. Milczenie sugerowało, że nie zatraciła własnej woli i świadomości, co było korzystne dla ich obojga.
Ashura sama się sobie dziwiła dlaczego nie była w stanie od razu udzielić odpowiedzi. Zazwyczaj była w stanie odpowiedzieć bez namysłu i nigdy tego nie żałowała. Jednak jego słowa o marionetce nie dawały jej spokoju. Miała też przeczucie, że on jest znacznie silniejszy nawet od jej mistrza i słyszała pogłoski o tym jak dawny Król Cieni został przyzwany a następnie stracony za sprzeciw i nazwanie głupcem swojego następcy. Ona nie słyszała też aby ktokolwiek dał radę wyjść z organizacji i wieść niezależne życie. W zasadzie nikt tego nawet nie próbował, a jednak było to traktowane jako tabu. Dalsze rozważania także nie dały jej niczego konkretnego. Dała odpowiedź całkowicie nie zdając sobie z tego sprawy.
-A ja twoją marionetką nie będę? - spytała nawet o tym nie wiedząc.
- A czy wyglądam na takiego, który jej potrzebuje? - odpowiedział pytaniem z uśmiechem na twarzy.
- W takim razie powiedz mi co mam zrobić, aby nie być marionetka innych. - uśmiechnęła się do niego.
Chłopak odetchną głęboko z ulgą. Z dziwnej przyczyny cieszył się z wyboru jaki podjęła, jednak coś mu mówiło, że do końca jeszcze nie uświadomiła sobie tego co powiedziała. Zaśmiał się i podał jej pieczeń z ogniska mówiąc:
- Jedz teraz, a po jedzeniu czeka cię pierwszy trening - mówił ciepłym i serdecznym głosem.
Ashura dopiero teraz uświadomiła sobie znaczenie powiedzianych przez nią słów, jednak wcale nie czuła się z tego powodu źle. W ręcz przeciwnie poczuła jakby ktoś zdjął z niej jakiś wielki ciężar. Wzięła mięso i zaczęła jeść czekając niecierpliwie na to co będzie potem.
Pierwsze co ujrzał po wyjściu z pociągu była biel. Wszystko było białe. Pokryte białym puchem drzewa iglaste, domy, chodniki, drogi... wszędzie było pełno śniegu. Na dodatek było zimno, na oko minus trzydzieści.
Na stacji wszyscy ubrani byli w ciepłe, grube ubrania, za które mężczyzna oddałby wszystko. Może i jego płaszcz wydawał się odpowiedni na takie warunki, jednak w rzeczywistości był to jesienny egzemplarz. Nie zastanawiając się dłużej nad swoją niedolą zaczął szukać ciepłego miejsca. W wiosce, w której się znajdował na pewno musiała być jakaś gospoda. Sięgnął do kieszeni po portfel i ścisnął go upewniając się czy aby na pewno jest pełny. Gdy nieco uspokojony ruszył przez wysokie zaspy śnieżne zaczął układać nowy plan. Tym razem był pewien, że nic nie zakłuci jego spokoju w tak odległym od cywilizacji miejscu.
Gdy wszedł do baru, który znalazł po jakichś pięciu minutach, pierwsze co poczuł to przyjemne ciepło i zapach paleniska. Wewnątrz nie było zbyt wielu gości, ale to było pewnie spowodowane dość późną godziną. Człowiek stojący za barem spojrzał w jego kierunku i zdziwił się wielce, pewnie poznał, że mężczyzna jest nietutejszy. Gdy blondyn usiadł przy barze podszedł do niego i spytał:
- Podać coś?
Jednooki szybko przejrzał co znajduje się w ofercie. Nie było w nij niczego godnego uwagi, jednak mimo to postanowił coś zamówić.
- Piwo. - Odpowiedział sięgając po paczkę papierosów. Zamierzał zapalić zanim coś wypije, a poza tym nie było tu żadnego zakazu, a stanie na mrozie niezbyt mu się podobało.
- Pan nietutejszy. - Stwierdził barman.
Blondyn spojrzał na starego barmana i przyjrzał mu się dokładnie, jakby oceniając czy jest choć trochę godny zaufania. W końcu stwierdził, że skoro zamierza się tu zatrzymać lepiej nie wzbudzać zbytnich podejrzeń. Postanowił więc odpowiedzieć.
- Jestem z Colorado. - Wyjaśnił strzepując popiół z papierosa do popielniczki. Starszy mężczyzna zdziwił się jeszcze bardziej. Pewnie teraz zastanawiał się, co ktoś taki może robić w takiej zabitej dechami wsi na końcu świata. Jednooki postanowił zaspokoić ciekawość starca i wyjaśnić mu co nieco, oczywiście nie mówiąc całej prawdy.
- Przyjechałem, aby odpocząć od rodziny. - Wyjaśnił, po czym zaciągnął się dymem z papierosa. Wstrzymał na chwilę oddech aby przedłużyć to uczucie, jednak nie mógł długo nie oddychać i w końcu wypuścił z siebie całe powietrze. Barman odsunął się trochę widząc, że klient kopci jak smok. - Czy jest tu jakieś miejsce, w którym mógłbym się zatrzymać? - spytał blondyn.
- A... tak oczywiście, u pani Louis niedawno zwolniło się mieszkanie. - Powiedział starszy mężczyzna.
- Daleko to? - spytał jednooki.
- Nie, tuż za rogiem. To dwupiętrowy dom, numer szesnaście, na pewno pan trafi.
- Oczywiście, pójdę tylko jak się napiję. - Powiedział blondyn z lekkim uśmiechem. Barman jakby oprzytomniał, gdy usłyszał kwestię o piciu.
- Ah, tak! Zapomniałem, najmocniej przepraszam. - Powiedział zakłopotany wyjmując sporej wielkości kufel. Jednooki poważnie zaczął się zastanawiać, czy zdoła wypić taką ilość piwa.
Po wypiciu trunku, który smakował lepiej niż można było sobie to wyobrazić, mężczyzna udał się w poszukiwaniu budynku z numerem szesnastym. Szedł według wskazówek starego barmana i już po chwili był na miejscu. Światło w domu paliło się mimo późnej godziny. Blondyn otworzył furtkę i przeszedł przez zasypane śniegiem podwórko. Gdy znalazł się już pod drzwiami zaczął rozglądać się za jakimś dzwonkiem, jednak nic takiego nie znalazł. Postanowił więc jak najzwyczajniej zapukać.
Zza drzwi rozległ się cichy dźwięk, skrzypiącego drewna i już po chwili zamek został otwarty.
- Któż to o tak późnej porze? - spytała staruszka wyglądając przez szparę.
- Dobry wieczór, czy dobrze słyszałem, że ma pani do wynajęcia mieszkanie? - spytał jak najbardziej przymilnym tonem. Starał się wyglądać na miłego gościa, jednak z jego wyglądem i obyciem średnio mu to wychodziło.
- Nie mieszkanie, a całe piętro. Jest pan zainteresowany? - spytała pani Louis.
- Taaak. I to bardzo. Dopiero co przyjechałem i sama pani widzi... - próbował wytłumaczyć swoją sytuację. Jednak staruszce najwyraźniej wystarczał sam fakt, że ktoś chce wynająć mieszkanie. Otworzyła szerzej drzwi aby mężczyzna mógł wejść.
- Proszę bardzo, niech się pan rozgości. Pańskie mieszkanie znajduje się na piętrze - mówiła staruszka kierując się w stronę kuchni. - Może chce pan kolację? - spytała jakby licząc na odpowiedź twierdzącą.
- Nie, ale bardzo dziękuje za propozycję. - Grzecznie odmówił.
Zauważył, że staruszka jest bardzo rozgadania i zapewne będzie bardzo kłopotliwa. Jednak tylko taka opcja wchodziła w grę, musiał grać miłego gościa, który uciekł od rodziny.
- A właśnie, jeszcze się nie przedstawiłem, jestem Lloyd Shaw.
Od rozmowy Matthew z Ashurą minęło trzy dni. Dziewczyna na początku była zdziwiona faktem że dzielą ich jedynie dwa lata różnicy wieku. Niezmiernie ucieszyła ją jego reakcja gdy pokazała mu swoją moc mianowicie Railgun, którym to rozwaliła pobliską skałę przy pomocy monety. Jednak kiedy spytał ile razy może z niego wystrzelić i dlaczego wtedy nie użyła go na tamtym duchu nie była w stanie odpowiedzieć. Pierwszy dzień po krótkiej prezentacji spędziła na podążaniu za chłopakiem. Dopiero wieczorem uznał on że miejsce nada się aby w nim zostać na dłużej. Jej zdaniem mogli zostać tam gdzie się ocknęła jednak nie komentowała zbytnio. Drugi i trzeci dzień minęły jej bardzo szybko. Podczas gdy ona wykonywała ćwiczenia zalecone przez Matthew on budował coś co już pierwszego dnia zaczęło przypominać małą chatę. Zastanawiało go jak ze swoją raną jest w stanie tak szybko pracować i przenosić te wielkie bale. Uznała, że musi mieć to związek z jego mocą i bardzo ciekawiło ją w jaki sposób może on jej tak długo używać. Trzeciego wieczoru nie wytrzymała i zapytała przy ognisku:
- Jak to możliwe, że udaje ci się niemal nieustannie używać swojej mocy? - spytała - Nigdy nie widziałam aby ktoś był w stanie cały dzień jej używać i nie mieć potem problemów.
- Ale ja jej nie używałem dzisiaj - odpowiedział zdziwiony.
- Więc w jaki sposób byłeś w stanie sam dźwigać te olbrzymie bale? - dalej dopytywała.
- Przecież nie powiesz mi, że nosiłeś je wyłącznie dzięki własnej sile.
- Niestety ale tak to wyglądało - zaśmiał się. - Ty też niedługo będziesz w stanie robić coś podobnego.
Chłopak nie był zasadniczo zdziwiony jej reakcją. Po prawdzie nawet go to rozbawiło, dzięki ostatnim dniom był w stanie ją całkiem dobrze zrozumieć. Jednak problemem pozostały jej nagłe utraty świadomości i ta druga osobowość ślepo posłuszna jakimś bliżej nie sprecyzowanym rozkazom. Cieszyło go też, że i ona otworzyła się bardziej i opowiadała o Cieniach i swoim wcześniejszym życiu. Widać było że sama powoli nabiera pewności siebie i zaczyna pytać. Jej zachowanie trochę przypominało mu własne w dzieciństwie i martwiło zarazem. Z tego co mu powiedziała to cała Ameryka Północna usiana była placówkami, w których szkolili dzieciaki w ten sposób co ją. Dowiedział się też kto był autorem tego projektu szkoleń, główny przywódca bloku amerykańskiego Cain razem z kilkoma innymi wyżej postawionymi w rejonie stanów. Jednak teraz na głowie miał Ashurę, która na jego szczęście była pojętna. W niecałe dwa dni nauczyła się sztuki koncentracji i medytacji, a także ćwiczyła nie obijając się. Jej zdolność jest potężna jednak ona sama nie jest na nią gotowa i to był jego główny powód pozostania w górach zamiast powrotu do domu bądź prób dowiedzenia się czy nie wybuchnie wojna.
- To powiedz mi jaka jest ta twoja zdolność - nie ustępowała. - Ja Ci swoją pokazałam.
- Dobrze już dobrze - zaśmiał się nie będąc w stanie oprzeć się tej jej reakcji małego dziecka. - Będzie szybciej jak Ci trochę jej pokażę.
Dziewczyna pokiwała głową i zaczęła uważnie się przyglądać. Matthew odetchną głęboko, a chwilę później płomień ogniska zaczął jakby zanikać. On sam natomiast otoczył się czymś co przypomniało czarny dym. Z jego lewej ręki wydobył się kłąb tego dymu wydłużając się by po chwili rozwiewając się ukazać piękny długi miecz. Dziwiła się że ostrze takiej długości on trzyma w jednej ręce. Gdy dym rozwiał się całkiem dostrzegła jak obrażania prawej dłoni znikają razem z dymem. Miecz również po chwili rozwiał się nie pozostawiając śladu.
- Teraz mniej więcej rozumiesz co mogę zrobić swoją mocą - powiedział na koniec.
- Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam - powiedziała dopiero po chwili. - To nie podpada pod żadne znane mi normy mocy. Nawe dla duchów nie ma odniesienia. Nie wiem jak to możliwe, ale twoja zdolność jest całkowicie inna niż wszystko.
Powiedziała co naprawdę sądziła. Wiedziała też, że jej zwierzchnicy wiele by oddali za kogoś z taką mocą. Bardzo szybko jednak zganiła się za takie myśli. Wiedziała, że prędzej by go zabili z uwagi na jego pełną niezależność i była pewna że to nie wszystko co on potrafi.
- Czy mi też uda się do tego stopnia zapanować nad własną zdolnością? - spytała na koniec.
- To zależy jedynie od ciebie samej. Ja mogę ci tylko pokazać sposób, jednak czy ci się powiedzie czy nie to nie jestem pewny. Zagwarantować mogę ci tylko jedno. Na pewno będziesz znacznie silniejsza po tym treningu. - mówił spokojnie i rozważnie dobierając słowa. Nie chciał dać jej fałszywej nadziei ani jej okłamać.
- A długo to potrwa? - spytała nadal zafascynowana.
- Podstawowy trening zajmie nam około miesiąca - odparł. - Zależy to jedynie od ciebie.
Ucieszyła się bardzo na tą wiadomość i szybko zjadła resztę posiłku.
Gdy pani Louis wstała i wyjrzała przez okno podwórko było już odśnieżone. Nowy lokator był niezwykle pracowitym człowiekiem, co zauważyła również reszta wioski. Robił zakupy, wynosił śmieci i pomagał jej w pracach domowych. Znalazł sobie też pracę. Stary barman go przyjął, gdyż jego pracownik wyjechał wraz z ciężarną żoną na południe.
Z początku przybycie blondyna do tej małej miejscowości wzbudziło wielką sensację, jednak teraz wszyscy traktowali go jak swojego. W jakiś tydzień po wprowadzeniu się pana Lloyda okazało się też że mężczyzna ma tak naprawdę czarne włosy.
Mężczyzna próbował wytłumaczyć staruszce w jaki sposób zmienił ich kolor, jednak to było za wiele jak na umysł starszej osoby. Na szczęście młodzieniec nie przeszedł już więcej dziwnych metamorfoz, bo słabe serce pani Louis by tego nie wytrzymało.
Po całym miesiącu jednooki zdążył się już przyzwyczaić do małego miasteczka. Codziennie, z wyjątkiem niedziel pracował w barze, a gdy miał wolny czas pomagał staruszce w domu. Takie spokojne życie mu odpowiadało, szczególnie gdy miał stały dostęp do alkoholu i papierosów. Z tego co zdążył zauważyć mało tu osób w jego wieku. Większość populacji wioski stanowili ludzie starsi, w podeszłym wieku, dzieci było mało. Fakt ten go jednak aż tak bardzo nie intrygował, widział już podobne sytuacje w innych wioskach, w których miał okazję być.
To przypomniało mu o swoich poprzednich tożsamościach i ludziach, których spotkał. Pomyślał też, że to głupota wspominać coś co ledwo się pamięta.
Nie zawracając sobie już głowy nieistotnymi rzeczami wrócił do swojej pracy, w której i tak nic szczególnego się nie działo. Pierwsi klienci przychodzili dopiero wieczorem, a dochodziła dopiero godzina siedemnasta.
Miesiąc treningu bardzo szybko miną Ashurze niemal niezauważalnie. Cały czas miała pełne ręce roboty. Jednak trening się opłacił w przeciągu tego czasu rozwinęła się bardziej niż podczas roku treningu pod okiem mistrza. Jej zdolność znacznie bardziej się wzmocniła i zaczęła częściowo podświadomie używać jej w walce. Była w szoku jak z pozoru proste metody treningu, które Matthew jej pokazał były skuteczne. Zastanawiało ją dlaczego w taki sposób nie uczono ich podczas szkolenia, a także zastanawiała ją ta cała energia KI o której chłopak wspominał. Nie widziała, aby używał on tej energii, ani też żadnych przejawów jej występowania. Jednak, któregoś wieczoru podpatrzyła jak robił coś dziwnego z mieczem. Wykonując z pozoru normalne cięcie był w stanie przeciąć skałę oddaloną od niego o kilkanaście metrów, a innym ruchem pokryć ją lodem. Zastanawiało ją też dlaczego po kilku użyciach jego oddech wyraźnie stawał się cięższy, jednak nigdy go o to nie pytała. Nie mogła też pojąć dlaczego praktycznie nie nadzorował jej treningu tylko zawsze miał jakieś inne zajęcia i jedynie przy sparingach a także pokazując jej coś nowego był z nią i razem trenował. Kiedy spytała o powód tego odparł jej, że jeśli nie będzie chciała to i tak jej nie będzie zmuszał. Stwierdził, że trening na siłę nic nie daje a jedynie jeśli naprawdę chce trenować to powinna to robić, a on jedynie może jej w tym dopomóc. W pewien sposób była w stanie zrozumieć dlaczego tak postępował. Ich zdolności różniły się zasadniczo, a także jego trening za każdym razem wyglądał na znacznie bardziej męczący niż to co jej zlecał. Czasem zdarzało mu się nie wrócić do obozowiska, a gdy go szukała okazywało się że często spał w miejscu gdzie trenował wycieńczony. Dalsze rozważania przerwało jej nadejście chłopaka. Niósł na plecach świeżo upolowaną sarnę. Zawsze zastanawiało ją w jaki sposób w tym terenie mógł je znaleźć i upolować. Jednak nigdy nie miała powodów by narzekać na pieczeń jaką przyrządzał, a także na wyżywienie jakie im zapewniał. Kiedy Matthew skończył przygotowywać mięso i nadstawił je nad płomień zaczął rozmowę.
- Chyba czas już się zbierać - zaczął. - Twoje umiejętności znacząco się rozwinęły w porównaniu ze stanem w jakim się spotkaliśmy. Powiedz mi co wiesz o oddziale Cieni w Stanach. - Poprosił. W jego oczach widziała błysk podobny do tego, kiedy usłyszał o tym jak ją trenowali przez ostatnie lata.
- Cóż siedziba znajduje się w Teksasie, kilkadziesiąt kilometrów na południe od Odessy. Osobą zarządzającą placówką jest przez parę cieni. Kobietę na którą wołają Ahri, która nosi przydomek tysiąca ostrzy. Jest także Shirow, który nosi też miano igni ac aqua - mówiła domyślając się przyczyny jego pytania. - Są bardzo potężni. Z tego co mówiono o nich w trakcie szkolenia są w stanie zrównać miasto tak łatwo jak ty zabijasz Duchy.
Matthew słuchał uważnie jej słów. Domyślał się, że przydomek kobiety będzie miał związek z jej stylem walki, bądź umiejętnością. Bardziej martwił go jednak mężczyzna o którym mówiła. W zapiskach, które pozostawił mu mentor była o nim wzmianka. Był osobą która wyzwała na pojedynek ówczesnego Króla Cieni i prawie osiągnęła zwycięstwo. Jednak pozbawiony oka wedle zasad panujących nie mógł kontynuować walki. Najgorsza jednak była jego moc. Perfekcyjna kontrola nad wodą, którą potrafił zamrażać i ten jego płomień. Nie był też pewny jaką bronią walczy, gdyż zapiski nie mówiły jasno, a zaznaczały coś między kosturem a mieczem. Wiedział, że swój plan będzie musiał jeszcze trochę przemyśleć i zdawał sobie sprawę, że dziewczyna raczej towarzyszyć mu w tym nie będzie.
- To nie zapowiada się na łatwą przeprawę… - powiedział to jakby bardziej do siebie. - Opowiesz mi coś jeszcze o tym ośrodku? - spytał.
- Mogę, ale chyba nie zamierzasz wyciąć ich, co? - domyślała się odpowiedzi jednak chciała ją usłyszeć. - Wiem poniekąd dlaczego to robisz, jednak nie zmieni to sytuacji jaka panuje wśród Cieni. Zginiesz jeśli tam pójdziesz, a ja nie chcę aby jedyna osoba, która pokazała mi chociaż namiastkę wolności zginęła przez to.
- Nie martw się - uśmiechną się do niej serdecznie. Jej słowa naprawdę go ucieszyły, bo pokazały mu efekt jego ostatnich wysiłków. - Jeśli nie będę miał chociaż szansy na zwycięstwo to wierz mi do walki nie stanę. Życie ma sens dopóki je cenisz i żyjesz zgodnie z własnym sumieniem, w przeciwnym razie nie różnisz się zbytnio od dzikich zwierząt.
- Cienie już porzucają to myślenie - odparła smutno. - Szkoda, że osoby mnie i mi podobnych nie miały takiego samego światopoglądu. Jednak proszę Cię nie idź tam. Ich nawet Król i jego straż nie próbuje powstrzymać, gdyż przegrali ostatnio mając znaczną przewagę sił.
- Dziękuję za twoją troskę - mówił kładąc swoją rękę na jej głowie. - Nie pójdę raczej nieprzygotowany. Jutro będziesz trenować sama wedle własnego uznania - mówił spokojnym niemal ojcowskim głosem. - Ja natomiast muszę przemyśleć kilka rzeczy - mówiąc te słowa patrzył na księżyc w pełni jakby napawając sie jego blaskiem.
Dziewczyna nie wiedziała jak opisać jego wygląd w tej poświacie. Z jednej strony wyglądał jak zawsze jednak mogła przysiąc że widziała w jego włosach poświatę, chłodną a zarazem spokojną i uspokajającą. Poczekała aż poszedł obserwując go. Z odległości wyglądał jakby sam emanował lekką poświatą, bardzo podobną do księżycowej.
Czas niezwykle dłużył mu się tego wieczora, jednak w końcu jednooki doczekał się końca swojej zmiany. Była to godzina pierwsza nad ranem, jednak pozostawały mu jeszcze obowiązki takie jak posprzątanie miejsca pracy. Oczywiście nie wdawał się w jakieś wielkie porządki. Poukładał wszystko na swoim miejscu, przetarł ladę, posprzątał ze stołów, a na koniec wszystko szczelnie pozamykał i wyszedł z baru.
Na zewnątrz prószył śnieg. Białe płatki powoli opadały na zasypane już białym puchem ulice. Opad był tak gęsty, że trudno było dojrzeć dalej niż na dziesięć metrów, panująca wokół ciemność również pogarszała pole widzenia.
Opatulony w ciepły, gruby szalik i wełnianą czapkę ruszył w stronę swojej kwatery, która znajdowała się niecałe dziesięć minut drogi stąd. Oczywiście dotarcie tam zajęło dużo więcej czasu niż plan przewidział, głównie ze względu na olbrzymie zaspy śnieżne. Rankiem szykuje się spore odśnieżanie, westchnął w duchu mężczyzna.
Cicho i ostrożnie przemknął na piętro uważając aby drewno pod jego stopami nie skrzypiało zbytnio. Gdy znalazł się już na piętrze rozebrał się szybko i wziął ciepłą kąpiel. Wymoczył się dokładnie, gdyż w przeszłości przez dłuższy czas nie miał dostępu do wanny.
Następnego dnia obudził się dość wcześnie aby wykonać prace na dworze. Później zjadł smaczne śniadanie i wrócił do spania. Około południa pani Louis weszła do jego pokoju informując go o liście, który do niego przyszedł.
Zdziwiony mężczyzna odebrał przesyłkę nie wychodząc z łóżka. Obejrzał dokładnie kopertę co chwila przecierając zaspane oczy.
Na papierze, atramentem wypisane było jego aktualne imię i nazwisko oraz adres zamieszkania. Z lekką obawą przed tym co może znajdować się w środku rozdarł kopertę i wyciągnął z niej jedną, małą karteczkę. Na notatce znajdował się jakiś tekst, którego jednooki nie mógł jeszcze odszyfrować.
Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że wiadomość jest w języku niemieckim. Podczas jej czytania jego oko zaczęło rozszerzać się powoli, a na twarzy zaczęło malować się zdziwienie.
Pani Louis stała nadal w jego pokoju, jakby czekając aż jednooki zdradzi jej o co chodzi. W końcu, po jakichś pięciu minutach patrzenia się na karteczkę, mężczyzna podniósł wzrok na staruszkę i powiedział:
- Muszę wyjechać.
Kobieta niezwykle posmutniała słysząc to.
Duch o oczach jak dwa lśniące szafiry stał na pogorzelisku trzymając w ręku telefon komórkowy. Dotknął kciukiem ekranu robiąc zdjęcie sceny, która znajdowała się tuż przed nim. Zmasakrowane ciała ułożone na stosie, niektóre pozbawione były kończyn, inne nie posiadały tułowia. Leżały zakrwawione i okaleczone.
Mężczyzna wysłał plik ze zdjęciem na sobie tylko znany adres. Po chwili przyszła odpowiedź.
"Twoja robota?"
"Niestety, nie." Odpisał.
"To nasi?"
"Nie."
Żadna nowa wiadomość już nie przyszła.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz