Jednooki wpatrywał się w widok, który rozpościerał się za
oknem. Białe obłoki znajdujące się pod nim wyglądały jak kłębki puszystej
wełny. Przerwy między nimi jak zbiorniki wodne lub wielkie morza. W dole
dojrzeć można było ziemię i maluteńkie domki. Ulice niczym żyłki przecinały
miasteczka i tereny zielone.
W nocy, gdy spał odbyła się chyba najnudniejsza część tej
podróży, a mianowicie przelot nad oceanem. Bardziej interesowało go
obserwowanie lądu, gdzie mógł doszukiwać się ruchu samochodów oraz wyszukiwać
przedziwnych ukształtowań terenu.
Mając szczęście, a dokładniej nie posiadając bagażu,
wyszedł z lotniska rozglądając się dookoła swoim pojedynczym, zielonym okiem.
Wokół przebywało sporo ludzi, jedni tak jak on dopiero co przybyli, inni
natomiast pędzili z bagażami na odprawę. Trochę zirytowany mężczyzna poważnie
zaczął się zastanawiać nad zapaleniem papierosa, jednak nie posiadał przy sobie
nawet jednej sztuki towaru. Gdy miał już udać się gdzieś w celu zakupienia
potrzebnego mu produktu dostrzegł zmierzającego w jego kierunku blondyna.
Mężczyzna ten nie miał jednak typowych blond włosów, był
to odcień dużo jaśniejszy, można było powiedzieć, że prawie biały. Jego fryzura
stanowiła jeden wielki nieład. Radosne, zielone oczy wpatrywały się prosto w
niego. Ubrany był porzadnie, elegancko w garnitur, ale bez krawatu.
Podszedł do niego zadowolony i uśmiechnięty, jakby ta
sytuacja sprawaiała mu niezwykłą przyjemność.
- Witaj drogi kuzynie! Jak miło znów cię widzieć! -
Przywitał się mocno ściskając jednookiego.
- Ciebie też. - Odpowiedział niezadowolony.
- Jak minęła podróż? - Spytał odczepiając się od niego.
- W porządku.
- No to świetnie. - Ucieszył się mężczyzna. Ruszył w
stronę samochodu zaparkowanego niedaleko. Jednooki udał się za nim. Auto było
nowe, tak przynajmniej można było stwierdzić po charakterystycznym zapachu.
Czarny lakier lśnił w słońcu, a opływowy kształt naprawdę przyciągał wzrok.
- Skąd wiedziałeś? - spytał jednooki, gdy znajdowali się
już wewnątrz.
- Mój przyjaciel mnie poinformował. - Wyjaśnił blondyn
ruszając z miejsca.
- Miał w tym jakiś konkretny cel?
- Nie. - Odpowiedział zadowolony z tego faktu kierowca.
Pasażer westchnął zrezygnowany.
Od ostatniej rozmowy z Ashurą minęły trzy dni. Matthew
zastanawiał się nad planem zniszczenia placówki treningowej, w której prano
mózgi kandydatom. Wiedział też, że samotnie raczej nie da rady, a więcej czasu
na przygotowanie nie był w stanie poświęcić. Zastanawiał się też co zrobić z
dziewczyną, bo nie chciał zostawiać jej samej. Jego ekwipunek w porównaniu z
czasem kiedy wyjeżdżał z Czech znacznie się uszczuplił. Zostało mu kilkanaście
noży do rzucania, kilka noży do walki w ręcz, dwa ostrza którymi mógł walczyć w
tym samym czasie i jego miecz, którym walczył zazwyczaj. Przydała by mu się moc
Ashury na wsparcie z zasięgu jednak nie był w stanie jej o to prosić. Chciał
jej dać jak najwięcej czasu na dojście do siebie i miał nadzieję, że dziewczyna
będzie podejmować samodzielne decyzje. Kiedy usłyszał szelest za sobą poderwał
sie błyskawicznie materializując podwójnie miecze. Okazało się, że to była
Ashura, która stanęła jak wryta i nie robiła żadnych gwałtownych ruchów.
- Czego mnie tak zachodzisz? - spytał po chwili. -
Naprawdę mogłem Cię zabić przez przypadek.
- Wybacz - powiedziała łapiąc oddech z trzęsącym się
głosem. - Zastanawiałam się gdzie byłeś przez ostatnie trzy dni.
Prawda była trochę inna. Dziewczyna martwiła się że
zostawił ją samą i udał się zniszczyć przyczółek Cieni. Sama obawiała się
samotności z sobie nieznanego powodu. Wiedziała jednak, że obecność Matthew
działała na nią w szczególny sposób.
- Czyli jednak idziesz ich zniszczyć? - spytała
przerywając chwilę milczenia.
- Tak - odparł tonem spokojnym jednak zdecydowanym. -
Jeśli ja nie pójdę to nikt tego nie zrobi. Sama powiedziałaś, że nawet Król nie
jest w stanie im zaszkodzić…
- W takim razie idę z tobą! - Weszła mu w słowo. - Nie
chcę abyś zginął przez moją osobę - mówiła z łzami w oczach co zdziwiło
chłopaka.
- Spokojnie - starał się ją uspokoić. Wiedział mniej więcej
co dziewczyna przeżyła i nie chciał jej w żaden sposób ranić. - Nie wiem czy
chcę abyś ryzykowała. Sama wiesz czym jest ten ośrodek. Jeśli będziesz chciała
to cię nie powstrzymam jednak przemyśl to dobrze.
Dziewczyna wyraźnie zbiła się z tropu. Zastanawiało ją
dlaczego w jego głosie i spojrzeniu dostrzegała troskę. Jednak postanowiła że
będzie podążać razem z nim i postara się jak najbardziej aby go nie spowalniać.
- Idę z tobą i nie odwiedziesz mnie od tego - powiedziała
stanowczo. Widząc minę chłopaka
zastanawiała się czy na pewno dobrze postępuje jednak postanowiła nie zmieniać
zdania.
- No dobrze - westchnął . - W takim razie zbierajmy się a
po drodze wyjaśnię Ci co będziemy robić w trakcie niszczenia. Wyruszamy rano
więc wyśpij się porządnie.
Uciął dyskusję i dał jej do zrozumienia, że powiedział
poważnie. Dziewczyna ucieszona z tej wiadomości poszła w kierunku obozowiska.
Chłopak popatrzył za nią zastanawiając się czy napewno dobrze robi.
Dom, a raczej willa, w której mieszkał blondyn zrobiła na
jednookim niemałe wrażenie. Oczywiście spodziewał się czegoś podobnego po
wysoko postawionej osobie. Budynek utrzymany był w stylu wiktoriańskim, jednak
można było dostrzec pewne współczesne elementy wystroju.
- Czuj się jak u siebie. - Powiedział gospodarz idąc
przed jednookim, ale tyłem, tak aby móc patrzeć na gościa. Rozłożył ręce tak
jakby chciał pokazać, że wszystko co się wokół znajduje jest do dyspozycji
gościa. - Zanim ruszysz na zwiedzanie musimy ustalić kilka rzeczy. - Dodał
widząc, że jednooki najchętniej poszedłby zobaczyć ten basen o którym mu
wspominał podczas ich wspólnej jazdy.
- Jakich? - Zdziwił się mężczyzna.
- To naprawdę nic wielkiego. - Zapewnił go blondyn. -
Wystarczy, że nie będziesz się z tond ruszał nawet na krok.
- A na dwór?
- Tam też nie możesz.
- A na balkon? Musze przecież palić.
- Możesz palić wewnątrz.
Wszystko wskazywało, że to miejsce stało się jednocześnie
rajem i więzieniem. Jednooki zaczął się zastanawiać co zrobi, gdy poczuje
potrzebę wyjścia na zewnątrz. Zaraz się jednak zreflektował, powinien raczej
myśleć co On mu zrobi jak wystawi z środka chociaż jeden palec.
- A co jeśli wyjdę? - Spytał, tak dla pewności.
- Zabije cię. - Odpowiedział z uśmiechem na ustach. Z
jego miłym tonem zabrzmiało to jak niewinny żarcik, jednak jednooki wiedział,
że to obietnica długiej i bolesnej śmierci.
Pięć dni po wyruszeniu z swojej ostoi w górach znaleźli
się na miejscu. Kolejne trzy dni Matthew poświęcił na obserwacje zachowań osób
się w nim znajdujących. Kiedy następnej nocy nastał nów postanowił przystąpić
do działania wedle wcześniej omówionego planu z Ashurą. Plan był prosty.
Chłopak miał się przekraść niezauważony a dziewczyna miała osłaniać go
korzystając z broni wyborowej jaką jej zapewnił. Następnie kiedy zobaczy
podniesienie alarmu ma użyć swojej zdolności aby zadać jak największe
zniszczenia. Po zamianie kilku zdań zaczął realizacje planu.
Przemieszczając się otoczony mrokiem korzystając z uroków
nowiu bez problemów dostał się pod ogrodzenie. Wysokie na dwa metry pokryte
drutem kolczastym wydawało się niezbyt dobrym pomysłem. Ruszył więc w kierunku
bramy. Ta okazała się tak samo jak podczas obserwacji pilnowana przez dwóch
śpiących strażników, którzy nie wyglądali na wiele starszych od niego. Z bliska
coraz bardziej przypominało mu to obozy rosyjskie, które widział na Syberii.
Kiedy mijał strażników oni nagle przebudzili się. Ashura niemal w tym samym
czasie zastrzeliła jednego a Matthew szybko pozbył się drugiego. Następnie
szybko udał się do budynku, który wcześniej wskazała mu dziewczyna. Z bliska
ujawniły się wysokie zabezpieczenia budynku. Grube stalowe drzwi, i jak sądził
jeszcze grubsze ściany. Na szczęście jego umiejętność dawała mu jeszcze jedną
dodatkową zdolność. Mógł się przeniknąć do każdego miejsca gdzie było dość
mroku, a tam na szczęście panowały dosłownie egipskie ciemności. Przejście bariery
fizycznej zajęło mu około pięciu minut. Zdziwił go fakt, że jakieś dwadzieścia
metrów dalej włączył się alarm w budynku. Gwar jaki potem usłyszał był
potworny. Przez chwilę myślał że znalazł się w odmętach piekieł słysząc to
wycie. Zanim był w stanie otrząsnąć się z tego słychać było kilka wybuchów.
Przy nim pojawiło się kilku teleporterów, którzy wyglądali dla niego jak zombie
a nie ludzie. Wyciągnął noże z butów i starał się jak najszybciej ich ubić.
Jednak po zabiciu jednego reszta zaczęła się teleportować w takim tempie, że
miał problem z nadążeniem za nimi. Kiedy trafił drugiego pozostali jeszcze
bardziej przyśpieszyli skoki. Przy okazji rzucając w niego nożami i innym
żelastwem. Jeden wbił mu się w prawe ramie. Widząc to i czując ból, a także
wściekłość go ogarniającą. Wystraszył się tego uczucia i szybko się pohamował.
To nie był jego pierwszy raz, gdy walczył z wieloma Cieniami na raz, problem
był w tym, że nie był w stanie zbytnio nadążyć za nimi wszystkimi. Im bardziej
próbował tego dokonać tym bardziej opadał z sił. Będąc już na granicy
świadomości zrobił coś czego sam się nie spodziewał. Stał się szybszy od nich.
Jego zdolność w dziwny sposób połączyła się z KI dając zwielokrotnioną szybkość
jego technikom ruchu jakich się nauczył. Miał wrażenie że świat stanął w
miejscu na chwilę. Starając się nie myśleć o tym skupił się na zabiciu
przeciwników. To co dla niego przypominało kilka minut dla nich było
mrugnięciem oka. Nim zrozumieli co się stało leżeli już martwi, a on całkowicie
opadł z sił. Usiadł oparty o ścianę oddychając szybko i niespokojnie. Musiał
odpocząć, a z jego nosa ciekła strużka krwi.
Dziewczyna w tym czasie też miała kłopoty. Ashura, która
według planu była oddalona o kilkaset metrów prowadziła ostrzał spokojnie
trafiając w cele, jednak kiedy wzniósł się alarm zobaczyła dwoje osób kilka
metrów od niej. kiedy rozpoznała osoby zmierzające do niej skamieniała. To była
Ahri i Luke. Chłopak, który był jej najbliższą osobą w trakcie szkolenia, był
dla niej jak brat i jedyna rodzina. Teraz wyglądał jak robot spełniający każde polecenie
kobiety. Ahri była ubrana w coś co przypominało lateks do którego przyczepione
były noże do rzucania w takie sposób aby nie krępowały ruchów i było łatwo ich
dobyć. Na dodatek jej fioletowe włosy do ramion i buty na niezwykle miękkiej
podeszwie powodowały że poczuła lekką zazdrość do jej stylu. Kobieta zbliżyła
się do niej, a widząc skierowaną w jej stronę broń powiedziała:
- Przecież jesteś jedną z nas, odłóż broń zanim stanie Ci
się krzywda - w jej głosie słychać było rozbawienie sytuacją, a wyraz twarzy
zdradzał coś przez co miała ochotę pociągnąć za spust.
- Nie próbuj nawet ruszyć się gwałtownie bo zastrzelę -
powiedziała w miarę pewnie. - Nie będę narzędziem w waszych rękach jak on -
wskazała na swojego dawnego przyjaciela.
Mina Ahri stężała. Kobieta nie była pewna jak dziewczynie
udało się wyrwać z ich kontroli. Pamiętała też, że Shirrow jako osobnika nie w
pełni złamanego jednak należało zachować ją żywą z powodu którego już nie
pamiętała. Widziała też jej oczach gotowość pociągnięcia za spust, co było
czymś nowym. Zawsze podczas treningów i szkolenia nie była w stanie zabić, a w
tej chwili wyglądało na to, że zrobi to nawet z przyjemnością.
- Zabij ją - rozkazała chłopakowi, który niemal natychmiast
wystrzelił.
Ashura zareagowała inaczej niż można by się spodziewać.
Zamiast próbować zejść z linii strzału słysząc komendę Ahri wypuściła broń z
ręki. Pocisk w nią wystrzelony zatrzymał się na czymś co przypominało pole
elektrostatyczne. Kobieta zamarła na chwilę, a dziewczyna użyła jednej z monet,
które miała w kieszeni i wystrzeliła w jej kierunku. Nie trawiła niestety w
Ahri, a urwała rękę chłopakowi i chwilę później słychać było wybuch jednego z
budynków obozu.
Ahri nie miała pojęcia co się właściwie stało. Widziała
coś co przypominało smugę światła a potem usłyszała wybuch za sobą. Widząc jak
dziewczyna szykuje się do kolejnego strzału szybko wykonała unik. Następnie
zaczęła ciskać w Ashurę sztyletami jednocześnie zmniejszając dystans między
nimi. Dziewczyna była w stanie wystrzelić jeszcze kilka razy, jednak nie
trawiła ani razu w przeciwniczkę, zniszczyła natomiast sporą część obozu cieni.
Ashura pamiętała jak Matthew uczył ją aby wyłapać rytm wroga i wykorzystać go
przeciw niemu. Wiedziała też, ze taki sam rytm ataku jest słabością, więc gdy
była już prawie pewna dostosowania się do rytmu przeciwniczki zmieniła
strategie. Zbliżyła się do niej i mając ją na wyciągnięcie ręki wystrzeliła
serię pocisków. Kilka nawet drasnęły napastniczkę, jednak nie dały rady jej
unieszkodliwić. Nim udało się dziewczynie odskoczyć jej nogę przeszył
intensywny ból. ostatnim co zobaczyła był nóż wbity w udo.
Matthew ocknął się słysząc ustające wybuchy. Zdziwił się
sam sobie, że był w stanie odpłynąć na chwilę w samym środku walki i żabic
przeciwników. Kiedy sięgnął po swoją moc poczuł że coś się zmieniło nie był w
stanie stwierdzić co jednak był w stanie wyczuć jakąś zmianę. Przemierzając
korytarze wedle opisu Ashury spotykał dwuosobowe grupki, które nie stanowiły
dla niego żadnego wyzwania. Nawet jego wcześniej zranione ramię zaczynało się
goić co dziwiło chłopaka. Jednak kiedy marsz przeciągał się zaczął się
zastanawiać czy aby te ataki i poświęcenia szkolonych nie były akcją mającą na
celu go zmęczyć i dać jego głównym przeciwnikom czas na coś, co zaplanowali,
bądź ucieczkę. Przed wejściem do jak sądził ostatniej komory katakumb
postanowił chwilę odpocząć. Kwadrans czujnej medytacji dał mu wrażenie
odzyskania większości sił. Szybkim ruchem pchnął ciężkie drewniane wrota, które
uderzyły o ściany z donośnym hukiem. Zza wrót w jego kierunku wypadł mrok.
Zimny, dający uczucie pustki mrok przez który nie był w stanie dostrzec nic.
Chłopak czół jakby znalazł się w odmętach czarnej dziury, nie słyszał nic i nic
nie widział. Nawet inne zmysły dawały wrażenie uśpionych lub zdezorientowanych.
Jakby w oddali usłyszał kobiecy głos, który z jakiejś przyczyny nie podobał mu
się:
- Hmm… Pierwszy raz widzę taką reakcje kiedy ktoś wchodzi
do tej komnaty - powiedziała. - Tak intensywna utrata kontroli… Ciekawe.
- Daj spokój Arhi - usłyszał tym razem męski głos, który
miał wrażenie, że gdzieś go słyszał. - Nie wiemy jeszcze jak zareaguje, więc
lepiej jeszcze się do niego nie zbliżaj.
- Spokojnie nic mi nie zro… - urwała w środku słowa, gdyż
w tym momencie oberwała nożem. Chwilę później słychać było coś jak wrzask. -
Cholera, jak on to zrobił? - zdziwienie w głosie kobiety było znaczące.
- Mówiłem - zaśmiał się mężczyzna.
Chłopak starał się zapanować nad sobą. Nie wiedział nawet
kiedy odruchowo rzucił jednym z ostrzy i w jaki sposób trafił w cel. Energia
nad jaką musiał zapanować była olbrzymia. Nigdy wcześniej jego KI nie wyrwało
się z jego kontroli. Kiedy w końcu udało mu się w miarę zapanować nad sobą
zobaczył wielką salę, która przypominała mu stare greckie świątynie jakie
widział na rysunkach w książkach. Pomieszczenie było owalne z kolumnami
dzielącymi przestrzeń na pierścień od ściany zewnętrznej i sferę przypominającą
uciętą w pół kulę wewnątrz. W oczy rzuciły mu się też misterne zdobienia kolumn
i ścian. Zobaczył dwie osoby stojące przed nim. Kobietę gdzieś koło
trzydziestki średniego wzrostu z niebieskimi włosami i mężczyznę ubranego w
połączenie zbroi płytowej z szatą maga z ilustracji jakie kiedyś oglądał. Z
ramienia kobiety wystawał jego sztylet do rzucania, który emanował z siebie coś
jak czarny dym, kiedy chłopak zobaczył swoją dłoń lekko się przeraził bo ona
także emitowała z siebie taki dym.
- Brawo chłopcze - zaśmiał się mężczyzna. - W niecałą
minutę udało Ci się zapanować nad utratą kontroli. Choć mogłem cię zabić co najmniej
trzy razy, a ona - wskazał na kobietę - przynajmniej dwa razy tyle.
W odpowiedzi kobieta prychnęła jedynie i próbowała wyciągnąć
broń z rany. Chłopak uważnie im się przyglądał. Szukał czegokolwiek co da mu
przewagę, bo był pewien, że to o nich opowiadała mu Ashura. Ahri nie wytrzymała
tej stagnacji i zbliżyła się do chłopaka. Ten nie wykonywał żadnych gwałtownych
ruchów i patrzył na nią jak na dzikie zwierzę. Następnie wykonała gwałtowny
ruch celując w jego krtań on sparował cioś kolejnym ostrzem, drugą ręką zadając
jej cios w brzuch.
- Dość !! - wrzasnął Shirrow. - Albo twoja towarzyszka
zginie - mówiąc to odsłonił mu widok na skutą i poranioną Ashurę, która
klęczała na podłodze.
Chłopak widząc to zatrzymał następny cios w połowie
ruchu. Ahri szybko odskoczyła od niego z wściekłą miną. Łaska wroga i taki
szantaż ze strony Shirrowa powodował u niej wściekłość. Podeszła do mężczyzny i
dała mu kopniaka w piszczel, który miał metalowy odgłos, następnie zdzieliła
dziewczynę kilka razy. Matthew o mało nie wyszedł z siebie widząc to. Nie
pamiętał aby kiedykolwiek zdarzyło mu się być na krawędzi wybuchu. Widząc
jednak jak Ashura plunęła krwią w twarz kobiety nieco się uspokoił i uśmiechnął
pod nosem.
- Z czego się tak cieszysz, co?! - wrzasnęła, a jej twarz
straciła resztki jakiegokolwiek piękna.
- Uspokój się - zwrócił się do niej Shirrow. - On i tak
jest już martwy - powiedział niemal szeptem.
Chłopak wyraźnie zacisną pustą dłoń w pięść aż pociekła krew,
jednak nie ruszył się nawet o krok.
- Nigdy nie sądziłem, że spotkam się z moją niedoszłą
ofiarą w takich okolicznościach - mówił Shirrow. - I pomyśleć, że oboje z
dzieci przeżyją tą rzeź - chłopak słysząc to zdziwił się bardzo. - Tak, nie
przesłyszałeś się twoja siostra żyje, a przynajmniej jeszcze dycha - spojrzał
na Ashurę. - To jak będzie poddasz się czy może chcesz zobaczyć śmierć swojej
siostry w taki sposób jak rodziców.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz