grudnia 13, 2014

Rozdział IV


Jednooki wpatrywał się w widok, który rozpościerał się za oknem. Białe obłoki znajdujące się pod nim wyglądały jak kłębki puszystej wełny. Przerwy między nimi jak zbiorniki wodne lub wielkie morza. W dole dojrzeć można było ziemię i maluteńkie domki. Ulice niczym żyłki przecinały miasteczka i tereny zielone.

W nocy, gdy spał odbyła się chyba najnudniejsza część tej podróży, a mianowicie przelot nad oceanem. Bardziej interesowało go obserwowanie lądu, gdzie mógł doszukiwać się ruchu samochodów oraz wyszukiwać przedziwnych ukształtowań terenu.

Mając szczęście, a dokładniej nie posiadając bagażu, wyszedł z lotniska rozglądając się dookoła swoim pojedynczym, zielonym okiem. Wokół przebywało sporo ludzi, jedni tak jak on dopiero co przybyli, inni natomiast pędzili z bagażami na odprawę. Trochę zirytowany mężczyzna poważnie zaczął się zastanawiać nad zapaleniem papierosa, jednak nie posiadał przy sobie nawet jednej sztuki towaru. Gdy miał już udać się gdzieś w celu zakupienia potrzebnego mu produktu dostrzegł zmierzającego w jego kierunku blondyna.

Mężczyzna ten nie miał jednak typowych blond włosów, był to odcień dużo jaśniejszy, można było powiedzieć, że prawie biały. Jego fryzura stanowiła jeden wielki nieład. Radosne, zielone oczy wpatrywały się prosto w niego. Ubrany był porzadnie, elegancko w garnitur, ale bez krawatu.

Podszedł do niego zadowolony i uśmiechnięty, jakby ta sytuacja sprawaiała mu niezwykłą przyjemność.

- Witaj drogi kuzynie! Jak miło znów cię widzieć! - Przywitał się mocno ściskając jednookiego.

- Ciebie też. - Odpowiedział niezadowolony.

- Jak minęła podróż? - Spytał odczepiając się od niego.

- W porządku.

- No to świetnie. - Ucieszył się mężczyzna. Ruszył w stronę samochodu zaparkowanego niedaleko. Jednooki udał się za nim. Auto było nowe, tak przynajmniej można było stwierdzić po charakterystycznym zapachu. Czarny lakier lśnił w słońcu, a opływowy kształt naprawdę przyciągał wzrok.

- Skąd wiedziałeś? - spytał jednooki, gdy znajdowali się już wewnątrz.

- Mój przyjaciel mnie poinformował. - Wyjaśnił blondyn ruszając z miejsca.

- Miał w tym jakiś konkretny cel?

- Nie. - Odpowiedział zadowolony z tego faktu kierowca. Pasażer westchnął zrezygnowany.



Od ostatniej rozmowy z Ashurą minęły trzy dni. Matthew zastanawiał się nad planem zniszczenia placówki treningowej, w której prano mózgi kandydatom. Wiedział też, że samotnie raczej nie da rady, a więcej czasu na przygotowanie nie był w stanie poświęcić. Zastanawiał się też co zrobić z dziewczyną, bo nie chciał zostawiać jej samej. Jego ekwipunek w porównaniu z czasem kiedy wyjeżdżał z Czech znacznie się uszczuplił. Zostało mu kilkanaście noży do rzucania, kilka noży do walki w ręcz, dwa ostrza którymi mógł walczyć w tym samym czasie i jego miecz, którym walczył zazwyczaj. Przydała by mu się moc Ashury na wsparcie z zasięgu jednak nie był w stanie jej o to prosić. Chciał jej dać jak najwięcej czasu na dojście do siebie i miał nadzieję, że dziewczyna będzie podejmować samodzielne decyzje. Kiedy usłyszał szelest za sobą poderwał sie błyskawicznie materializując podwójnie miecze. Okazało się, że to była Ashura, która stanęła jak wryta i nie robiła żadnych gwałtownych ruchów.

- Czego mnie tak zachodzisz? - spytał po chwili. - Naprawdę mogłem Cię zabić przez przypadek.

- Wybacz - powiedziała łapiąc oddech z trzęsącym się głosem. - Zastanawiałam się gdzie byłeś przez ostatnie trzy dni.

Prawda była trochę inna. Dziewczyna martwiła się że zostawił ją samą i udał się zniszczyć przyczółek Cieni. Sama obawiała się samotności z sobie nieznanego powodu. Wiedziała jednak, że obecność Matthew działała na nią w szczególny sposób.

- Czyli jednak idziesz ich zniszczyć? - spytała przerywając chwilę milczenia.

- Tak - odparł tonem spokojnym jednak zdecydowanym. - Jeśli ja nie pójdę to nikt tego nie zrobi. Sama powiedziałaś, że nawet Król nie jest w stanie im zaszkodzić…

- W takim razie idę z tobą! - Weszła mu w słowo. - Nie chcę abyś zginął przez moją osobę - mówiła z łzami w oczach co zdziwiło chłopaka.

- Spokojnie - starał się ją uspokoić. Wiedział mniej więcej co dziewczyna przeżyła i nie chciał jej w żaden sposób ranić. - Nie wiem czy chcę abyś ryzykowała. Sama wiesz czym jest ten ośrodek. Jeśli będziesz chciała to cię nie powstrzymam jednak przemyśl to dobrze.

Dziewczyna wyraźnie zbiła się z tropu. Zastanawiało ją dlaczego w jego głosie i spojrzeniu dostrzegała troskę. Jednak postanowiła że będzie podążać razem z nim i postara się jak najbardziej aby go nie spowalniać.

- Idę z tobą i nie odwiedziesz mnie od tego - powiedziała stanowczo. Widząc  minę chłopaka zastanawiała się czy na pewno dobrze postępuje jednak postanowiła nie zmieniać zdania.

- No dobrze - westchnął . - W takim razie zbierajmy się a po drodze wyjaśnię Ci co będziemy robić w trakcie niszczenia. Wyruszamy rano więc wyśpij się porządnie.

Uciął dyskusję i dał jej do zrozumienia, że powiedział poważnie. Dziewczyna ucieszona z tej wiadomości poszła w kierunku obozowiska. Chłopak popatrzył za nią zastanawiając się czy napewno dobrze robi.



Dom, a raczej willa, w której mieszkał blondyn zrobiła na jednookim niemałe wrażenie. Oczywiście spodziewał się czegoś podobnego po wysoko postawionej osobie. Budynek utrzymany był w stylu wiktoriańskim, jednak można było dostrzec pewne współczesne elementy wystroju.

- Czuj się jak u siebie. - Powiedział gospodarz idąc przed jednookim, ale tyłem, tak aby móc patrzeć na gościa. Rozłożył ręce tak jakby chciał pokazać, że wszystko co się wokół znajduje jest do dyspozycji gościa. - Zanim ruszysz na zwiedzanie musimy ustalić kilka rzeczy. - Dodał widząc, że jednooki najchętniej poszedłby zobaczyć ten basen o którym mu wspominał podczas ich wspólnej jazdy.

- Jakich? - Zdziwił się mężczyzna.

- To naprawdę nic wielkiego. - Zapewnił go blondyn. - Wystarczy, że nie będziesz się z tond ruszał nawet na krok.

- A na dwór?

- Tam też nie możesz.

- A na balkon? Musze przecież palić.

- Możesz palić wewnątrz.

Wszystko wskazywało, że to miejsce stało się jednocześnie rajem i więzieniem. Jednooki zaczął się zastanawiać co zrobi, gdy poczuje potrzebę wyjścia na zewnątrz. Zaraz się jednak zreflektował, powinien raczej myśleć co On mu zrobi jak wystawi z środka chociaż jeden palec.

- A co jeśli wyjdę? - Spytał, tak dla pewności.

- Zabije cię. - Odpowiedział z uśmiechem na ustach. Z jego miłym tonem zabrzmiało to jak niewinny żarcik, jednak jednooki wiedział, że to obietnica długiej i bolesnej śmierci.



Pięć dni po wyruszeniu z swojej ostoi w górach znaleźli się na miejscu. Kolejne trzy dni Matthew poświęcił na obserwacje zachowań osób się w nim znajdujących. Kiedy następnej nocy nastał nów postanowił przystąpić do działania wedle wcześniej omówionego planu z Ashurą. Plan był prosty. Chłopak miał się przekraść niezauważony a dziewczyna miała osłaniać go korzystając z broni wyborowej jaką jej zapewnił. Następnie kiedy zobaczy podniesienie alarmu ma użyć swojej zdolności aby zadać jak największe zniszczenia. Po zamianie kilku zdań zaczął realizacje planu.

Przemieszczając się otoczony mrokiem korzystając z uroków nowiu bez problemów dostał się pod ogrodzenie. Wysokie na dwa metry pokryte drutem kolczastym wydawało się niezbyt dobrym pomysłem. Ruszył więc w kierunku bramy. Ta okazała się tak samo jak podczas obserwacji pilnowana przez dwóch śpiących strażników, którzy nie wyglądali na wiele starszych od niego. Z bliska coraz bardziej przypominało mu to obozy rosyjskie, które widział na Syberii. Kiedy mijał strażników oni nagle przebudzili się. Ashura niemal w tym samym czasie zastrzeliła jednego a Matthew szybko pozbył się drugiego. Następnie szybko udał się do budynku, który wcześniej wskazała mu dziewczyna. Z bliska ujawniły się wysokie zabezpieczenia budynku. Grube stalowe drzwi, i jak sądził jeszcze grubsze ściany. Na szczęście jego umiejętność dawała mu jeszcze jedną dodatkową zdolność. Mógł się przeniknąć do każdego miejsca gdzie było dość mroku, a tam na szczęście panowały dosłownie egipskie ciemności. Przejście bariery fizycznej zajęło mu około pięciu minut. Zdziwił go fakt, że jakieś dwadzieścia metrów dalej włączył się alarm w budynku. Gwar jaki potem usłyszał był potworny. Przez chwilę myślał że znalazł się w odmętach piekieł słysząc to wycie. Zanim był w stanie otrząsnąć się z tego słychać było kilka wybuchów. Przy nim pojawiło się kilku teleporterów, którzy wyglądali dla niego jak zombie a nie ludzie. Wyciągnął noże z butów i starał się jak najszybciej ich ubić. Jednak po zabiciu jednego reszta zaczęła się teleportować w takim tempie, że miał problem z nadążeniem za nimi. Kiedy trafił drugiego pozostali jeszcze bardziej przyśpieszyli skoki. Przy okazji rzucając w niego nożami i innym żelastwem. Jeden wbił mu się w prawe ramie. Widząc to i czując ból, a także wściekłość go ogarniającą. Wystraszył się tego uczucia i szybko się pohamował. To nie był jego pierwszy raz, gdy walczył z wieloma Cieniami na raz, problem był w tym, że nie był w stanie zbytnio nadążyć za nimi wszystkimi. Im bardziej próbował tego dokonać tym bardziej opadał z sił. Będąc już na granicy świadomości zrobił coś czego sam się nie spodziewał. Stał się szybszy od nich. Jego zdolność w dziwny sposób połączyła się z KI dając zwielokrotnioną szybkość jego technikom ruchu jakich się nauczył. Miał wrażenie że świat stanął w miejscu na chwilę. Starając się nie myśleć o tym skupił się na zabiciu przeciwników. To co dla niego przypominało kilka minut dla nich było mrugnięciem oka. Nim zrozumieli co się stało leżeli już martwi, a on całkowicie opadł z sił. Usiadł oparty o ścianę oddychając szybko i niespokojnie. Musiał odpocząć, a z jego nosa ciekła strużka krwi.

Dziewczyna w tym czasie też miała kłopoty. Ashura, która według planu była oddalona o kilkaset metrów prowadziła ostrzał spokojnie trafiając w cele, jednak kiedy wzniósł się alarm zobaczyła dwoje osób kilka metrów od niej. kiedy rozpoznała osoby zmierzające do niej skamieniała. To była Ahri i Luke. Chłopak, który był jej najbliższą osobą w trakcie szkolenia, był dla niej jak brat i jedyna rodzina. Teraz wyglądał jak robot spełniający każde polecenie kobiety. Ahri była ubrana w coś co przypominało lateks do którego przyczepione były noże do rzucania w takie sposób aby nie krępowały ruchów i było łatwo ich dobyć. Na dodatek jej fioletowe włosy do ramion i buty na niezwykle miękkiej podeszwie powodowały że poczuła lekką zazdrość do jej stylu. Kobieta zbliżyła się do niej, a widząc skierowaną w jej stronę broń powiedziała:

- Przecież jesteś jedną z nas, odłóż broń zanim stanie Ci się krzywda - w jej głosie słychać było rozbawienie sytuacją, a wyraz twarzy zdradzał coś przez co miała ochotę pociągnąć za spust.

- Nie próbuj nawet ruszyć się gwałtownie bo zastrzelę - powiedziała w miarę pewnie. - Nie będę narzędziem w waszych rękach jak on - wskazała na swojego dawnego przyjaciela.

Mina Ahri stężała. Kobieta nie była pewna jak dziewczynie udało się wyrwać z ich kontroli. Pamiętała też, że Shirrow jako osobnika nie w pełni złamanego jednak należało zachować ją żywą z powodu którego już nie pamiętała. Widziała też jej oczach gotowość pociągnięcia za spust, co było czymś nowym. Zawsze podczas treningów i szkolenia nie była w stanie zabić, a w tej chwili wyglądało na to, że zrobi to nawet z przyjemnością.

- Zabij ją - rozkazała chłopakowi, który niemal natychmiast wystrzelił.

Ashura zareagowała inaczej niż można by się spodziewać. Zamiast próbować zejść z linii strzału słysząc komendę Ahri wypuściła broń z ręki. Pocisk w nią wystrzelony zatrzymał się na czymś co przypominało pole elektrostatyczne. Kobieta zamarła na chwilę, a dziewczyna użyła jednej z monet, które miała w kieszeni i wystrzeliła w jej kierunku. Nie trawiła niestety w Ahri, a urwała rękę chłopakowi i chwilę później słychać było wybuch jednego z budynków obozu.

Ahri nie miała pojęcia co się właściwie stało. Widziała coś co przypominało smugę światła a potem usłyszała wybuch za sobą. Widząc jak dziewczyna szykuje się do kolejnego strzału szybko wykonała unik. Następnie zaczęła ciskać w Ashurę sztyletami jednocześnie zmniejszając dystans między nimi. Dziewczyna była w stanie wystrzelić jeszcze kilka razy, jednak nie trawiła ani razu w przeciwniczkę, zniszczyła natomiast sporą część obozu cieni. Ashura pamiętała jak Matthew uczył ją aby wyłapać rytm wroga i wykorzystać go przeciw niemu. Wiedziała też, ze taki sam rytm ataku jest słabością, więc gdy była już prawie pewna dostosowania się do rytmu przeciwniczki zmieniła strategie. Zbliżyła się do niej i mając ją na wyciągnięcie ręki wystrzeliła serię pocisków. Kilka nawet drasnęły napastniczkę, jednak nie dały rady jej unieszkodliwić. Nim udało się dziewczynie odskoczyć jej nogę przeszył intensywny ból. ostatnim co zobaczyła był nóż wbity w udo.



Matthew ocknął się słysząc ustające wybuchy. Zdziwił się sam sobie, że był w stanie odpłynąć na chwilę w samym środku walki i żabic przeciwników. Kiedy sięgnął po swoją moc poczuł że coś się zmieniło nie był w stanie stwierdzić co jednak był w stanie wyczuć jakąś zmianę. Przemierzając korytarze wedle opisu Ashury spotykał dwuosobowe grupki, które nie stanowiły dla niego żadnego wyzwania. Nawet jego wcześniej zranione ramię zaczynało się goić co dziwiło chłopaka. Jednak kiedy marsz przeciągał się zaczął się zastanawiać czy aby te ataki i poświęcenia szkolonych nie były akcją mającą na celu go zmęczyć i dać jego głównym przeciwnikom czas na coś, co zaplanowali, bądź ucieczkę. Przed wejściem do jak sądził ostatniej komory katakumb postanowił chwilę odpocząć. Kwadrans czujnej medytacji dał mu wrażenie odzyskania większości sił. Szybkim ruchem pchnął ciężkie drewniane wrota, które uderzyły o ściany z donośnym hukiem. Zza wrót w jego kierunku wypadł mrok. Zimny, dający uczucie pustki mrok przez który nie był w stanie dostrzec nic. Chłopak czół jakby znalazł się w odmętach czarnej dziury, nie słyszał nic i nic nie widział. Nawet inne zmysły dawały wrażenie uśpionych lub zdezorientowanych. Jakby w oddali usłyszał kobiecy głos, który z jakiejś przyczyny nie podobał mu się:

- Hmm… Pierwszy raz widzę taką reakcje kiedy ktoś wchodzi do tej komnaty - powiedziała. - Tak intensywna utrata kontroli… Ciekawe.

- Daj spokój Arhi - usłyszał tym razem męski głos, który miał wrażenie, że gdzieś go słyszał. - Nie wiemy jeszcze jak zareaguje, więc lepiej jeszcze się do niego nie zbliżaj.

- Spokojnie nic mi nie zro… - urwała w środku słowa, gdyż w tym momencie oberwała nożem. Chwilę później słychać było coś jak wrzask. - Cholera, jak on to zrobił? - zdziwienie w głosie kobiety było znaczące.

- Mówiłem - zaśmiał się mężczyzna.

Chłopak starał się zapanować nad sobą. Nie wiedział nawet kiedy odruchowo rzucił jednym z ostrzy i w jaki sposób trafił w cel. Energia nad jaką musiał zapanować była olbrzymia. Nigdy wcześniej jego KI nie wyrwało się z jego kontroli. Kiedy w końcu udało mu się w miarę zapanować nad sobą zobaczył wielką salę, która przypominała mu stare greckie świątynie jakie widział na rysunkach w książkach. Pomieszczenie było owalne z kolumnami dzielącymi przestrzeń na pierścień od ściany zewnętrznej i sferę przypominającą uciętą w pół kulę wewnątrz. W oczy rzuciły mu się też misterne zdobienia kolumn i ścian. Zobaczył dwie osoby stojące przed nim. Kobietę gdzieś koło trzydziestki średniego wzrostu z niebieskimi włosami i mężczyznę ubranego w połączenie zbroi płytowej z szatą maga z ilustracji jakie kiedyś oglądał. Z ramienia kobiety wystawał jego sztylet do rzucania, który emanował z siebie coś jak czarny dym, kiedy chłopak zobaczył swoją dłoń lekko się przeraził bo ona także emitowała z siebie taki dym.

- Brawo chłopcze - zaśmiał się mężczyzna. - W niecałą minutę udało Ci się zapanować nad utratą kontroli. Choć mogłem cię zabić co najmniej trzy razy, a ona - wskazał na kobietę - przynajmniej dwa razy tyle.

W odpowiedzi kobieta prychnęła jedynie i próbowała wyciągnąć broń z rany. Chłopak uważnie im się przyglądał. Szukał czegokolwiek co da mu przewagę, bo był pewien, że to o nich opowiadała mu Ashura. Ahri nie wytrzymała tej stagnacji i zbliżyła się do chłopaka. Ten nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów i patrzył na nią jak na dzikie zwierzę. Następnie wykonała gwałtowny ruch celując w jego krtań on sparował cioś kolejnym ostrzem, drugą ręką zadając jej cios w brzuch.

- Dość !! - wrzasnął Shirrow. - Albo twoja towarzyszka zginie - mówiąc to odsłonił mu widok na skutą i poranioną Ashurę, która klęczała na podłodze.

Chłopak widząc to zatrzymał następny cios w połowie ruchu. Ahri szybko odskoczyła od niego z wściekłą miną. Łaska wroga i taki szantaż ze strony Shirrowa powodował u niej wściekłość. Podeszła do mężczyzny i dała mu kopniaka w piszczel, który miał metalowy odgłos, następnie zdzieliła dziewczynę kilka razy. Matthew o mało nie wyszedł z siebie widząc to. Nie pamiętał aby kiedykolwiek zdarzyło mu się być na krawędzi wybuchu. Widząc jednak jak Ashura plunęła krwią w twarz kobiety nieco się uspokoił i uśmiechnął pod nosem.

- Z czego się tak cieszysz, co?! - wrzasnęła, a jej twarz straciła resztki jakiegokolwiek piękna.

- Uspokój się - zwrócił się do niej Shirrow. - On i tak jest już martwy - powiedział niemal szeptem.

Chłopak wyraźnie zacisną pustą dłoń w pięść aż pociekła krew, jednak nie ruszył się nawet o krok.

- Nigdy nie sądziłem, że spotkam się z moją niedoszłą ofiarą w takich okolicznościach - mówił Shirrow. - I pomyśleć, że oboje z dzieci przeżyją tą rzeź - chłopak słysząc to zdziwił się bardzo. - Tak, nie przesłyszałeś się twoja siostra żyje, a przynajmniej jeszcze dycha - spojrzał na Ashurę. - To jak będzie poddasz się czy może chcesz zobaczyć śmierć swojej siostry w taki sposób jak rodziców.
by Lyedbow and  Mortis

Brak komentarzy: