- Jak wyjdziemy to zobaczysz - odparł chłopak.
Kiedy doszli do końca korytarza okazał się on świętym miejscem w Japonii. Kapłan widząc jak wychodzą z stamtąd zbladł i coś krzyczał w ich kierunku, jednak dziewczyna nie wiedziała o czym on mówi. Matthew chwilę z nim porozmawiał i udał się do głównej świątyni, gdzie przywitał się z starszym człowiekiem także w stroju kapłańskim. Na pytanie gdzie się znajdują odpowiedział beztrosko, że w Tokio. Dziewczyna słysząc to zbladła a potem wydarła się na niego, że znajdują się w samym centrum terytorium Duchów i na dodatek przy samej ich kwaterze głównej. Chłopak uśmiechnął się tylko i poprosił o coś starca.
- Sunahara zgodził się nam pomóc - powiedział Matthew do siostry.
- Ty do reszty zwariowałeś co? - spytała dziewczyna.
- Nie, to sytuacja nas do tego zmusza - odparł i wiedziała że miał trochę racji, jednak nie była w stanie zrozumieć dlaczego wybrał to miejsce. - Usiądź sobie tam - wskazał na drzewo pod którym stał wielki kamień - i poczekaj chwilę.
Dziewczyna chcąc nie chcąc posłuchała go. Wiedziała, że jej nie zdradzi, a pytanie o czym będzie rozmawiał nie miało zbyt wiele sensu, gdyż i tak by nie powiedział jeśli nie uznał by tego za konieczne. Nawet nie starała się przysłuchiwać rozmowie bo i tak nie była w stanie zrozumieć choćby słowa po japońsku.
Matthew próbował namówić starca na jedną prośbę.
-Ale dlaczego tak się upierasz, przecież i tak jesteś już silniejszy niż większość tej hałastry - mówił starzec.
- Teraz mam kogoś kogo muszę bronić - wskazał na dziewczynę.
- Wreszcie myślisz się ustatkować? - spytał Sunahara uśmiechając się.
- Nie - odparł. - To moja siostra jak się okazało - starzec oniemiał słysząc to.
- Więc jednak tamta przepowiednia się sprawdziła… - zaczął. - To masz nieblada problem przed sobą mój drogi - zaśmiał się wyraźnie próbując obrócić przestrogę w żart. - Jesteś pewny tego o co prosisz?
- Niestety nie mam wyjścia, a nie mam pojęcia ile czasu zajmie tropicielowi znalezienie nas. To jedyna szansa, aby przetrwać i ją ochronić - mówił ze zmartwieniem. Pierwszy raz w życiu był odpowiedzialny za kogoś i nie wiedział czy dobrze robi.
- Rozumiem Cię chłopcze, jednak wiedz, że nikt nie będzie w stanie Ci doradzić w tej kwestii - mówił spokojnie starzec. - Jednak wiesz mam nadzieję jak wiele ryzykujesz robiąc to?
- Tak. Pamiętam, że nikt nie wrócił z tamtego miejsca żywy - skinął głową. - Powiedz mi tylko czy widzisz jakąś inną drogę na rozwiązanie tego?
- Obawiam się, że nie chłopcze i to mnie martwi. W żaden sposób nie jestem w stanie cię odwieść od tego, bo sam nie znam innej drogi na szybkie zwiększenie swoich możliwości - mówił ze zmartwieniem. - Jednak czy warto brać takie ryzyko?
- Nigdy nie miałem rodziny i przez lata żałowałem tego, że do nich nie dołączyłem. Teraz jednak przynajmniej mam jakiś powód aby nie szukać śmierci i wyzwania. Mam powód by być ostrożnym i starać się jak najlepiej przygotować na zagrożenia - mówiąc to w jego oczach widać było radość połączoną z chęcią życia.
- Naprawdę się zmieniłeś, mój chłopcze - zaśmiał się Sunahara. - Niech będzie. Zrobię to dla ciebie ten jeden raz.
- Bardzo Ci dziękuję - ukłonił się do niego z szacunkiem.
- Podziękujesz jak wyjdziesz żywy - odparł starzec. - A teraz zawołaj dziewczynę zanim się zorientują o twojej obecności tutaj.
Szybko zawołał Ashurę i wyjaśnił jej naprędce co zamierza zrobić. Dziewczyna stanowczym tonem zakomunikowała mu, że ona tez chce trenować i niech nawet nie myśli o tym aby jej bronić. Sama ma być w stanie się obronić i nie miała zamiaru stać się jego kulą u nogi.
Chłopak nie wiedząc jak wygrać spór powiedział starcowi uporze jego siostry. Starzec zaśmiał się jednak zgodził dać dziewczynie szansę.
- Na pewno chcesz mieć maksymalne warunki jakie tylko możliwe? - spytał chłopaka.
- Tak to jedyna droga w tej sytuacji - z niechęcią to powiedział co nie umknęło uwadze starca, który pamiętał jak rok temu chłopak cały czas chciał aby mógł trenować w maksymalnych warunkach bez cienia strachu.
- Wydoroślałeś - powiedział na koniec Sunahara.
Chłopak wyjaśnił na szybko umiejętność Sunahary, która pozwalała mu tworzyć i wysyłać osoby do oddzielnych wymiarów, które miały najróżniejsze warunki. Powiedział też, że on wybierze się do kompletnie innego niż ona. I poprosił dziewczynę aby przeżyła ten trening, co zastanowiło Ashurę, jednak nic nie powiedziała.
Starzec jeszcze raz zapytał chłopaka czy jest tego pewien, a potem pojawiło się przed Matthew coś co przypominało portal, przez który chłopak wszedł. Potem drugi, który starzec wskazał dziewczynie. Ta niepewnie jednak weszła, po czym przejście zamknęło się.
Szafirowooki mężczyzna siedział w pewnej odległości przysłuchując się wszystkiemu dokładnie. Jego zmysły były niezwykle wyostrzone dlatego mógł pozwolić sobie na przebywanie w pewnej odległości od swojego celu. Wątpił w to, że kapłan nie zauważył jeszcze jego obecności. Zastanawiało go jednak dlaczego nic z tym nie zrobił. Kolejną zagadką było dla niego, dlaczego te dzieciaki ruszyły właśnie do Japonii. Podobno pod latarnią jest najciemniej, ale w tym przypadku było jednak na odwrót.
Widząc jak dwójka dzieciaków znika postanowił pójść i przywitać się ze staruszkiem. Zeskoczył z dachu budynku i ruszył leniwym krokiem w stronę świątyni. Stanął tuż przed wejściem przyglądając się dokładnie otoczeniu.
Czemu mnie zaszczyciłeś swoją obecnością młody człowieku? - spytał starzec nieznajomego.
Nie, to ja czuje się zaszczycony. - Skłonił się lekko, na tyle aby móc ciągle widzieć staruszka. Może i był emerytem, ale zdolność miał problematyczną. - To niesamowite, że ktoś taki był tu, tuż pod naszym nosem, a my nawet tego nie zauważyliśmy. Czuje się przez to trochę niezręcznie. - Powiedział z lekkim zakłopotaniem.
Nie wiem o czym ty mówisz młodzieńcze - odparł starzec. - Jednak z miłą chęcią posłucham.
Jeśli to panu nie przeszkadza, to zaproponowałbym nieco inne miejsce na tego typu rozmowę.
Tu mi dobrze - oparł starzec. - Rzadko kiedy jest taka pogoda, więc trzeba z niej korzystać.
Skoro tak pan uważa. - Odparł z rezygnacją prostując się. - Chyba mi nie wypada, ale spytam… Mogę usiąść na tamtym kamieniu? - Spytał wskazując na sporej wielkości głaz znajdujący się obok stawiku z rybkami Koi. Od chwili gdy się tu znalazł poczuł potrzebę zerknięcia na te cudne zwierzęta.
Jak chcesz tylko ryb nie strasz - zgodził się starzec. - Wystarczająco problemów jest z dziećmi, które pojawiają się w świątyni raz na jakiś czas.
Obiecuje, że nie sprawię żadnego problemu. - Powiedział, po czym udał się w stronę stawiku. W wodzie pływały dość sporej wielkości karpie. Szafirowooki przyglądałby się im z zafascynowaniem przez całe godziny, jednak nie miał na to wystarczająco czasu. - Proszę pana… co to w ogóle za trening? - Spytał przenosząc swoje spojrzenie na staruszka.
Trening ? - zdziwił się starzec. - Nie z bardzo cię rozumiem młodzieńcze.
To zaczynało być z lekka irytujące. To ON przychodzi tu, wchodzi głównym wejściem, praktycznie zupełnie się odsłaniając, a oni sobie tak z niego żartują? Nie, to nie mogło być tak. Jeśli teraz by sobie poszedł to zapewne próbowaliby go zaatakować… Z drugiej strony ten dziadek naprawdę sprawiał wrażenia jakby o niczym nie wiedział. Jedyną osobą, która potrafiła tak doskonale grać był bez wątpienia gołąb, a ten staruszek z pewnością nim nie był. Coś naprawdę tu nie grało, tylko musiał się dowiedzieć dokładnie co.
Czy to możliwe, że został wciągnięty do innego wymiaru nawet nie zdając sobie z tego sprawy? Jeśli tak było to jak powinien sprawdzić, czy jest w swoim wymiarze, czy nie? Na wszelki wypadek sprawdził, czy jego połączenie z bazą działa. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Jednak to również mogła być pułapka. Nie chciał używać innych metod, bo to mogłoby spowodować wiele problemów.
Chociaż z drugiej strony… skoro to jest inny wymiar, to…
Proszę pana, przejrzałem na oczy! - Oznajmił nagle zeskakując z niewygodnego siedziska. - Dziękuje bardzo, bardo mi pan pomógł. - Wypalił pełen entuzjazmu i energii.
Jeśli rozmowa ze mną w jakiś sposób ci pomogła to bardzo się cieszę młodzieńcze - uśmiechnął się starzec serdecznie.
Mężczyzna skierował się w stronę wyjścia, starzec nie próbował go zatrzymać. Gdy odszedł na pewną odległość wspiął się na dach jednego z budynków, gdy był już na samej górze spojrzał w stronę świątyni.
Jeśli chcą udawać głupców to niech tak robią dalej, pomyślał. Nadal był lekko podirytowany tą sytuacją. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej długi, okrągły pojemnik, w którym znajdowała się dodatkowa para oczu. Jedyne co było z nimi nie tak, to kolor białek, który był zupełnie czerwony. Tęczówka natomiast była barwy czarnej. Mężczyzna podniósł swoją rękę i skierował ją w stronę swojego prawego oka. Drżącymi palcami wyjął swoje oko, ból towarzyszący temu zabiegowi był niewyobrażalny. Później wyjął narząd zastępczy i ulokował go w pustym oczodole. Zamknął swoje drugie oko aby móc dokładnie przyjrzeć się wszystkiemu w okół.
Na jego twarzy pojawił się niewielki uśmiech. Całe szczęście, że nie użył tam swoich zdolności. Dziwił się w ogóle, dlaczego wypuścili go stamtąd żywego… ale to nie miało już przecież żadnego znaczenia.
Duch widział dwie szybko rosnące plamy energii w miejscach, gdzie wcześniej zniknęły jego cele. Jednak była barwy słońca, jasna i ciepła z drobnymi przeskokami napięcia. Druga była mroczna i zimna. Zastanawiał go fakt, że w pierwszej dostrzega drobne elementy drugiej. Zastanawiało go też dlaczego te plamy cały czas przyśpieszały swój wzrost. Starzec natomiast emanował bardzo potężną energią, której nie był w stanie przyporządkować do czegokolwiek. Zauważył jak w przedziale czasu jego energia minimalnie, jednak w jakimś procencie spadała. W przeciągu dnia zobaczył jedynie kilka osób chwilę rozmawiających ze starcem. Wieczorem dostrzegł dziwne zmiany z zachowaniach dwóch niemal sprzecznych energii, które pozostały po jego niedoszłych ofiarach. Zmiany stawały się gwałtowne i zachodziły w niewielkich przedziałach czasowych, co utrudniało ich zrozumienie. Cały czas jednak widać było znaczne wzrosty energii, co był najbardziej podejrzane. Cokolwiek na tamte siły wpływało, musiało wywierać wielką presję aby utrzymać je w ryzach. Późnym wieczorem Sunahara Wszedł do budynku, a światła zaczęły gasnąć. W okolicach północy dalej obserwując plamy energii zaobserwował dziwne ich pulsowanie. Najpierw jedna miała bardzo szybkie tempo, a druga w porównaniu do tamtej ślamazarne, by następnie niemal zgrać się doprowadzając do rezonansu między nimi. Z nastaniem świtu okazało się, że energie nie przypominają plam a wielkie wiry zachodzące na siebie. W każdym z nich widział podobne motywy, które wydawały się cienkimi paseczkami w porównaniu do kolorów podstawowych. Przed południem starzec wrócił na swoje miejsce do siedzenia i uśmiechnął się widząc dwa potężne wiry mocy. Kiedy wyglądało na to, że całą dobę przesiedział obserwując wir, który należał do chłopaka stał się dziwny. Na krótka chwilę zniknął, by pojawić się jako wielka przestrzeń, która niemal przysłoniła mu wszystko inne. Złota barwa energii dziewczyny natomiast zaczęła mieszać się z krwistą czerwienią i kilkoma innymi kolorami, dając odcień którego nie potrafił zdefiniować. Kiedy słońce znalazło się w zenicie energie w dziwny sposób wróciły do swojego wyglądu pierwotnego, a przestrzeń przy nich zaczęła pękać. Towarzyszący temu odgłos pękającego szkła był nienaturalny. Pierwsza ukazała się dziewczyna, która wyszła z łuny światła będą w formie, w której uciekła mu wcześniej z domostwa w którym spotkał ją po raz pierwszy. Wyraźnie było widać, że miała problemy z kontrolą tej formy, gdyż dłuższy czas zajął jej powrót do wyglądy człowieka. Chłopaka natomiast nie było widać, jednak dostrzegał jak pęknięcia powiększają się i swoją wielkością przypominały już budynek. Chwilę później zobaczył jak z pęknięć wylewa się czarna moc, z której wyszedł chłopak w całkowicie ludzkiej postaci, jednak nią otoczony. Sprawiało to wrażenie, które nie było estetyczne dla oka. Doszło też kilka kosmyków białych włosów, co zdziwiło obserwatora.
Po ponad dobowym czuwaniu jego ciało zaczęło odmawiać mu posłuszeństwa. W normalnych warunkach nie byłoby to dla niego dużym problemem, jednak w sytuacji gdy używał oka gorgony wszystko ulegało diametralnej zmianie. Zastanawiał się, czy to co zobaczył w ogóle do czegoś się przyda, zazwyczaj chłonie każde informacje bez zastanawiania się nad ich użytecznością. W tej sytuacji jednak musiał nad tym pomyśleć choć przez chwilę.
Sunahara wyglądał na rozbawionego ich wyglądem. Ashura wyglądała jakby wcale nie trenowała, chłopak natomiast o mało nie zemdlał gdyż słaniał się na nogach. Dziwiło to starca, gdyż z chłopaka dosłownie tryskała energia.
Jak się udał trening? - zapytał młodych.
Ciekawe przeżycie - odparła dziewczyna. - Ile czasu to zajęło? - zapytała kompletnie nie potrafiąc ocenić czasu jak spędziła w dziwnym wymiarze.
Jeden dzień, tak jak ustaliłem z Matthew - odpowiedział starzec puszczając oko do dziewczyny.
Ashura dopiero po chwili zrozumiała, że mówił on płynnym angielskim. Zatkało dziewczynę na chwilę, a jej brat zaśmiał się lekko wyraźnie zmęczony.
Też się kiedyś zdziwiłem, jak przemówił do mnie po angielsku - powiedział do niej.
Twoja reakcja nie była jednak tak zabawna - zgodził się starzec. - A jak się podobał trening tobie?
Z początku za duży próg, potem za łatwo, a na końcu sam nie wiem co sądzić - odparł.
Jeśli się nie mylę to zostałeś dłużej o jakieś dwa lata niż powinieneś - powiedział do niego starzec.
Taa… Musiałem coś przemyśleć - zgodził się.
Jak to kilka lat? - spytała zszokowana dziewczyna.
Pozwól że ja to wyjaśnię, młodziutka. - powiedział starzec nim Matthew dał radę coś powiedzieć. - Przestrzeń, którą dla was stworzyłem miała znacznie szybszy przepływ czasu. Dla ciebie, Ashuro stworzyłem mniej więcej 50 lat, które odpowiadało jednemu dniowi tutaj. Dla twojego brata mniej więcej trzy razy takie tępo.
Ale… - nie wiedziała co powiedzieć.
Tak nic się nie postarzałaś i nie mieliście takich samych warunków - pokiwał głową starzec. - Musiałem dostosować to tak, abyście mogli jak najefektywniej odbyć trening.
Ech…. moim zdaniem to nadal uważam, że chciałeś mnie zabić na początku - mruknął chłopak. - Jednak przynajmniej trochę poprawiłem swoje umiejętności.
Uwadze starca nie umyła zmiana w tatuażach chłopaka, jednak nie skomentował tego. Dziewczyna wyglądała na niepocieszoną faktem, że nie miała takiego samego treningu jak jej brat, jednak nic nie powiedziała. Kiedy na nich patrzył wydawało mu się na pierwszy rzut oka, że to Ashura więcej zyskała na tym treningu i jest silniejsza od chłopaka, jednak błysk w oczach chłopaka i to jak uwalniała się z niego energia wprowadzało go w konsternację.
Szafirowooki z zaciekawieniem słuchał ich rozmowy. Od dłuższej chwili w ogóle się nie poruszał aby nie tracić cennej energii. Prawe oko miał zamknięte gdyż używanie go zaczęło sprawiać mu ból. Co chwila otwierał je jednak aby sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
Gdy po dłuższym czasie uchylił powiekę dostrzegł, że coś jest nie tak. Jednak jeszcze dziwniejszy był fakt, że wesoła gromadka nadal rozmawiała sobie beztrosko. Otaczające go powietrze zdawało się mieć nieco mętną barwę. Jego wyczulony węch nie wykrył żadnych podejrzanych toksyn, chyba, że substancja była bezwonna. Ostrożnie rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś nowego źródła energii. Na nieszczęście odkrył aż dwa.
Para duchów czaiła się w pobliżu, zapewne gotowa do ataku z zaskoczenia. Skoro go jeszcze nie wykryli musieli albo być jakimiś słabeuszami, albo specjalizować się w czymś zupełnie innym. Osobiście wolał aby nie stanowili żadnego większego zagrożenia.
Jego instynkt zaczął mu podpowiadać, że powinien jak najszybciej ulotnić się z tego miejsca. Jednak nie mógł na nim w tej chwili zbytnio polegać ze względu na swoją misję. Tu z powrotem spojrzał na rodzeństwo, które nadal rozmawiało ze staruszkiem.
Nagle w jego głowie pojawiła się pewna myśl, która nakazała mu zrobić coś zupełnie szalonego.
Ostrożnie i powoli zszedł na ziemię uważając aby nie spaść. Miał lekkie zawroty głowy, przeczuwał, że niedługo straci również panowanie nad swoim ciałem, jednak mimo to pchał się w sam środek pułapki. Nie mając innego wyjścia ruszył w stronę świątyni.
Jak na razie nikt jeszcze nie zauważył jego obecności, ale fakt ten mógł ulec zmianie w każdym momencie.
Długo jeszcze będziesz się tak skradał? - spytał chłopak patrząc w pustkę. - Dobrze wiem, że tam jesteś...
Ashura nie była pewna o czym on mówił. Chłopak natomiast od dłuższego czasu wyczuwał energię zmierzającą powoli do nich jednak nie reagował przez dłuższy czas. Czekając na odpowiedź patrzył w kierunku głównej bramy świątyni, w której pojawił się szafirowooki duch.
Nie skradam się. - Odparł ledwo stojąc w pionie. Z jego prawego oka obficie zaczęła płynąć krew, jednak mimo to nadal używał narządu. Dzieciak był czujny, jednak z tej odległości mało prawdopodobne jest… w każdym razie musiał spróbować, w przeciwnym wypadku zawali swoją misję.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz