Wewnątrz Puszki Pandory było tak jak w rzeczywistym
świecie. Słońce świeciło wysoko, wiatr lekko muskał w skórę, a wszechobecna
zieleń dawała poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Jednakże nastrój tu panujący
nie udzielał się Emperorowi, który zmierzał właśnie do pałacu. Droga przez las
była długa i męcząca, co wzbudzało w nim jeszcze większy gniew.
- Czyżby ktoś był zdenerwowany? - Rozbrzmiał głos, jednak
jego właściciela nigdzie nie było. Cesarz jednak doskonale wiedział do kogo
należy.
- Kamui! Ty draniu! - Syknął.
- Nie unoś się tak, nie unoś. - Uspokajał go Duch.
- Wiesz coś w ogóle narobił!? - Spytał ze złością.
- Podrzuciłem wam pod drzwi bardzo niebezpieczną
przesyłkę? - Odparł niewinnym głosem.
- Ty... Ach!-
Urwał nie kończąc wypowiedzi.
- Nie będziesz mi groził? - Zdziwił się Kamui.
- On nigdy nie grozi innym. - Odezwał się trzeci głos,
jednak jego właściciela można było już zobaczyć. W stronę Emperora zmierzał
Szafirwooki. Ręce ukryte miał w kieszeniach długiego płaszcza, który zazwyczaj
na sobie nosił.
- Night nie powinno cię tu być. Jak tu wszedłeś? - Spytał
białowłosy, gdy mężczyzna podszedł wystarczająco blisko.
- Kamui mnie przeniósł. - Odpowiedział spokojnie.
- A czy wy czasem ostatnio nie próbowaliście się
pozabijać? - Zdziwił się.
- To prawda. - Przyznał szafirowooki. - Ale...
- Chciałem zadośćuczynić za swoje przewinienia. - Wtrącił
się Kamui.
Emperor zdziwił się nieco, nie sądził, że chłopak
kiedykolwiek wyrazi chęć dołączenia do nich. Oczywiście w obecnej sytuacji było
im to niezwykle potrzebne.
- Będziesz musiał porozmawiać o tym z Pandorą, to ona
odpowiada za rekrutację nowych członków, no i... pokarz się wreszcie. To
irytujące gadać do pustej przestrzeni. - Gdy tylko skończył mówić obok niego
pojawił się chłopak o bordowych włosach. Był niski, szczupły i w ogóle nie
przypominał Ducha.
- Teraz nie mogę wyjść. - Stwierdził niezadowolony.
- Wyjdziesz jeśli Pandora się na to zgodzi. - Wyjaśnił mu
białowłosy.
- No to idziemy? - Spytał.
Emperor ruszył w dalszą podróż bez słowa. Za nim ruszyli
Night i Kamui.
W międzyczasie ktoś inny miał napad nie pohamowanej
złości. Herbst przemierzał korytarz swojego domu gniewnym krokiem. Sam nie
wiedział gdzie chce iść. Był zły, a świadomość tego wprawiała go w jeszcze
większy gniew. Jednooki obserwował go z bezpiecznej odległości, tak na wszelki
wypadek, nie zamierzał być jego kolejną ofiarą. Smok zastanawiał się co
doprowadziło mężczyznę do takiego stanu. Słyszał co nieco o jego pracy i
obowiązkach, jednak nigdy nie widział aby tak się czymś przejmował. Nie chcąc
dłużej przebywać w jego towarzystwie udał się do kuchni. Jednak po jakimś
czasie nawet tutaj nie było spokojnie. Do jego uszu zaczęły dochodzić
przekleństwa w najróżniejszych językach, większość po niemiecku. Tylko część z
nich rozumiał. Nagle na piętrze rozległ się odgłos tłuczonego szkła, a po
chwili przez okno, na idealnie skoszony, zielony trawnik wyleciała złota
statuetka oraz szczątki szyby.
Gdy po jakichś dziesięciu minutach Herbst się uspokoił,
jednooki wyjrzał aby sprawdzić co robi mężczyzna. Ostrożnie wszedł na piętro i
zajrzał do pokoju, gdzie powinien przebywać blondyn. I rzeczywiście siedział
tam na sofie, sprawdzając czy źle potraktowany przez niego przedmiot nie doznał
żadnych uszkodzeń. Zajęcie to najwyraźniej pozwoliło mu na chwilę zapomnieć o
problemie, gdyż sprawiał wrażenie opanowanego i skupionego.
- Coś się stało? - Wypalił bez zastanowienia Smok.
- Wiesz jak to jest, gdy tworzysz coś od podszewki,
doskonalisz przez lata, a gdy już finiszujesz, to cały twój wkład okazuje się
daremny? - Spytał nie odwróciwszy się do rozmówcy.
- Chyba nie. - Odpowiedział nieco zmieszany jednooki.
- Trzeba wszystko zacząć od nowa. - Wypowiedzenie tego
zdania wyraźnie sprawiało mu wielki problem. Westchnął zrezygnowany odkładając
statuetkę na stolik. Położył się wygodnie na sofie splatając ręce na brzuchu.
- Chodzi o misję? - Zadał ostrożnie pytanie, wiedząc, że
w każdej chwili może go rozzłościć.
- Nie. - Odpowiedział spokojnie.
- Więc Pandora... - Założył jednooki ostrożnie podchodząc
do Herbsta. Usiadł na fotelu, który ustawiony był naprzeciwko sofy, na której
leżał blondyn.
- Nie miałem na to wielkiego wpływu. Po prostu się stało.
- Powiedział po dłuższej chwili. - Ale za to ten drań Kamui...
- Kamui? - Zdziwił się Smok. Nie przypominał sobie aby
kiedykolwiek słyszał o kimś takim.
- Nikt nie wie skąd się wziął. Wyskoczył jak Filip z
konopi i wywrócił wszystko do góry nogami. Jest teleporterem i sensorem
jednocześnie. Wytropi każdego, nawet jeśli ucieknie do innego wymiaru. -
Wytłumaczył Herbst.
- Trudny przeciwnik. - Stwierdził Smok. Sam kiedyś miał
do czynienia z teleporterem i bardzo niemiło wspomina to spotkanie.
- Jest jeszcze End, ale nim nie musimy się przejmować,
jest po naszej stronie.
- Aha. - Odparł jednooki.
Herbst najwyraźniej nie miał już nic do powiedzenia, gdyż
przekręcił się na bok pokazując swoje plecy. Smok odebrał to jakby chciał
zostać sam, więc wyszedł z pokoju i zszedł na parter.
Nie mając co zrobić z wolnym czasem udał się na basen, na
którym nie był już od dłuższego czasu.
Minęło trzy dni od czasu zniknięcia ciała Matthewa.
Ashura płakała do nieprzytomności by znów zacząć, kiedy się obudzi. Jednak po
całych trzech dniach łzy nie chciały juz lecieć, jej oczy przestawały widzieć,
a jej gardło było zdarte do tego stopnia, że nawet nie była w stanie wydać z
siebie dźwięku. Drobny wiatr który wiał po okolicy zmienił kierunek i zaczął
podnosić liście drzew, które wyglądało jakby tańczyły na wietrze. W miejscu
gdzie przelatywały za drzewem słychać było nuconą melodię żałobną. Dziewczyna
nie zwracała na to uwagi, nie miała żadnych chęci do życia, nie mowiąc już o
walce. Zza drzewa wyłoniła się młoda osóbka. Jej długie czarne jak smoła włosy
za pas i drobna postura w normalnej sytuacji były by komiczne. Z wyglądu
nieznajoma miała raptem z piętnaście lat. Spokojnym krokiem zbliżyła sie do
bezwolnej Ashury i uklękła przed nią. Mętnym spojrzeniem dziewczyna patrzyła na
nieznajomą nie podejmując żadnego ruchu, czy jakiejkolwiek reakcji.
- Rozumiem, że jest ci ciężko, ale może pójdziesz ze mną?
- spytała próbując do niej dotrzeć. - Znałam Matthewa, krótko jednak na tyle by
być gotowa Ci pomóc, dziewczyno. Nie możesz tak klęczeć i płakać - starała się
wywołać w niej jakąkolwiek reakcję. - Czy myślisz, że to go uszczęśliwi?
Ostatnie zdanie
spowodowała że Ashura poruszyła się i mruknęła niemal niesłyszalnym, zdartym
głosem.
- Martwych nic nie uszczęśliwi - mówiła jak w transie. -
To ja powinnam być na jego miejscu… To przeze mnie zginął… - powtarzała jak
mantrę.
- Twoje szczęście, że jesteś z nim spokrewniona -
westchnęła młódka i podniosła dziewczynę, która nie sprawiała żadnego oporu. -
Zaprowadzę cię gdzieś.
Mówiąc to ruszyła ciągnąc ze sobą Ashurę, która zmierzała
znią bez oporu, czy woli. Poddała się i dając ciągnąć się za rękę podążała z
nieznajomą dziewczynką myślami będąc bardzo daleko.
- Jak tam opieka nad dzieckiem? - Powiedział na
przywitanie Kamui pojawiając się w domu Herbsta. Gospodarz znajdował się
właśnie w kuchni, dlatego też gość postanowił się tam pojawić.
- Idź z tond. - Odpowiedział dając znać, że nie chce mieć
z nim dzisiaj do czynienia.
- No ale Herbst! Nuuudze się! - Zwierzył się rudzielec
siadając przy stole.
- Myślisz, że gdzie jesteś!? - Oburzył się blondyn widząc
jak chłopak zaczyna się rządzić w jego mieszkaniu.
Kamui najwyraźniej nie przejmował się narzekaniami
Herbsta gdyż właśnie w tej chwili z uwagą przyglądał się metalowemu
pojemnikowi, w którym najprawdopodobniej znajdowało się coś smacznego. Rudzielec
ostrożnie zdjął wieczko i zajrzał do środka, gdy miał się już dowiedzieć co
skrywało się pod pokrywką coś mocno uderzyło w tył jego głowy, na tyle mocno,
że jego czoło miało przykre i bolesne spotkanie z blatem stołu.
- Ała! - Krzyknął Kamui spoglądając z wyrzutem w stronę
Herbsta. - Za co!?
- Nie rządź się tak. - Odpowiedział, po czym wyrzucił
Kamuia z kuchni.
Chłopak nie mając co ze sobą zrobić zaczął rozglądać się
po domu. Chodził od pokoju do pokoju oglądając wszystko z wielkim
zainteresowaniem. Ciągle czuł zagrożenie ze strony gospodarza, postanowił więc
nie dotykać niczego by go jeszcze bardziej nie rozdrażnić.
Gdy wszedł do pokoju telewizyjnego sprzęt znajdujący się
w nim był włączony. Kanał ustawiony był na wiadomości, w których mówili o jakiejś
katastrofie.
- Ale się porobiło. - Skomentował cicho.
- Ciekawe czyja to wina? - Spytał z nutką ironii osobnik
wylegujący się na kanapie.
- A! To ty tu jeszcze siedzisz? - Odpowiedział pytaniem
na pytanie, udając przy tym zdziwienie.
- To więzienie o zaostrzonym rygorze, niby jak miałbym z
tond uciec... - Odpowiedział Jednooki nieco niezadowolony. W jego głosie można
było wyczuć nutkę poirytowania, najwyraźniej ten temat był dla niego w dużym
stopniu drażliwy.
- Żarcik. - Usprawiedliwił się Kamui, jednak Smok nie
zwracał już na niego uwagi. Rudowłosy poczuł się z tego powodu trochę
dotknięty, postanowił więc nieco podrażnić się z jednookim. - Nie próbowałeś
nigdy uciec? - Spytał siadając na miejscu obok rozmówcy.
- Nie. - Odpowiedział krótko. Nadal wpatrywał się w
telewizor.
- Nie? - Powtórzył zdziwiony rudowłosy.
- Nie. - Potwierdził Smok.
- Z Herbstem to raczej niemożliwe. - Stwierdził fakt
Kamui. Jednooki nic nie odpowiedział, jednak chłopak dobrze wiedział, że się z
nim w zupełności zgadza. - A gdybym ci pomógł? - Spytał.
Smok spojrzał na niego z lekkim błyskiem w oku. Rudowłosy
chłopak uśmiechnął się lekko widząc, że udało mu się zainteresować rozmówcę.
Nie czekał więc na jego odpowiedź, tylko od razu wysłał
go do innego wymiaru.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz