Jednooki
znalazł się w miejscu, którego nigdy wcześniej nie widział. Wypalona ziemia
rozciągała się wszędzie gdzie był w stanie sięgnąć okiem, a powietrze
zanieczyszczone było dymem i popiołem. Gdzieś musiało leżeć spalone ciało, gdyż
czuł charakterystyczny zapach zwęglonego mięsa.
-
I jak ci się podoba? - Spytał Kamui pojawiając się tuż przy nim.
-
Gdzie ja jestem? - Spytał o pierwszą rzecz jaka przyszła mu do głowy.
-
W Ameryce. - Odpowiedział z uśmiechem rudowłosy.
-
To jest Ameryka? - Zdziwił się Smok.
-
Niedługo po tym jak zabrałem cię z Niemiec wojna rozpętała się na dobre, no i
teraz sam widzisz co się dzieje. - Wyjaśnił pokrótce.
Jednooki
nic nie odpowiedział, zastanawiał się ile czasu trwała jego podruż przez inny
wymiar. Dla niego przeniesienie było natychmiastowe, najwyraźniej czas w tamtym
wymiarze płynął zupełnie inaczej. Obrócił się w stronę Kamuia aby zadać mu
jeszcze jedno pytanie, jednak chłopaka nigdzie nie było.
Sunahara
patrzył na słońce w małej wiosce otoczonej lasem i górami. Za nim stanęła mała
dziewczynka i spytała:
-
Jak tam starcze? - mówiła to jakby żartowała sobie, a głos miała lekki i
dziewczęcy.
-
Tama? - zdziwił się starzec. - Przyszłaś porozmawiać?
-
Taa… można tak powiedzieć - przyznała. - Trzeba przyznać, że naprawdę
jest jego siostrą - stwierdziła od tak.
-
Więc to w jej sprawie tu jesteś - westchnął. - Więc co porabia płacząca młódka?
- spytał z lekkim śmiechem w głosie.
-
Od dwóch tygodni cały czas trenuje do upadłego - odparła. - Jednak do niego jej
daleko. Nie wiem czy przetrwa kiedy stąd odejdzie - powiedziała poważnym
głosem, co kompletnie przeczyło jej wyglądowi.
-
Więc zatrzymaj ją. Matthew już nie wróci z tego co zrozumiałem, kiedy ją
przyprowadziłaś - zamyślił się. - Czyli co planujesz z nią zrobić?
-
Nie różni się zbytnio już teraz ode mnie - powiedziała. - Jednak dobrze by było
zakończyć jej przemianę. Zastanawia mnie tylko w jaki sposób i Matthew i ona
dali radę to zrobić w takim wieku - powiedziała patrząc w dal. Wyglądało jakby
wspominała chłopaka.
Sunahara
patrzył na Tamę z zamysłem spytania o czym tak myśli, jednak odpuścił wiedząc z
doświadczenia, że i tak mu nie odpowie. Zastanawiało go jednak w jaki sposób ta
mała dziewczynka występowała w większości historii jako jeden z
najstraszniejszych Youkai. Dziewięcioogoniasty lis, bo w takiej postaci spotkał
ją kiedy był młody, wcale nie przypominała strasznego potwora jakim przedstawia
się ją w opowieściach. Przypomniał sobie jak pierwszy raz spotkała Matthew i
ich reakcje kiedy się spotkali. Wspomnienie przywołało uśmiech na jego twarzy.
Pamiętał jak stanęli naprzeciw siebie, ona z kulą lisiego płomienia, on z
mroczną lancą w dłoni. Zastanawiało go też dlaczego w przeciągu jednego
wieczora dogadali się w taki sposób, że Tama dla żartu siadała mu na kolanach i
chciała żeby głaskał ja po głowie niczym małą dziewczynkę.
-Tama,
jesteś jeszcze ze mną? - spytał próbując zwrócić jej uwagę. - Ona już wie kim
jesteś czy jeszcze nie?
-
Co? - spytała otępiała. - A nie, jeszcze nie wie. I wolałabym aby tak pozostało
- stwierdziła. - Matthew był bardziej… - szukała słowa. - Otwarty? W tej
kwestii. Ona już teraz przejawia nie chęć do wszystkiego co wiąże się z
jakąkolwiek mocą. Nie wiem co jej się stało, jednak kiedy widziała mój lisi
płomień to o mało nie rzuciła się na mnie - wzruszyła ramionami.
-
Matthew prawie na pewno jest martwy, więc teraz zapewne odbiera każdą moc jako
wrogą - zgodził się.- Pytanie tylko co z nią zrobić? Tu jest bezpieczna, gdyż
nawet najsilniejsi z użytkowników nie dadzą rady przejść twojej bariery, co
zresztą dowodzi czemu jeszcze nie zaatakowali mimo panującej otwartej wojny...
W
przeciągu czasu rozgorzał bowiem bardzo poważny konflikt niemal całkowicie
niszcząc kruchy porządek świata. Duchy i Cienie stanęli bowiem do otwartej
wojny, a Pandora i jej organizacja, których istnienie zostało potwierdzone
niemal w tym samym czasie, też swoje trzy grosze dorzucało. Miejsce, w którym się znajdowali było ostoją dla wszystkich, którzy nosili miano Youkai w
Japonii, a raczej tego co z niej zostało. Obecnie była bowiem państwem Duchów i
rządzili bardzo twardą ręką. Jednak dzięki ich rządom wyspy nie ucierpiały tak
bardzo na skutek pocisków jądrowych, co inne kraje. Tama nie pamiętała nawet
takiego chaosu kiedy były wielkie wojny, czy bunty, które przeżyła w swoim
długim istnieniu. W lisiej dolinie, która należała do niej schronienie
znalazła całkiem spora gromadka w tym Ci, których czczono jako bogów. Każdy
musiał jednak utrzymywać ludzką postać i miał zakaz używania mocy, choć
większość się nie stosowała do tego zakazu za bardzo to jednak nikt nie używał
swoich zdolności w stopniu w którym zareagowała by. Zastanawiało ją też
dlaczego część przybywających pytała o Matthew, kiedy docierała na miejsce.
Okazało się bowiem że wśród demonów, jak lubiła określać tą gromadę, był
całkiem znany i respektowany. Suzaku i Seiryu twierdzili, że Matthew
prawdopodobnie jeszcze żyje, jednak nie byli w stanie powiedzieć czy wróci i
będzie mógł walczyć. Powiedzieli jej, że jeśli stało się tak jak powiedziała to
musiał zdjąć pieczęć, którą założyli razem z Byakko i Genbu przy pomocy Morii.
Twierdził, że jeśli ona go zabrała to znaczy że jest szansa na jego
przetrwanie, jednak nie był w stanie stwierdzić czy jego moc także została.
Ashurę określili jako podobną od nich, co też zdziwiło Tamę, jednak nie
wypytywała wiedząc jaką moc posiadała dziewczyna była w stanie pojąć o co im
chodziło z tym porównaniem.
-
Chodźmy do Ashury - zwróciła się do Sunahary przerywając zamyślenie. - Sam
zobaczysz w jakim jest stanie i może coś jej przemówisz do rozumu - westchnęła.
Starzec
zgodził się i ruszył za dziewczynką. Szli wioską, która bardziej przypominała
starą, pamiętającą jeszcze czasy shogunatu osadę. Na skraju wioski znajdowała
się chata przy wodospadzie, gdzie jak się domyślał zmierzali.
Kiedy
dotarli na miejsce jego oczom ukazała się dziewczyna, która samą siłą woli
rozcinała wodospad nad sobą. Gdy dotarli na odległość kilkunastu metrów
dziewczyna została przytłoczona wodą nad którą straciła kontrolę. Nie zwracała
nawet na nich uwagi i próbowała po raz kolejny. Kiedy chciał jej przerwać Tama
stanęła na jego drodze dając mu do zrozumienia, aby poczekał. Próba, którą
oglądał trwała jakieś pół godziny, po czym dziewczynę znów zmyła woda. Lisica
zbliżyła się do Ashury i wyciągnęła z wody.
-
Zawsze tak jest. Najpierw rozcina wodospad a potem nie wie kiedy skończyć -
westchnęła. - Zrób coś z nią, bo mi już nic do głowy nie przychodzi.
Starzec
nie wiedział co powiedzieć. Ashura próbowała się podnieść jednak wyraźnie nie
miała sił. Stanął nad nią mając nadzieję, że spojrzy na niego.
-
Jak pamiętam byłaś pogrążona w rozpaczy, a teraz próbujesz się wykończyć -
zwrócił się do niej.
-Daj
mi spokój - syknęła. - Nic cię to nie powinno obchodzić. Dlaczego muszę być
taka słaba - miała łzy w oczach.
-
Nie jesteś słaba dziecino, wręcz przeciwnie jesteś nadzwyczaj silna - mówił do
niej troskliwym głosem. - Nie wiesz jeszcze jak używać swojej mocy efektywnie i
tu jest problem. Twój brat to widział, dlatego do mnie wtedy się zwrócił po
pomoc w twoim treningu.
-
I na co to przyszło, jak teraz przeze mnie jest martwy - wyraźnie sączyła jad i
obwiniała się. - To ja powinnam zginąć, nie on.
-
Znów to samo - westchnął. - Dobrze wiesz co stałoby się gdybyś zginęła. Każdy
Ci to mówił. Matthew dał ci jeszcze jedną szansę, pokazał ci jak cenne jest
twoje życie - starał się do niej dotrzeć. - Nie zmarnuj tego co dla ciebie
zrobił.
Starał
się do niej dotrzeć przez kilka godzin. Tama znudzona wysłuchiwaniem jego
gadaniny oddaliła się i zrobiła sobie drzemkę w cieniu drzewa. Kiedy obudziła
się dochodził zmierzch, a Ashura dalej próbowała trenować. Tym razem robiła to
nieco spokojniej. Lisica otuliła się swoimi ogonami i poszła w stronę wioski
zostawiając młodą dziewczynę samą. Miała nadzieję, że w końcu opamięta się i
zacznie cenić to co dla niej zrobiono, jednak nie miała na to zbyt wielkich
nadziei.
Smok szedł przez
wyniszczoną wojną ziemię poszukując jakiegokolwiek śladu życia. Zniszczone
miasta, spalone lasy, wyschnięte rzeki, to krajobraz który roztaczał się wokół
niego. W dodatku ciągle towarzyszył mu zapach zwęglonego ciała, nigdzie jednak
nie było trupów. Gdy przechodził przez zniszczone miasto zajrzał do kilku
domów, które jakimś cudem jeszcze stały. Wszystko wewnątrz pokrywała warstwa
popiołu i sadzy. Nagle coś przykuło jego uwagę, kształt znajdujący się w rogu
pomieszczenia. Jednooki nie mógł skojarzyć co to może być, jednak w miarę
zbliżania się zapach spalenizny potęgował się, dlatego szybko zawrócił i
wyszedł z gruzowiska.
Przekraczając próg drzwi
wyczuł, że coś zbliża się do niego z niesamowitą prędkością, szybko przemieścił
się w inne miejsce, jednak był zbyt wolny. Napastnik odbił się od ściany
budynku kierując się w jego stronę. Smok w ostatniej chwili zrobił unik i dalej
biegł przed siebie w poszukiwaniu jakiejś otwartej przestrzeni. Gdy był już na
skraju miasteczka wróg dopadł go uderzając z wielką siłą w jego plecy. Jednooki
przeleciał parę metrów do przodu upadając na asfalt i zdzierając skórę. Przy
nabieraniu powietrza pojawił się niesamowity ból w prawej części klatki
piersiowej, prawdopodobnie miał złamane żebra. Szczęście, że nie kręgosłup.
Odwrócił się aby
zobaczyć gdzie znajduje się napastnik. Blond włosy duch stał tuż obok niego
przyglądając mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Gdy tak oboje patrzyli na
siebie nie wykonując żadnego ruchu pojawiła się kolejna postać.
- Einz! Co ty
wyprawiasz!? - Krzyczała zdenerwowana dziewczyna zmierzając w stronę partnera.
- Jednooki, co ty tutaj
robisz? - Spytał blondyn w końcu otrząsając się ze stanu otępienia.
- Einz, to ty!? -
Zdziwił się mężczyzna, nie sądził, że spotka tu dawnego przyjaciela.
- Tak, to ja, a wracając
do mojego pytania...
- Znacie się? - Spytała
brunetka o długich, lekko kręconych u dołu włosach.
- Tak znamy. -
Odpowiedział jej Einz. Jego zielone oczy co chwila przenosiły się z Jednookiego
na dziewczynę, to z dziewczyny na Jednookiego.
- Co tutaj robię?
Zwiedzam. - Wypalił nie mając innego wyjaśnienia.
- Zwiedzasz? - Einz
sprawiał wrażenie jakby rozmawiał z kretynem, za to jego towarzyszka patrzyła
na jednookiego jakby był nienormalny. No cóż, mieli trochę racji.
- Kto to jest? - Spytała
w końcu dziewczyna.
- A no tak, nie przedstawiłem was sobie. Jednooki Swallow, Swallow Jednooki.
- Nie kojarzę go. -
Powiedziała. Einz złapał się za tył głowy, gdyż nie wiedział jak powiedzieć jej
to co i tak będzie musiał zaraz wyznać.
- Uciekłem. - Wyjaśnił
Smok. Blondyn spojrzał na niego z wyrzutem, to nie była dobra forma
przekazywania tej informacji.
- Że co!? - Oburzyła
się. - Dlaczego w ogóle jeszcze żyjesz!? - Spytała z pogardą.
- Hej, hej! Uspokój się!
- Blondyn próbował złagodzić sytuację.
- Powinniśmy go zabić,
tu i teraz! - Zwróciła się do partnera. Nie wiedziała co Einz sobie w ogóle
myślał, dlaczego rozmawiał z tym zdrajcą?
- To ja może się już
ulotnie. - Powiedział Jednooki pod nosem z zamiarem odejścia, jednak ból
uniemożliwiał mu taktyczny odwrót, przez co został przyłapany na próbie
odwrotu.
- Gdzie się niby
wybierasz!? - Spytała Swallow łapiąc go za kołnierz i ciągnąc z powrotem w
swoją stronę, bez jakiejkolwiek delikatności.
- Czy możecie się
uspokoić obije? - Spytał Einz, gdy tamta dwójka zaczęła się delikatnie szarpać.
- Zaprowadźmy go do
Draco. - Powiedziała stanowczo.
- To on tutaj jest!? -
Zdziwił się Smok. To nie wróżyło nic dobrego.
- Tak, jest. Co innego
mogło stworzyć takie pogorzelisko. Praktycznie cały wschód tak wygląda. -
Odpowiedział blondyn.
- Draco spali cię na
popiół, nic z ciebie nie zostanie. - Groziła mu dziewczyna.
- Spokojnie,
spokojnie... - mówił do partnerki duch. Nie chciał skazywać własnego
przyjaciela na śmierć, więc musiał jakoś uspokoić koleżankę.
- Nie mów mi, że chcesz
go puścić? - Spytała doskonale odgadując jego myśli.
- I tak mamy co innego
do roboty, a on prawdopodobnie, podkreślam, prawdopodobnie nie przeżyje. Ani
cienie, ani duchy mu nie pomogą, gdy znajdzie się w strefie rażenia będzie po
nim. - Próbował jej przetłumaczyć. Z kolejnymi zapewnieniami, że zabijanie
jednookiego jest pozbawione sensu dziewczyna w końcu dała się przekonać.
Niezadowolona i naburmuszona ruszyła drogą wiodącą przez miasteczko. Szła
powoli czekając aż Einz ją dogoni.
- Słuchaj Jednooki,
lepiej zmywaj się z tond i to szybko. Niedługo przybędzie Frost i zamieni to miejsce
w epokę lodowcową. - Poradził mu przyjaciel.
- Dwóch pogromców? Czy
oni nie przesadzają? - Zdziwił się Smok. To nadzwyczajne aby dwie bronie
masowego rażenia znajdowały się tak blisko siebie.
- Prawdę mówiąc, to rada
chce to szybko załatwić, bez względu na koszty. Na starym kontynencie mówią o
broniach atomowych, a w rzeczywistości to Pogromcy sieją spustoszenie. -
Westchnął zrezygnowany. Moc tych potworów widocznie go przytłaczała.
- A gdzie znajdują się
pozostali? - Spytał, tak dla pewności.
- Tam gdzie zwykle,
Europa, Azja, Australia, Kanada i Ameryka Południowa. Zwarci i gotowi na
rozpętanie piekła... Idź już lepiej, jak najdalej z tond. - Odpowiedział i
ruszył za brunetką, która znajdowała się już spory kawałek z tond.
- Dzięki za wszystko z
wyjątkiem połamanych żeber. - Powiedział na pożegnanie, blondyn jedynie
podniósł rękę nic nie mówiąc.
Smok powoli i ostrożnie
skierował się w przeciwnym kierunku.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz