lutego 21, 2015

Rozdział XIV


Ciemne pomieszczenie oświetlone gdzieniegdzie fioletowym światłem. W środku coś jak wielki cylinder świecący chłodnym blaskiem. Dwie postaci rozmawiają ze sobą:

- I jak idzie? - spytała jedna.

- Zapomnij cokolwiek  nie zrobię i tak nie jestem w stanie przywrócić formy pierwotnej - lamentowała druga.

- Czyli pieczętowanie też na nic? - spytała.

- Bez formy, która będzie stabilna? - zdziwiła się. - To jak próba pochłonięcia nicości, nie proś o rzeczy niewykonalne.

- Moria nie będzie zadowolona - stwierdziła pierwsza.

- Mam to gdzieś. Jak chce to może sama się głowić, jestem istotą śmierci, a nie pieprzonym blokerem - prychnęła.

- Przekażę twoje zdanie w tej sprawie - powiedziała w zadumie. - Jednak musisz chociaż doprowadzić go do jakiego stanu.

- Mówi się trudno, ona zna moje zdanie - wzruszyła ramionami.

- Niech...

Obraz zaczął się rozmazywać Ashurą wyraźnie coś trzęsło i otwierając oko zobaczyła znajomą sylwetkę Tamy.

- Budź się do cholery - mówiła trzęsąc nią jak workiem kartofli.

Dziewczyna dała znać, że ją słyszy i próbował się podnieść jednak nie miał sił nawet na to.Tama chcąc nie chcąc postawiła dziewczynie posiłek i poszła z powrotem do wioski. Po drodze zastanawiało ją co się dziewczynie przyśniło, bo miała wyraźne łzy w oczach, które nie wynikały z zaspania.



Kilka dni uciążliwej wędrówki bez dostępu do jedzenia i świeżej wody naprawdę dało mu się we znaki. Złamane żebra nie pozwalały na zbyt szybki marsz, a krajobraz który ciągle wyglądał tak samo, nie pozwalał na dokładne określenie kierunku. Ciężkie, ciemne chmury zasłaniały niebo skutecznie blokując promienie słoneczne. W takiej oto scenerii przyszło mu wędrować.

Ledwo żywy opadł na spaloną ziemię, przez co w powietrze uniósł się tuman popiołu. Zanieczyszczenia dostały się do jego dróg oddechowych powodując podrażnienie, przez co zaczął kaszleć i krztusić się. Dopiero po chwili był w stanie spokojnie oddychać.

Daleko za nim chmury wydawały się jeszcze czarniejsze, a powietrze jeszcze bardziej mętne. Czyżby w tamtym rejonie znajdowało się więcej zanieczyszczeń? Nie miał czasu na zastanawianie się nad tak trywialnymi rzeczami, musiał iść dalej... Tylko co zrobi jeśli dokądś dojdzie? Nie przepłynie przecież oceanu, a o pokonaniu gór w stanie, w którym się obecnie znajduje jest niemożliwe. Ile by teraz dał żeby posiadać zdolność do teleportacji, pomyślał.

Leżał tak przez dłuższy czas nabierając sił, które i tak szybko się wyczerpią. Minuty płynęły niezwykle szybko, nawet nie zauważył, że zaczyna się ściemniać. Gdy informacja ta do niego dotarła było już za późno na znalezienie jakiejkolwiek kryjówki na noc. Temperatura szybko zaczęła spadać, a on marznąć. W pobliżu nie było nawet jednego budynku, w którym mógłby się schronić, wszędzie rozpościerało się pustkowie. Nie miał co korzystać ze swoich mocy, szybko straci całą energię, a za bardzo też nie ma na czym jej użyć, więc byłoby to zupełnie pozbawione sensu.

Nagle coś go mocno szarpnęło i zaczęło ciągnąć w jakimś kierunku, nie miał siły aby sprawdzić co się dokładnie dzieje. Po jakimś czasie jego ciało zostało zostawione w spokoju.

Obudził się następnego dnia w miejscu, którego w ogóle nie rozpoznawał. Nie pamiętał aby zasypiał w budynku i w dodatku przykryty płaszczem. Spróbował się podnieść i odkrył, że nie sprawiało mu to tak dużego bólu jak powinno. Jego klatka piersiowa owinięta była bandażem, co w pewnym stopniu przynosiło mu ulgę. Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu osoby, która mu pomogła, a gdy już znalazł ducha, który spał spokojnie pod ścianą, omal nie dostał zawału serca. Dlaczego on jeszcze żyje!?

Shiro, bo takie imię było tego ducha, siedział pod ścianą, opierając się o nią plecami, nogi miał wyciągnięte przed siebie, z czego jedna nałożona była na drugą. Gdy smok wpatrywał się z przerażeniem w Shirowa, ten nagle uchylił swoje czerwono, fioletowe oko. Zwrócił swoje zaspane spojrzenie na przerażonego Smoka.

- Jednak żyjesz. - Stwierdził. Najwyraźniej spodziewał się innego obrotu sytuacji. Starszy mężczyzna ziewnął krótko, po czym wstał szybko i zaczął rozprostowywać zastałe kości. Jednooki przyglądał mu się uważnie, jakby czekając na atak, który jak dotąd jeszcze nie nastąpił.

- Dlaczego... - zaczął, jednak nie skończył gdyż przerwał mu Shiro.

- Jestem tutaj, czy dlaczego cię uratowałem? - Spytał, jakby dokładnie wiedział o czym myślał chłopak.

- I to, i to.

- Nie jestem tu służbowo. - Wyjaśnił kończąc poranną gimnastykę. Podszedł bliżej  Smoka, który najwyraźniej nie chciał przebywać zbyt blisko niego, gdyż odsunął się pod samą ścianę. Shiro usiadł na podłodze i przeczesał swoje białe włosy. Wyglądał jakby sam nie wiedział co dokładnie robi, sytuacja i dla niego wydawała się dziwna.

- Nie dawało mi to spokoju odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy. - Powiedział odchylając lekko głowę. - Teraz już chyba wszystko wiem. - Jego słowa były bardziej skierowane do samego siebie niż do jednookiego, gdyż ten drugi mało co z nich rozumiał.

- Co wiesz? Mówże z ładem i składem. - Odparł smok.

- Wiesz dużo o pandorze, prawda? - Spytał białowłosy.

- Coś tam obiło mi się o uszy. - Odpowiedział wymijająco. Nie chciał być wiązany z tą organizacją, to sprawia zbyt wiele problemów.

- Umiejętność posługiwania się czarnym płomieniem i predyspozycje do jeszcze innego czarnego żywiołu. - Mówił spokojnym, pewnym głosem. Shiro dokładnie zdawał sobie sprawę, że idealnie złożył całą układankę, Smok natomiast został przyparty do muru. Jednooki nie wiedział jak odpowiedzieć, czuł jakby wszystko co próbował ukryć, zatuszować wychodzi na światło dzienne.

- I co z tego, że udało ci się mnie przejrzeć? - Rzucił nie widząc innej linii obrony.

- Pandora nie lubi, gdy ktoś spoza organizacji wie zbyt dużo. - Powiedział. W jego głosie przez chwilę dało się wyczuć, że jest gotowy go zabić, jednak odczucie to szybko znikło. Smok znalazł się w ciężkiej sytuacji, nigdy nie sądził, że przyjdzie mu się spotkać z samym Shirowem, który na dodatek jest członkiem pandory. Jakby się teraz nad tym zastanowić, to duchy były praktycznie kierowane przez zewnętrzną organizację.

- Od jak dawna mieszacie się w ten konflikt? - Spytał Jednooki, który i tak nie miał już nic do stracenia.

- Praktycznie od... zawsze. - Odpowiedział. Jednooki nie za bardzo rozumiał co białowłosy ma na myśli.

Nagle Shiro podniósł się i podszedł do miejsca, w którym wcześniej spał. Znajdowała się tam torba, z której wyciągnął butelkę wody. Podał ją jednookiemu, Smok przyjął napój z dozą podejrzliwości, jednak jego pragnienie było tak silne, że z pewnością wypiłby truciznę. Na szczęście płyn wydawał się zupełnie czysty.

- Pozwól, że zaproponuje cie dwie opcję do wyboru. Pierwsza. Możesz pomóc mi w pewnej sprawie. Jeśli nie zginiesz to puszcze cię wolno. Druga brzmi tak samo jak pierwsza. - Powiedział starszy mężczyzna.

Smok stanął przed niezwykle trudnym wyborem, w końcu jednak powiedział:

- Mam aż dwie opcję do wyboru, chyba się nie zdecyduję... ale niech będzie pierwsza i druga.

Odgłosy walki były coraz głośniejsze. Bitwa pomiędzy grupką Cieni i Duchów toczyła się tuż niedaleko miejsca, w którym znajdowały się Wdowa i Raven. Członkinie pandory obserwowały potyczkę z bezpiecznej odległości.

- Co za zwierzęta. - Powiedziała blondyna. Druga kobieta w ciszy paliła fajkę. Raven podchodziła do tego niezwykle emocjonalnie, gdyż co chwila robiła uwagi typu "Co za cios.", "O jej!", albo "Yeti do boju." Wdowa zaczęła się zastanawiać co oznacza to ostatnie.

Nagle do duetu dołączył Kamui, który jak zwykle pojawił się znikąd.

- O widzę, że zaczęli! - Powiedział zadowolony podchodząc do miejsca, w którym stała blondynka. On również zaczął przyglądać się bitwie. - To same płotki. - Stwierdził, gdy po jakiejś minucie znudziło go oglądanie walki. - O co się tak w ogóle biją? - Spytał Wdowy.

Kobieta spojrzała na niego spokojnie i zanim odpowiedziała wypuściła z siebie szary dym.

- Raven napadła na Duchy, a ja napadłam na Cienie i tak to się zaczęło.

- Strasznie naciągane. - Stwierdził Kamui.

- To zwierzęta. - Wyjaśniła Raven.

- Jak widać podziałało. - Dodała paląca kobieta.

- Nie ma nawet jednego godnego przeciwnika. Jest nudno. - Narzekał rudowłosy.

- Oczywiście, że jest nudno. - Potwierdziła Wdowa, która znudzona była siedzeniem i nic nierobieniem.

- Chyba pójdę poobserwować  gdzie indziej. - Stwierdził chłopak.

- Tylko pamiętaj, bez wtrącania się. - Przypomniała mu brunetka.

- Tak mamusiu, będę grzeczny. - Powiedział na pożegnanie, po czym zniknął.



Ashura dalej trenowała rozcinanie wodospadu. W przeciągu kilku ostatnich dni była w stanie utrzymać ten stan nawet do dwóch godzin. Tama twierdziła, że jej próby są bezcelowe, jednak nic więcej. Jednego dnia jak usnęła ze zmęczenia zobaczyła coś co z początku nie miało żadnego sensu, jednak kiedy rozmawiała z Czterema Strażnikami powiedzieli że sprawdzą znaczenie jej snu. Nigdy jednak nie powiedzieli jego znaczenia. Będąc przed wodospadem zdziwiła się widząc nieznaną jej osobę. Mężczyzna był ranny i wyglądał jakby miał stracić przytomność. Widząc jego aurę zorientowała się, że ma do czynienia z Cieniem. Z jakiejś przyczyny widać było że nie ma złych zamiarów i jedynie szuka schronienia. Wypuściła flarę z ręki dając znak pozostałym, że ktoś się przedostał. Chwilę później pojawiła się Tama otoczona przez czerwone liście i widząc człowieka przywołała kulę swojego ognia. Następnie zbliżyła się do niego i wymieniła kilka zdań w japońskim. Ashura przyglądała się z rozbawieniem, jak kolor jego twarzy stał się biały i zaczął bić pokłony. Tama dała mu znak aby szedł za nią a ten kłaniając się cały czas podążał patrząc w ziemię. Dziewczyna widząc, że i tak nic nie zrozumie zaczęła znów trening.

by Lyedbow and Mortis

Brak komentarzy: