Ciemne
pomieszczenie oświetlone gdzieniegdzie fioletowym światłem. W środku coś jak
wielki cylinder świecący chłodnym blaskiem. Dwie postaci rozmawiają ze sobą:
-
I jak idzie? - spytała jedna.
-
Zapomnij cokolwiek nie zrobię i tak nie jestem w stanie przywrócić formy
pierwotnej - lamentowała druga.
-
Czyli pieczętowanie też na nic? - spytała.
-
Bez formy, która będzie stabilna? - zdziwiła się. - To jak próba pochłonięcia
nicości, nie proś o rzeczy niewykonalne.
-
Moria nie będzie zadowolona - stwierdziła pierwsza.
-
Mam to gdzieś. Jak chce to może sama się głowić, jestem istotą śmierci, a nie
pieprzonym blokerem - prychnęła.
-
Przekażę twoje zdanie w tej sprawie - powiedziała w zadumie. - Jednak musisz
chociaż doprowadzić go do jakiego stanu.
-
Mówi się trudno, ona zna moje zdanie - wzruszyła ramionami.
-
Niech...
Obraz
zaczął się rozmazywać Ashurą wyraźnie coś trzęsło i otwierając oko zobaczyła
znajomą sylwetkę Tamy.
-
Budź się do cholery - mówiła trzęsąc nią jak workiem kartofli.
Dziewczyna
dała znać, że ją słyszy i próbował się podnieść jednak nie miał sił nawet na
to.Tama chcąc nie chcąc postawiła dziewczynie posiłek i poszła z powrotem do
wioski. Po drodze zastanawiało ją co się dziewczynie przyśniło, bo miała
wyraźne łzy w oczach, które nie wynikały z zaspania.
Kilka
dni uciążliwej wędrówki bez dostępu do jedzenia i świeżej wody naprawdę dało mu
się we znaki. Złamane żebra nie pozwalały na zbyt szybki marsz, a krajobraz
który ciągle wyglądał tak samo, nie pozwalał na dokładne określenie kierunku.
Ciężkie, ciemne chmury zasłaniały niebo skutecznie blokując promienie
słoneczne. W takiej oto scenerii przyszło mu wędrować.
Ledwo
żywy opadł na spaloną ziemię, przez co w powietrze uniósł się tuman popiołu.
Zanieczyszczenia dostały się do jego dróg oddechowych powodując podrażnienie,
przez co zaczął kaszleć i krztusić się. Dopiero po chwili był w stanie
spokojnie oddychać.
Daleko
za nim chmury wydawały się jeszcze czarniejsze, a powietrze jeszcze bardziej
mętne. Czyżby w tamtym rejonie znajdowało się więcej zanieczyszczeń? Nie miał
czasu na zastanawianie się nad tak trywialnymi rzeczami, musiał iść dalej...
Tylko co zrobi jeśli dokądś dojdzie? Nie przepłynie przecież oceanu, a o
pokonaniu gór w stanie, w którym się obecnie znajduje jest niemożliwe. Ile by
teraz dał żeby posiadać zdolność do teleportacji, pomyślał.
Leżał
tak przez dłuższy czas nabierając sił, które i tak szybko się wyczerpią. Minuty
płynęły niezwykle szybko, nawet nie zauważył, że zaczyna się ściemniać. Gdy
informacja ta do niego dotarła było już za późno na znalezienie jakiejkolwiek
kryjówki na noc. Temperatura szybko zaczęła spadać, a on marznąć. W pobliżu nie
było nawet jednego budynku, w którym mógłby się schronić, wszędzie
rozpościerało się pustkowie. Nie miał co korzystać ze swoich mocy, szybko straci
całą energię, a za bardzo też nie ma na czym jej użyć, więc byłoby to zupełnie
pozbawione sensu.
Nagle
coś go mocno szarpnęło i zaczęło ciągnąć w jakimś kierunku, nie miał siły aby
sprawdzić co się dokładnie dzieje. Po jakimś czasie jego ciało zostało
zostawione w spokoju.
Obudził
się następnego dnia w miejscu, którego w ogóle nie rozpoznawał. Nie pamiętał
aby zasypiał w budynku i w dodatku przykryty płaszczem. Spróbował się podnieść
i odkrył, że nie sprawiało mu to tak dużego bólu jak powinno. Jego klatka
piersiowa owinięta była bandażem, co w pewnym stopniu przynosiło mu ulgę.
Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu osoby, która mu pomogła, a gdy już znalazł
ducha, który spał spokojnie pod ścianą, omal nie dostał zawału serca. Dlaczego
on jeszcze żyje!?
Shiro,
bo takie imię było tego ducha, siedział pod ścianą, opierając się o nią
plecami, nogi miał wyciągnięte przed siebie, z czego jedna nałożona była na
drugą. Gdy smok wpatrywał się z przerażeniem w Shirowa, ten nagle uchylił swoje
czerwono, fioletowe oko. Zwrócił swoje zaspane spojrzenie na przerażonego
Smoka.
-
Jednak żyjesz. - Stwierdził. Najwyraźniej spodziewał się innego obrotu
sytuacji. Starszy mężczyzna ziewnął krótko, po czym wstał szybko i zaczął
rozprostowywać zastałe kości. Jednooki przyglądał mu się uważnie, jakby
czekając na atak, który jak dotąd jeszcze nie nastąpił.
-
Dlaczego... - zaczął, jednak nie skończył gdyż przerwał mu Shiro.
-
Jestem tutaj, czy dlaczego cię uratowałem? - Spytał, jakby dokładnie wiedział o
czym myślał chłopak.
-
I to, i to.
-
Nie jestem tu służbowo. - Wyjaśnił kończąc poranną gimnastykę. Podszedł bliżej
Smoka, który najwyraźniej nie chciał przebywać zbyt blisko niego, gdyż
odsunął się pod samą ścianę. Shiro usiadł na podłodze i przeczesał swoje białe
włosy. Wyglądał jakby sam nie wiedział co dokładnie robi, sytuacja i dla niego
wydawała się dziwna.
-
Nie dawało mi to spokoju odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy. - Powiedział
odchylając lekko głowę. - Teraz już chyba wszystko wiem. - Jego słowa były
bardziej skierowane do samego siebie niż do jednookiego, gdyż ten drugi mało co
z nich rozumiał.
-
Co wiesz? Mówże z ładem i składem. - Odparł smok.
-
Wiesz dużo o pandorze, prawda? - Spytał białowłosy.
-
Coś tam obiło mi się o uszy. - Odpowiedział wymijająco. Nie chciał być wiązany
z tą organizacją, to sprawia zbyt wiele problemów.
-
Umiejętność posługiwania się czarnym płomieniem i predyspozycje do jeszcze
innego czarnego żywiołu. - Mówił spokojnym, pewnym głosem. Shiro dokładnie
zdawał sobie sprawę, że idealnie złożył całą układankę, Smok natomiast został
przyparty do muru. Jednooki nie wiedział jak odpowiedzieć, czuł jakby wszystko
co próbował ukryć, zatuszować wychodzi na światło dzienne.
-
I co z tego, że udało ci się mnie przejrzeć? - Rzucił nie widząc innej linii
obrony.
-
Pandora nie lubi, gdy ktoś spoza organizacji wie zbyt dużo. - Powiedział. W
jego głosie przez chwilę dało się wyczuć, że jest gotowy go zabić, jednak
odczucie to szybko znikło. Smok znalazł się w ciężkiej sytuacji, nigdy nie
sądził, że przyjdzie mu się spotkać z samym Shirowem, który na dodatek jest
członkiem pandory. Jakby się teraz nad tym zastanowić, to duchy były
praktycznie kierowane przez zewnętrzną organizację.
-
Od jak dawna mieszacie się w ten konflikt? - Spytał Jednooki, który i tak nie
miał już nic do stracenia.
-
Praktycznie od... zawsze. - Odpowiedział. Jednooki nie za bardzo rozumiał co
białowłosy ma na myśli.
Nagle
Shiro podniósł się i podszedł do miejsca, w którym wcześniej spał. Znajdowała
się tam torba, z której wyciągnął butelkę wody. Podał ją jednookiemu, Smok
przyjął napój z dozą podejrzliwości, jednak jego pragnienie było tak silne, że
z pewnością wypiłby truciznę. Na szczęście płyn wydawał się zupełnie czysty.
-
Pozwól, że zaproponuje cie dwie opcję do wyboru. Pierwsza. Możesz pomóc mi w
pewnej sprawie. Jeśli nie zginiesz to puszcze cię wolno. Druga brzmi tak samo
jak pierwsza. - Powiedział starszy mężczyzna.
Smok
stanął przed niezwykle trudnym wyborem, w końcu jednak powiedział:
-
Mam aż dwie opcję do wyboru, chyba się nie zdecyduję... ale niech będzie
pierwsza i druga.
Odgłosy
walki były coraz głośniejsze. Bitwa pomiędzy grupką Cieni i Duchów toczyła się
tuż niedaleko miejsca, w którym znajdowały się Wdowa i Raven. Członkinie
pandory obserwowały potyczkę z bezpiecznej odległości.
-
Co za zwierzęta. - Powiedziała blondyna. Druga kobieta w ciszy paliła fajkę.
Raven podchodziła do tego niezwykle emocjonalnie, gdyż co chwila robiła uwagi
typu "Co za cios.", "O jej!", albo "Yeti do
boju." Wdowa zaczęła się zastanawiać co oznacza to ostatnie.
Nagle
do duetu dołączył Kamui, który jak zwykle pojawił się znikąd.
-
O widzę, że zaczęli! - Powiedział zadowolony podchodząc do miejsca, w którym
stała blondynka. On również zaczął przyglądać się bitwie. - To same płotki. -
Stwierdził, gdy po jakiejś minucie znudziło go oglądanie walki. - O co się tak
w ogóle biją? - Spytał Wdowy.
Kobieta
spojrzała na niego spokojnie i zanim odpowiedziała wypuściła z siebie szary
dym.
-
Raven napadła na Duchy, a ja napadłam na Cienie i tak to się zaczęło.
-
Strasznie naciągane. - Stwierdził Kamui.
-
To zwierzęta. - Wyjaśniła Raven.
-
Jak widać podziałało. - Dodała paląca kobieta.
-
Nie ma nawet jednego godnego przeciwnika. Jest nudno. - Narzekał rudowłosy.
-
Oczywiście, że jest nudno. - Potwierdziła Wdowa, która znudzona była siedzeniem
i nic nierobieniem.
-
Chyba pójdę poobserwować gdzie indziej. - Stwierdził chłopak.
-
Tylko pamiętaj, bez wtrącania się. - Przypomniała mu brunetka.
-
Tak mamusiu, będę grzeczny. - Powiedział na pożegnanie, po czym zniknął.
Ashura dalej trenowała
rozcinanie wodospadu. W przeciągu kilku ostatnich dni była w stanie utrzymać
ten stan nawet do dwóch godzin. Tama twierdziła, że jej próby są bezcelowe,
jednak nic więcej. Jednego dnia jak usnęła ze zmęczenia zobaczyła coś co z
początku nie miało żadnego sensu, jednak kiedy rozmawiała z Czterema
Strażnikami powiedzieli że sprawdzą znaczenie jej snu. Nigdy jednak nie
powiedzieli jego znaczenia. Będąc przed wodospadem zdziwiła się widząc nieznaną
jej osobę. Mężczyzna był ranny i wyglądał jakby miał stracić przytomność. Widząc
jego aurę zorientowała się, że ma do czynienia z Cieniem. Z jakiejś przyczyny
widać było że nie ma złych zamiarów i jedynie szuka schronienia. Wypuściła
flarę z ręki dając znak pozostałym, że ktoś się przedostał. Chwilę później
pojawiła się Tama otoczona przez czerwone liście i widząc człowieka przywołała
kulę swojego ognia. Następnie zbliżyła się do niego i wymieniła kilka zdań w
japońskim. Ashura przyglądała się z rozbawieniem, jak kolor jego twarzy stał
się biały i zaczął bić pokłony. Tama dała mu znak aby szedł za nią a ten
kłaniając się cały czas podążał patrząc w ziemię. Dziewczyna widząc, że i tak
nic nie zrozumie zaczęła znów trening.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz