lutego 28, 2015

Rozdział XV

- Umieram... - jęczał wykończony marszem jednooki. Od kilkunastu godzin wlókł się za białowłosym, który nie pozwalał mu nawet na chwilę wytchnienia.
Shiro miał nadzieję, że chłopak padnie gdzieś po drodze, jednak okrutny los zamiast pozbawiać ledwo żywego Smoka energii dodawał jej jeszcze więcej. Duch nie miał innego wyjścia jak zwolnić swoje tępo aby dzieciak mógł nadążyć.
Po całym dniu wędrówki jednooki padł ledwo przytomny na zimną i twardą posadzkę. Zawędrowali do miasta, które wyglądało jak w filmach post apokaliptycznych. Spalone i zniszczone samochody stały na opustoszałej autostradzie, gruzy drapaczy chmur porozrzucane były po ulicach.
- Wstawaj! - Nakazał Shiro, gdy Smok miał już zapaść w sen.
- Dajże żyć. - Poprosił wykończony jednooki.
- Jeszcze nie pora na odpoczynek. - Wyjaśnił.
Chłopak podniósł się do siadu i spojrzał zdziwiony na starszego mężczyznę. On chyba chciał go wykończyć...
- Co z tego, że jesteś wykończony! Jeśli puszcze cię w takim stanie, to z pewnością nie będę mógł spojrzeć w oczy twojemu ojcu. - Powiedział Shiro.
- A co on ma ze mną wspólnego? - Spytał jednooki. Nie był zbyt zadowolony o tej wzmiance.
- On może puszczać cię samopas. Ja wyświadczę mu przysługę.
- Jaką znowu przysługę? - Zdziwił się Smok.
- Naprawdę się zdziwiłem jak odrzucił swoje imię, w końcu nie bez powodu nazywaliśmy go Czarnym Smokiem, nieprawdaż? - Spytał z uśmiechem zadowolenia na twarzy. Jednookiemu coraz bardziej nie odpowiadał temat tej rozmowy, znów miał wrażenie jakby mężczyzna wiedział o nim wszystko. Czy naprawdę tak łatwo go rozszyfrować?
- Mógł oddać ci swój tytuł tylko z jednego powodu i pewnie wiesz z jakiego. - Stwierdził białowłosy.
- Nie zamierzam brać w tym udziału. - Odparł młody Smok.
- Czy chcesz, czy nie to niema znaczenia. Twoja krew sama cię doprowadzi do celu. - Mówił o tym swobodnie, jakby stwierdzał fakt, coś co zostało już potwierdzone. Jednooki natomiast nie widział tego w taki sposób, wcale nie uśmiechało mu się to całe dziedzictwo krwi o którym wszyscy w kółko mówili. Że on niby mógłby być potężniejszy od samego Czarnego Smoka!?
- Ty i mój ojciec należycie do pandory, prawda? Co chcecie osiągnąć? - Spytał chłopak. Shiro przez chwilę nic nie odpowiadał, jakby zastanawiał się co właściwie odpowiedzieć.
- Twój ojciec jest jak cień, pada w zależności od światła. Jeśli Pandora jest światłem, to on jest tym, kto towarzyszy jej od samego początku. Gdy światło zgaśnie on nie zniknie, zamieni się w mrok... W taki sposób udało mu się przetrwać po dzisiejszy dzień. - Odpowiedział pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem.
- A ty? Kim jesteś?
- W Pandorze znają mnie jako Emperor, jestem jedynie nic nieznaczącym pionkiem w grze tej kobiety. - Wyznał lekko zakłopotany.
Smok zdziwił się słysząc to. Uważał, że Shiro odgrywa jakąś znaczącą rolę w organizacji, w końcu niewiele osób jest w stanie się z nim równać...
- Ojciec pozwala się miotać jak jakiś pionek i chce jeszcze mnie w to wciągnąć? No świetnie. - Stwierdził pełnym rezygnacji głosem. To wszystko zaczęło mu się coraz mniej podobać.
- A co powiecie na małą zmianę planów? - Zadał pytanie Kamui, który zmaterializował się pomiędzy nimi.
Jednooki spojrzał na niego gniewnym wzrokiem, jeszcze nie zapomniał tego żartu, który sprawił mu rudzielec.
- Co cię tu przywiało? - Spytał niezadowolony białowłosy.
- Nuuuda! - Odpowiedział chłopak wykonując jeden obrót wokół własnej osi. - Nic się nie dzieje, bo wszystko idzie zgodnie z planem, jak ja tego nie znoszę. - Marudził teleporter.
- To nie moja sprawa. - Stwierdził Emperor.
- Ależ twoja! - Oznajmił celując palcem w Cesarza. - Nakazuję ci podrasować tego tutaj smoka!


- Ashura! - krzyknęła Tama przerywając dziewczynie trening. - Choć szybko, ten Cień co go znalazłaś się obudził.
Dziewczyna zdziwiła się, że po prawie dwóch dniach łaskawie sie obudził. Zastanawiało ją też dlaczego mimo dekoncentracji nie zalała ją woda. Okazało się że jej aura cały czas rozcinała wodospad, a ona całkowicie zapomniała o koncentracji nad tą czynnością. Ruszyła w kierunku Lisicy.
- Choć wreszcie - pośpieszała ją. - On twierdzi, że ma jakieś informacje dla ciebie i Matthewa.
- Już idę, nie narzekaj - uspokajała ją. - Nic się nie stanie jak nie będę gnać na połamanie nóg - westchnęła podążając na Tamą.
Po krótkim marszu, w trakcie którego cały czas była popędzana dotarła do chaty, gdzie umieszczono Cienia. Zdziwiła ją obecność Strażników przed wejściem, jednak o nic nie pytała. Tama otworzyła drzwi bez większych ceregieli wpadła do pomieszczenia gdzie leżał ranny.
- No i po co mnie tak popędzałaś, przecież nie uciekł - powiedziała dziewczyna dając upust swojej frustracji na tą sytuację. - O czym to chciałeś mi powiedzieć, że tak mnie popędzała, co?
- Gdzie Matthew? - spytał słabym głosem. - Żyje jeszcze?
- Znów te pytania - westchnęła. - Jak chcesz tak bardzo pytać o mojego brata to ja sobie stąd idę - ruszyła w kierunku wyjścia.
- Czekaj! - krzyknął w jej kierunku. - To nie o to chodzi. Chciałem się upewnić, czy pogłoski są prawdziwe, ale widzę że jednak to prawda, że umarł - wyraźnie posmutniał na twarzy. - Miałem z nim pewnego rodzaju umowę, jednak to teraz nie jest ważne. Król Cieni został strącony przez Caina i jego popleczników. Wszyscy z wyżej postawionych znali twojego brata, nie z plotek lecz osobiście - mówił. - Wysłali mnie abym go sprowadził. Twierdzili, że inaczej poprzedni król zginie…
- A co mnie to wszystko obchodzi? - przerwała mu dziewczyna.
- Poprzednim królem była osoba, która się nim zajmowała - mówił. - Nie wiem jak on się do niego zwracał, teraz to nie istotne. Pandora także działa jak chce i nawet Duchy nie dają sobie z nimi rady. Jest zbyt duży chaos i potrzebujemy Matthewa razem z jego wszystkimi zdolnościami - ostatnie słowa zaakcentował dobitnie. - Bez tej idiotycznej klątwo-pieczęci, którą mu nałożyli za zapewnienie nietykalności. Teraz zresztą gdyby nie obietnica jednego ze starszych, że znajdziemy tu osobę o zdolnościach mu dorównujących pewnie wcale bym się tu nie znalazł. - brakowało mu tchu. - Ty jesteś jego siostrą, więc pewnie masz przynajmniej część zdolności takich jak on, reszty można Cię wyuczyć - brzmiał jak desperat. - Inaczej nigdy nie będziemy mieć szansy na jako taki rozejm.
- Więc to dlatego wszystkie pieprzone grupki nas ścigały - wrzasnęła. - Macie mnie za jakąś broń?! Nie mam zamiaru brać udziału w waszym konflikcie. Jak dla mnie wszyscy możecie zginąć jak najokrutniejszą śmiercią - sączyła jad, a jej oczy zaczęły przyjmować barwę jak podczas przemiany. - Nigdy nie liczcie na moją pomoc i nie ważcie się o nią prosić. Możesz przekazać tym swoim wymoczkom, że jak tacy wielcy panowie chcą pomocy od jednej dziewczyny to są żałośni… - odwróciła się na pięcie - Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy, bo zginiesz z mojej ręki - powiedziała kończąc dyskusję.
- Nawet za cenę odzyskania swojego brata? - Chwilę później pojął jaki popełnił błąd.
Dziewczyna przemieniła się błyskawicznie chwyciła mężczyznę za ubrania i docisnęła do ściany. Drugą ręką zbierając płomienie i mając zamiar go zabić powiedziała:
- Jeszcze jedno słowo a zobaczysz co znaczy mnie doprowadzić do szału - syknęła. - Mój brat wróci kiedy sam zechce i nie ściągniecie go nigdy, więc nawet nie waż się poruszać tego tematu, śmieciu.
Puściła go, a widząc jego minę nawet nie miała ochoty brudzić sobie nim rąk. Na jego twarzy malowało się przerażenie pomieszane z szokiem. Docierało właśnie do niego, co ona powiedziała. Matthew jej zdaniem żył i był poza ich zasięgiem. To oznaczało, że wystarczy uprowadzić dziewczynę i chłopak sam się znajdzie. Niestety zrozumiał, że łatwym zadaniem to nie będzie, jednak rodzeństwo byłoby idealną kartą przetargową w negocjacjach między Duchami i Cieniami aby zniszczyć Pandorę. Jednak znając raporty jak i samego chłopaka wiedział, że jeśli weźmie dziewczynę siłą to obie organizacje nawet jeśli byłyby nie w trakcie konfliktu, mogłyby przestać istnieć. Ta dwójka miała zbyt potężne moce. Cały ich ród z tego słynął jednak przepowiednia dotycząca dzieci tak przeraziła kilka osobistości, że mieli zginąć. Cieszył się jednak, że dziewczyna nie miała takich zdolności planowania i dyplomacji jak Matthew w innym wypadku już teraz pewnie by nie żył. I cała pomoc jaką udzielił chłopakowi nie miała by znaczenia.
Tama widząc minę Cienia stanęła nad nim z płomieniem w ręce.
- No to teraz mi wszystko wyjaśnisz - uśmiechnęła się. - Dziewczyna już poszła a ja mam jeszcze kilka pytań człowieczku - mówiąc to zaczęły pojawiać się jej ogony, śnieżnobiałe i długością połowy jej postaci, Wyłoniły się także uszy, a jej spojrzenie dawało do zrozumienia, że całe tortury, które miała w planach będą niezwykłą przyjemnością dla niej.


Kamui i Smok siedzieli obok siebie w jednym z wymiarów, z których korzystał Kamui. Wszystko wokół było fioletowe, zupełnie jak podbite oko rudzielca. Rozkazywanie Emperorowi nie było wcale takim złym pomysłem, myślał teleporter, pierwszy raz widział aby Duch się tak uniósł, ale to chyba wina jego charakteru. Chłopak zaśmiał się cicho na to wspomnienie.
Jednooki spojrzał zdziwiony na towarzysza. Nie miał pojęcia co go tak śmieszy, sytuacja w jakiej się znajdowali nie należała do najśmieszniejszych.
Nagle Kamui podniósł się oddalił na kilka kroków. Stworzył portal, przez który przeszedł nie kto inny jak Shiro. Mężczyzna wyglądał na zadowolonego, czyli rozmowa z Nightem musiała przebiec dobrze.
- I jak poszło? - Spytał teleporter. Stał kilka kroków od rozmówcy, aby nie znaleźć się w zasięgu jego cesarskiej pięści.
- Nie był zbyt zadowolony, ale jakoś to przyjął. - Odpowiedział Emperor.
- W takim razie możemy zacząć zabawę! - Ucieszył się rudzielec, zupełnie jak dziecko, które dostaje pozwolenie na późne wyjście z domu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że robi coś niezgodnego z poleceniami Pandory i to go niezwykle podniecało. Dlaczego jednak Shiro bierze w tym udział? Na dodatek Night przymyka na to wszystko oko! Oni wszyscy powariowali.
- Nie chcę. - Powiedział beznamiętnie Smok. Wizja tego tak zwanego podrasowania nie za bardo przypadła mu do gustu.
- No weź zgódź się! - Prosił go Kamui. - Bo jak nie to zmusimy cię do tego treningu. - Próbował mu grozić.
- Jeśli chodzi ci o walkę na śmierć i życie, to możesz mnie zabić na miejscu, nie zależy mi. - Odpowiedział mu Smok. Teleporter nie posiadał na to żadnej ciętej riposty dlatego zamilkł. Emperor westchnął zmęczony tym wszystkim, jego praca się jeszcze nie zaczęła, a już zaczynał mieć dość.
- Jeśli sądzisz, że w ten sposób próbujemy cię zmusić do wypełnienia twoich obowiązków, to jesteś w błędzie. - Shiro próbował dotrzeć do jednookiego, jednak jego próby nie zdawały się na zbyt wiele. - Nie wszystkim członkom pandory podoba się plan, w którym bierzemy udział.
- W takim razie po co się dołączyliście? - Spytał od niechcenia Smok.
- Prawdę mówiąc nikt dokładnie nie zna tego przedsięwzięcia. Każdy członek organizacji ma swoją własną misję, a gdy wszystko zostanie ukończone wtedy Pandora odniesie sukces. - Wyjaśnił Kamui.
- Sama w kółko mówi o nowym, lepszym świecie... Jej ideały nie trafiają jednak do niektórych członków. - Uzupełnił Emperor.
- Oczywiście są fanatycy, którzy są jej bezgranicznie oddani, twój ojciec jest świetnym przykładem. - Dodał teleporter.
- A jednak ciągle cicho ją popieracie. - Stwierdził Smok.
- Gdyby nie było przy niej twojego ojca, to nie byłaby takim strasznym przeciwnikiem. - Powiedział Emperor.
- Czyli wy... - zaczął jednooki podejrzliwym tonem. Jeśli myśl, która mu w tej chwili przemknęła jest prawdziwa, to, to znaczyłoby, że...
- Chcemy cię wykorzystać! - Dokończył jego myśl rudzielec. - Jeśli sam Czarny Smok stwierdził, że jesteś w stanie go przewyższyć, to warto zaryzykować.
- Jesteście nienormalni. - Powiedział jednooki.
- Jeśli już to kreatywni. - Poprawił go Kamui.
- Możesz dalej żyć nie przejmując się niczym, ale to i tak doprowadzi cię do jednego i tego samego celu, albo możesz sprzeciwić się ojcu i wywalczyć coś dla siebie. - Przedstawił sprawę Emperor.
Smok sam nie wiedział co o tym myśleć, nigdy nie widział się w roli Czarnego Smoka, jego brat bardziej się nadawał do tego.
- A co na to powie mój ojciec? - Wypalił nagle jednooki. Dwóch członków pandory wydawało się zupełnie zaskoczonych tym pytaniem.
- Hę!? - Wydał z siebie dziwny dźwięk Kamui. Jeszcze nigdy nie słyszał czegoś równie absurdalnego. - Najpierw uciekasz z Duchów, później masz gdzieś to co mówi do ciebie twój ojciec, przez rok zupełnie nic nie robisz i ty pytasz się co on na to!?
- Prawdę mówiąc gdyby mu to przeszkadzało, to nauczyłby go dyscypliny i byłoby po sprawie. - Stwierdził Emperor, którego zaistniała sytuacja w pewnym stopniu bawiła.
Gdy Kamui się już opanował Emperor jeszcze raz spróbował namówić jednookiego do przyłączenia się, do ich zwariowanej gry.
- Twój brat na pewno stanie po twojej stronie. - Namawiał go rudzielec.
- Skąd ta pewność? - Pytał nadal nieprzekonany Smok.
- Nie jest kimś, kto stanąłby do walki z własnym bratem. - Odpowiedział mu teleporter.
- Herbstowi zapewne spodoba się ten pomysł. - Stwierdził Cesarz.
Jednooki nadal nie przejawiał jakichkolwiek chęci do wzięcia udziału w tym planie. Kamui przez cały czas dokładnie mu się przyglądał, próbując wyłapać jakiekolwiek zawahanie i niepewność na jego twarzy i w jego głosie. W końcu zaczęła go irytować postawa byłego Ducha.
- Zachowujesz się jak rozkapryszona księżniczka. - Powiedział rudzielec. - Twój ojciec jest koksem totalnym, ty nie dorastasz mu nawet do pięt, dodatkowo chce abyś stanął u jego boku. To może być trudne, ale to nie telenowela! Podejmij w końcu jakąś decyzję! - Prawie wykrzyczał Kamui.
Jednookiego naprawdę zszokowały te słowa, choć nie słyszał ich po raz pierwszy. Jego brat mówił podobnie, gdy rok temu sprzeciwił się woli ojca.
- On po prostu nie chce robić tego co mu każą. - Stwierdził Emperor. - Jeśli nie chcesz wypełnić woli ojca to zrób to porządnie. - Zwrócił się do Smoka.
- Z klasą i stylem. Pokaż mu, że masz to wszystko gdzieś! - Podsumował wypowiedź Cesarza Kamui.
Smok nadal nie był przekonany co do tego planu, jednak ciągłe wysłuchiwanie tej dwójki zaczęło robić się męczące. Nie sądził aby ojciec pozwolił mu na taką samowolkę, w końcu odkąd pamiętał sterował jego życiem, zupełnie jakby zamiast syna posiadał narzędzie. To z jego winy stał się duchem, to przez niego musiał tyle wycierpieć, myślał, że odgryzie się po prostu nie słuchając go i robiąc wszystko na przekór. On jednak nie przejął się tym i pozwolił mu odejść, zupełnie jakby chciał dać mu chwilę pozornej wolności i swobody.
- Dobra, niech będzie. - Zgodził się w końcu Smok. Emperor i Kamui wydawali się mile zaskoczeni jego odpowiedzią, chcieli natychmiast rozpocząć tę męczarnie, którą miał być jego trening.



by Lyedbow and Mortis


Brak komentarzy: