Ashura zerwała się nagle z łóżka. Wybiegła w samej koszuli na zewnątrz chaty i wpatrywała się w niebo ze łzami w oczach. Czóła energię jej brata. Znacznie potężniejszą niż kiedykolwiek i nieco inną. Wiedziała że powrócił do świata żywych i jest znacznie bardziej silniejszy, jednak martwił ją fakt że nie pojawił się przy niej. Wiedziała, że jest za wcześnie aby opuścić to miejsce. Zdawała sobie także sprawę z tego jak ją obserwują od czasu wizyty Morii. Miała jednak nadzieję, że nic jej nie grozi z ich strony. Dziwiło ją także jak odwiedzały ją kompletnie nieznane postacie mówiące coś o jakimś proroctwie i deklarujące pomoc i poparcie w razie potrzeby. Dziewczyna kompletnie nie miała pojącia o czym oni mówili, jednak nie pytała. Matthew nauczył ją że czasem lepiej poczekać a odpowiedź znajduje się sama.
Kamui znajdował się właśnie w organizacji, którą miał za zadanie wytropić. Nie zamierzał czekać, aż Emperor przywlecze tu swoje cesarskie cztery litery i załatwi sprawę po swojemu. Niszczenie swojego własnego domu było dla niego dużo bardziej ekscytujące niż oglądanie jak ktoś inny to robi.
Szedł właśnie korytarzem podziemnej bazy, gdy nagle zza rogu korytarza wyłoniła się postać. Była to kobieta o lekko kręconych, długich blond włosach. Wyglądała na około trzydzieści lat, czyli za stara jak dla niego.
- Kamui? Co ty tutaj robisz? - Spytała zdziwiona.
- Przyszedłem w odwiedziny. - Odpowiedział z uśmiechem.
- Nie kpij sobie ze mnie! Miałeś wykonywać swoje rozkazy! - Krzyknęła niezadowolona z jego postępowania.
- Ależ wykonuję. - Odpowiedział. W tej samej chwili chłopak zniknął, a brzuch kobiety został przeszyty przez coś niezwykle jasnego, co było szybkie niczym pocisk. Ranna upadła na posadzkę łapiąc się za przedziurawiony brzuch.
- Żegnam panią. - Powiedział Kamui z szaleństwem wymalowanym na twarzy, po czym złapał kobietę za głowę i skręcił jej kark. - Uh! - Westchnął zadowolony. - Czy to te gołębie są takie słabe, czy ja taki silny? - Zastanawiał się na głos.
Gdy uporał się ze swoim pierwszym przeciwnikiem ruszył w dalszą drogę. Na nieszczęście nie spotkał już nikogo znajomego. Dotarłszy do celu rozejrzał się po laboratorium.
- A więc to tutaj mnie stworzono. - Stwierdził z podekscytowaniem. Zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym stało wiele wypełnionych wodą naczyń, to pewnie w nich robiono takich jak on. W jednym ktoś się znajdował, była to dziewczyna o rudych włosach, dokładnie tego samego odcieniu co jego.
- Oh, a więc to moja kolejna siostra. - Westchnął niezadowolony. Jego rodzina rozrasta się niczym populacja jakichś królików, to go nieco denerwowało. - Na szczęście nie pożyjesz zbyt długo. - Stwierdził udając się w stronę panelu kontrolnego. Dokładnie przeszukał dysk w poszukiwaniu jakichkolwiek przydatnych informacji, których znalazł tyle jak grzybów po deszczu. Gdy zebrał wszystko co było mu potrzebne postanowił pozbyć się wszystkiego począwszy od jego jeszcze nienarodzonej siostry. W komputerze znajdował się program obsługujący te kapsuły, gdy dostał się już do odpowiedniej wybrał widniejącą tam opcję "USUŃ". Upewniwszy się, że proces usuwania został rozpoczęty zniszczył komputer i wyszedł z pomieszczenia.
Musiał znaleźć miejsce, najlepiej takie, w których jest coś co może łatwo wybuchnąć. Skorzystał ze swojej mocy i szybko rozejrzał się po całym kompleksie nie ruszając się nawet z miejsca. Po niecałej minucie już wiedział gdzie ma iść.
Znalazł się w głównym pomieszczeniu kontrolnym. Zajęcie się pracownikami, którzy tam przebywali nie było problemem. Teraz droga do przycisku autodestrukcji stała otworem. Naprawdę sądził, że takie rzeczy są tylko w bajkach i filmach dla dzieci, ale najwyraźniej się mylił.
Nagle został zmuszony do przeniesienia się w inne miejsce. Pojawił się inny teleporter, zapewne któreś z jego rodzeństwa. Szybko wrócił z powrotem aby złapać trop tego drugiego, jednak na miejscu nic nie zastał.
- Nieźle. - Przyznał. Nie sądził, że trafi na kogoś, kto będzie w stanie tak dobrze zatrzeć za sobą ślad. Nie pozostało mu nic innego jak poczekać aż się znowu pojawi. W tym celu ponownie zamierzał przycisnąć przycisk autodestrukcji. Jak przypuszczał sytuacją się powtórzyła. Zamierzał zabić przeciwnika, w chwili, w której znajdzie się w jego zasięgu, jednak czekała go przykra niespodzianka, gdyż jedynie przeniknął przez teleportera.
Walka z kimś swojego pokroju jest naprawdę uciążliwa. Spróbował kolejny raz, wynik znowu był ten sam. Padł ofiarą techniki "uderz i uciekaj", której niejednokrotnie sam używał. Szukanie przeciwnika wśród niezliczonej ilości wymiarów było głupotą, gdyż on mógł równie dobrze co chwilę zmieniać wymiar. Gdzieś tu jest lustro weneckie, którego nie jest w stanie wykryć. Przy kolejnej próbie wciśnięcia przycisku stało się coś niesamowitego. Przecięta na pół dziewczyna pojawiła się w powietrzu, po czym jej rozczłonkowane ciało opadło na ziemię. Kamui zastanawiał się co właściwie się stało, gdy nagle w pomieszczeniu pojawił się nie kto inny jak Emperor. Rudzielec zdziwił się wielce widząc jego osobę.
- Ty... umiesz się teleportować? - Spytał zszokowany nie umiejąc inaczej wyjaśnić nagłego pojawienia się cesarza.
- End mnie tu przeniósł. - Wyjaśnił.
- A to jak się stało? - Spytał wskazując na zwłoki swojej siostry.
- End namierzył ją i przeniusł mnie do wymiaru, w którym przebywała. - Odpowiedział.
- Aha. - Mruknął rudzielec.
- Kto by pomyślał. - Powiedział nagle cesarz. Kamui nie wiedział o co mu chodzi dlatego spojrzał na niego zdziwiony. - Że jesteś tworem organizacji powołanej do zniszczenia pandory. - Wyjaśnił mu.
- Ah, to. Myślałem, że Pandora wspomniała ci coś o tym. - Odparł zmieszany chłopak.
- No dobra, trzeba to zniszczyć i wracać. - Rzekł Emperor.
- A co z resztą mojego rodzeństwa? - Spytał teleporter.
- Wielu ich nie było. Rzucili się na mnie jak wściekłe psy, to ich zabiłem. End zajmie się tymi, którzy ocaleli. - Powiedział, po czym wcisnął przycisk autodestrukcji. Kamui przeniósł siebie i Emperora w bezpieczne miejsce, z dala od podziemnej bazy, jednak na tyle blisko aby mogli podziwiać wybuch.
Matthew pamiętał kiedy pierwszy raz spotkał tą, która obecnie nosiła miano Pandory. Kobieta pojawiła się kiedy świerzo trafił do ośrodka po masakrze jego rodziny. W tedy mówiło się o niej jako dobrej kobiecie, która przygarniała dzieci. W tamtym czasie było kilka przypadków wymordowań rodzin w różnych miejscach Czech. W tym samym ośrodku wychowawczym znajdowało się kilkoro dzieci po takich przejściach. Jak sądził uznano, że lepiej będzie trzymać ich razem na wszelki wypadek. Pandora zabrała z ośrodka niemal wszystkie dzieci, które przeżyły masakry. Jego i jeszcze jednej dziewczyny nie wzięła ponieważ byli chorzy i nie mogli przebywać z innymi z powodu odry. Ich dwójkę pozostawić mieli opiekunowie do opieki jego przyszywanemu dziadkowi, o czym dowiedział się dzień po tym jak inni opuścili ośrodek. Isabell, bo tak miała na imię dziewczynka była nawet bardziej zamknięta w sobie od niego. Jednak kiedy zobaczył, że i ona posiada dziwną zdolność, która było obracanie przedmiotów w pył nie był przerażony. Był zafascynowany jej zdolnością i zazdrosny że sam takiej nie posiada. Niedługo potym odkrył że są do siebie podobni, ponieważ podczas zabawy z nią kiedy doszli do zdrowia jego cień złapał upadającą donicę która strącili podczas zabawy. Zbliżyło to ich do siebie i otworzyło drogę do porozumienia. Wszyscy byli zdziwieni, gdy dwójka dzieci, które zawsze trzymały się na uboczu rozmawiało i bawiło się razem. Kiedy dziewczynka miała być adoptowana przez mężczyznę w średnim wieku, który podobno miał być żołnierzem na emeryturze wziął ze sobą też chłopaka, gdyż uznał ich za rodzeństwo i nie chciał rozdzielać. Szybko jednak został wyprowadzony z błędu. Dziewczyna ciskała w starca przedmiotami, a chłopak zasłaniał ją jakby z obawy przed czymś nieopisanym. Matthew wspominał te czasy z żalem, sentymentem i burzącą się w nim złością. Isabell zabito bowiem kilka miesięcy później. Zginęła na jego oczach, uśmiercona przez dzieci, które razem z nimi były w ośrodku, a przy nich stała ta sama kobieta, która ich zabrała ze sobą. To był drugi raz kiedy podczas bezksiężycowej nocy miał kogoś stracić. W tedy zrobił coś czego sam sie nie spodziewał. Stracił kontrolę nad ciemnością w nim samym i przeniósł się w mroczną przestrzeń razem z przyjaciółką. Dziewczyna jeszcze dychała, jednak kwestią czasu była jej śmierć. Krzyk rozpaczy chłopaka ściągnął uwagę czegoś co było pozbawione formy, czegoś co nie nosiło imienia, jednak miało dość sił aby zmienić przeznaczenie ich obojga. Pamiętał oko zwrócone na niego i swoje błagania o jej uratowanie. Isabell przeżyła jednak cena jaką za to zapłacili była olbrzymia. Chłopak za każde użycie mocy tracił siły życiowe i przestawał być człowiekiem, a na dziewczynę spadł los jeszcze gorszy. Nie dość że straciła pamięć to jeszcze jej moc została na swój sposób zniszczona, a ona sama została wysłana do świata jako drobna, krócha dziewczynka. Chłopak nie pamiętał zabardzo jak wrócił do miejsca, które uchodziło za jego dom przez dłuższy czas, ani gdzie trafiła Isabell. Wiedział jednak że nie zapomni Pandorze tego co zrobiła i zrobi wiele aby ją zniszczyć. Teraz jednak musiał martwić się o swoją ocalałą siostrę, jedyną rodzinę jaka mu pozostała.
- Coś się tak zamyślił przyjacielu? - spytał Dimitri polewając kończącą się zawartość butelki wódki.
- Nie powinienem pić - powiedział po dłuższej chwili chłopak. - To zawsze przywołuje wspomnienia, które bym pogrzebał z chęcią.
- Nie martwisz się o staruszka? - spytał lekko pijany mężczyzna.
- Jeśli jest u Cieni to pewnie mają jakiś cel w trzymaniu go.
- Taa… człowieka jego kalibru powinno się trzymać w odosobnieniu - zgodził się. - Jednak kto by pomyślał, że wszystko co on spisuje jest prawdą, a na każde pytanie jest w stanie odpowiedzieć. Ty wiesz co jest jego mocą, prawda?
- Wiem. Jednak to jedynie wierzchołek wielkiej góry - stwierdził chłopak.- On przewidział przyszłość a jego dziennik, który mi zostawił opisywał dokładnie wszystko do dnia w którym natrafiłem na Ashurę. Kiedyś muszę go spytać, dlaczego reszta stron była pusta?
- Dobrze wiesz, dlaczego tak było - zaśmiał się Dimitri. - Przecież nikt nie był w stanie przewidzieć co zrobisz w następnej chwili. Nawet Wyrocznia mówi, że twoja przyszłość jest jej nieznana, a dobrze wiesz co ona potrafi.
- Znów mówisz o tej starusze z Delphi? - zdiwił się. - Przecież ona jest pomylona. Sam nawet tak mówiłeś nie tak dawno.
- Jednak jest prawdą, że widzi przyszłość. Inaczej pewnie bym już nie żył. Gdyby nie jej ostrzeżenie dalej był bym w LA i chlał w kasynie.
- Już to widzę - zaśmiał się. - Przecież ty nie zniusł byś ryzyka natrafienia na Caina, że też nie wspomnę o Ahri i Shirrowie. Czyżbyś się z nimi pogodził?
- Jak Shirrowa sam zabiłeś, Ahri i Cain są teraz w Wenecji i rządzą Cieniami, a LA jest zniszczone jak cały kontynent.
- Wiem - chłopak zrobił kamienną minę. - i zastanawiam się czy tego świata całkowicie nie odciąć od innych - powiedział to głosem jakby było to dla niego dziecinną zabawą.
- Nie dasz rady i obaj wiemy dlaczego - zaśmiał się myśląc, że to żart.
- W tej kwestii dał bym radę bez problemu, jednak teraz jeszcze na to jest zawcześnie - mówił nadal poważnie. - Trzeba poczekać, aż wszyscy powrócą wtedy zdecyduję.
- Naprawdę cię nie pojmuję - mówił już pół przytomnym głosem Dimitri. - Chyba muszę się połorzyć.
- To idź się prześpij aż wytrzeźwiejesz - powiedział Matthew usiadając na wyżłobieniu, które zastępowało okno i patrzył na księżyc.
Pandora siedziała wygodnie rozłożona w swoim wielkim fotelu wyłożonym śnieżnobiałą, tygrysią skórą. Uwielbiała tą miękkość i puszystość, dlatego sprowadziła kołdrę z tego samego typu materiału. Gdy siedziała tak zrelaksowana i odprężona jej spokój został naruszony przez Enda, który pojawił się właśnie w jej komnatach.
- Chyba mówiłam, że chcę mieć choć chwilę spokoju. - Zwróciła się do niego niezadowolona. Teleporter nie ustąpił i nadal wpatrywał się w nią z uporem. - No dobra, co tym razem się stało. - Dała za wygraną kobieta.
- Baza o której zniszczenie prosiłaś została zrównana z ziemią, ponadto jeszcze jeden ośrodek został zniszczony, czego w planach nie było. - Przedstawił jej obecną sytuację mężczyzna.
- No popatrz, mamy wielbicieli. - Uśmiechnęła się Pandora. - Nie sądziłam, że będzie tak wielu chętnych do pomocy. - Rozmarzyła się kobieta.
- W takim razie proponuję przestać faworyzować Duchy. - Zaproponował End.
- Cienie jeszcze nie odpowiedziały na moje zaproszenie, Europa jest w strzępach, a oni nadal siedzą w podziemiu. - Mówiła niezadowolona z sytuacji. - Czy Draco dotarł już na miejsce? - Spytała nagle.
- Tak, czeka na rozkazy od rady. - Odpowiedział mężczyzna.
- Karz mu więc zrobić z tamtych ziem pogorzelisko. - Wydała rozkaz.
- Tak jest moja Pani. - Odparł End. Gdy wyczuł, że Pandora pragnie zostać sama wyszedł kłaniając się lekko na pożegnanie. W momencie, gdy drzwi pomieszczenia zostały zamknięte w pokoju pojawiła się jeszcze jedna postać. Wyjawiła się z czegoś niezwykle mrocznego, co przypominało cień, jednak było zupełnie innej natury.
- Ah! Smoku, już wróciłeś. - Ucieszyła się Pandora widząc wysokiego mężczyznę o jasnych szafirowych oczach.
- Ile razy mam ci przypominać kobieto, że to już nie jest moje imię. - Syknął jakby w złości, jednak w jego oczach można było dostrzec że jest niezwykle spokojny.
- Smok, to Smok, nikt więcej, nikt mniej. - Odpowiedziała kobieta. Uwielbiała się z nim drażnić, to sprawiało jej niezwykłą satysfakcję. - Jak można porzucić swoją dumę przez tak drobny szczegół? - Spytała zadziornie.
- Jeszcze się pytasz? Ty która odcięłaś mi skrzydła i zakułaś w łańcuch. - Odpowiedział z kpiną.
- Nie mów, że tego nie chciałeś. - Mruknęła ponętnie.
- Idź się lepiej na kimś wyżyj... - Westchnął mężczyzna. Ta kobieta potrafiła czasem doprowadzić go do stanu bliskiemu zdenerwowaniu.
- Ale moje najlepsze zabawki są mi odbierane jedna za drugą! - Odparła z wyraźnym niezadowoleniem.
- Nawet nie chcę wiedzieć. - Powiedział jej rozmówca.
- Wiesz! Jesteś okropny! Ja zwierzam ci się ze swoich problemów, a ty co!? - Oburzyła się Pandora. Mężczyzna miał już dość jej towarzystwa, czasem potrafiła zachowywać się jak niesforna nastolatka, innymi czasy jak niedojrzałe dziecko.
- Dobrze. Dobrze, pozwól mi to naprawić. - Przeprosił dla świętego spokoju.
- No to zniknij coś dla mnie. - Wypaliła już w pełni zadowolona z obrotu sytuacji.
- Co mam zniknąć? - Spytał . Jemu w ogóle nie udzielał się entuzjazm kobiety.
- Może by tak Włochy! Koniecznie z domniemaną siedzibą Cieni. - Poleciła mu. W jej głowie już widniał ten obraz, gdy na mapie Europy nie ma charakterystycznego buta.
- Domniemaną? - Spytał z lekkim uśmiechem na ustach.
- Nigdy tam nie byłam, to nie wiem, czy tam jest ich baza główna. - Wyjaśniła.
- Dobra. Jak skończę będę tam gdzie zwykle. Najpewniej ktoś z twoich podwładnych poinformuje cię co się stało. - Powiedział, po czym zniknął w tym samym mroku, w którym się pojawił.
Matthew patrzył na nocne niebo i rozmyślał nad przeszłością jak i tym co go miało czekać. Żałował, że nie ma z nim Isabelli i jego dawnych przyjaciół, którzy jak się dowiedział w większości już nie żyli. Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał przedsiewziąć jakieś działania w sprawie tej wojny. Bawił się tak kulą energii rozmyślając, kiedy o mały włos nie dostał pociskiem zrobionym z ziemi. Zeskoczył na dół przez otwór i rozglądał się dookoła czekając aż jego napastnicy się pojawią. Niestety z tego co widział nikomu nawet nie pzeszło to przez myśl. Znudzony powiedział:
- Przyjdziecie sami, czy mam dowas się wybrać?
W oddali dało się słyszeć kilka głosów. Wyraźnie się spierali o coś w końcu wyszła kobieta o włosach koloru ognia. Zbliżała się powoli nie robiąc żadnych gwałtownych ruchów. Matthew widział w jej energii coś znajomego. Nie widział co to jest jednak był w stanie stwierdzić, że miał z tą energia już styczność i to dość dawno.
- Wybacz temu idiocie, za takie zwrócenie twojej uwagi - powiedziała spokojnym tonem. - Jestem …
- Wiem kim jesteś Isabell - powiedział wchodząc jej w słowo, na co dziewczyna skamieniała.
Matthew dopiero kiedy zobaczył jej tważ i blizny jak po szponach na prawej stronie szyi zachodzące aż na policzek. poznał dziewczynę, którą znał kiedyś.
- Skąd wiesz jak mnie zwą? - zdziwiła się, by po chwili dodać niemal płacząc. - Matthew? To ty przeżyłeś?
- Jak widać łatwo mnie nie jest zabić - uśmiechnął się. - Jak widzę pamięć Ci wróciła. Miałem nadzieję, że będziesz żyć jak zwykła dziewczyna - zasmucił się mówiąc te słowa.
- Matthew - dostał sarczysty policzek. - Nie jestem taka słaba. Chołota wyłazić! - Krzyknęła za siebie, nie zwracając uwagi na chłopaka, który pocierał twarz ze zdziwioną miną.
- Jak zwykle szybsza w ręce niż słowach - stwiedził patrząc na nią. - To powiesz mi czego mnie tak szukałaś zawzięcie? - spytał.
- Nawet nie miałam pojęcia, że to będziesz Ty - wytknęła mu. - Teraz to już w zasadzie na nic mi się nie przydasz. Pandory i tak nie rozwalisz. Ukrywasz się od wybuchu tej wojny, nie dajesz znaków życie i chodziła plotka że jesteś martwy. Nie mówiąc już o tym, że zabijasz Duchy dla swojego widzi misię - mówiła swój monolog tonem, który nie znosił wtrąceń i sprzeciwu. - A teraz jeszcze okazuje się, że w najlepsze pijesz sobie z tym Ruskim nawet nie próbując coś zdziałać.
- Dość Isabell - powiedział twardo. - Tak jak ja nie decyduję i nie oceniam ciebie tak i ty mnie nie oceniaj. Równie dobrze sama mogłaś się na nią rzucić kiedy przejmowała siedzibę w Tokio. - Jego słowa wyraźnie ją dotknęły.
- Jakbyśmy nie wiedzieli - odpowiedział mężczyzna w średnim wieku dochodzący do nich. - Jednak nikt z nas nie ma dość mocy, aby nawet do niej się zbliżyć. Wszyscy nasi Starsi są martwi, a większość która o tym wie też zginęła. Nie mówiąc już o tym co zrobili w Stanach i co robią teraz w Europie. Pytamy dlaczego ty siedzisz z załorzonymi rękami i patrzysz na to wszystko z takim spokojem, jakby ciebie to nie dotyczyło? - mówił bez cienia strachu z desperacja widoczną na pierwszy rzut oka.
- Ponieważ wiem co to ze sobą niesie - powiedział spokojnie. - Nie jestem jednym z Was ani nie należę do Cieni. Jestem bezstronny i nie zamierzam się mieszać w żaden konflikt. Wasza wojenka jest waszą sprawą, mnie ona nie dotyczy - mówił wyraźnie unikając ich spojrzenia.
- Matthew! - Dziewczyna złapała go za twarz i skierowała jego spojrzenie na jej oczy. - A teraz mi to powtórz patrząc mi w oczy! - krzyknęła a widząc jego spojrzenie powiedziała. - Więc dlaczego nic nie zrobisz? Dlaczego siedzisz i się przygladasz mówiąc, że cię to nie dotyczy. Matthew oboje wiemy kim jesteś i od tego nigdy nie uciekniesz. Pomóż mi - mówiła niemal jednym tchem.
Chłopak nie wiedział co jej odpowiedzieć. Zdawał sobie sprawę, że i tak zostanie wciągnięty w ten konflikt wcześniej bądź później. Zanim odpowiedział poczół silny przepływ mocy, który nie zwiastował nic dobrego. Nie zastanawiając się zbytnio powiedział:
- Teraz nie czas na tą dyskusję. Idziecie ze mną, czy zostajecie tutaj? - nie czekając na odpowiedź otworzył portal wyglądający jak odbicie nieba nad nimi będącego w ciągłym ruchu. Wbiegł w niego nie czakając na Duchy, które nie wiedziały co się stało.
- Ja idę - powiedziała Isabell. - Wy róbcie jak uważacie - po czym weszła w portal za nim.
Pozostali nie widząc nic innego takzę ruszyli za nimi. Nie wiedzieli gdzie się udają, ani co będzie po drugiej stronie, jednak nie chcieli zostawić swojej przywódczyni samej.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz