kwietnia 18, 2015

Rozdział XXII

Dochodziło południe, Matthew rozglądał się po tym co pozostało z osady. Isabell szła za nim, a Ashura przyglądała się im z oddali. Nie wiedziała co sądzić o kobiecie z ognistymi włosami. Była dumna, jednak nie wywyższała się, a ludzie pod jej protektoratem także nie sprawiali żadnych problemów. Zastanawiała ją także moc jej brata. Od kiedy pojawił się w czasie walki nie mogła pojąć czym się stał. Jej przemiana też ja zastanawiała, jednak przynajmniej była w stanie znaleźć dla niej miejsce w świecie, jego moc była inna. Chłopak nie tylko emanował energią, on zdawał się sam ją produkować co było dziwne, dla tego świata. Wiedziała, że moc której używali pochodziła od ziemi i ciał niebieskich, czasem od zywiołów bądź duszy, jednak nigdy nie słyszała aby ciało samo produkowało moc i to aż w takim stopniu. Zdziwiło ją że jest reinkarnacją Asury, jednak jej brat stał się czymś co wykraczało nawet poza pojmowanie bóstwa, o czym szybko się przekonała. Obserwowała jego poczynania mając nadzieję dowiedzieć się choć odrobinę więcej. Jednak głównie chciała dowiedzieć się o tej kobiecie, która łaziła za Mattem i nawet dała mu w twarz przy niej.

Chłopak chodził po zgliszczach patrząc czy coś ocalało z ataku Cieni, niestety z tego co widział pozostawiali jedynie popioły za sobą. Żałował, że nie pojawił się wcześniej aby ich powstrzymać. Miał sobie za złe, że wcześniej nie stanął przeciw Pandorze i jej planom. Teraz jednak najbardziej ubolewał nad planetą, która umierała przez działania jej sług. Zatrzymał się nagle i powiedział:
- Czego chcesz Tama? - powiedział w kierunku domu, który był nadpalony.
- Chcę wiedzieć co zamierzasz, chłopcze - powiedziała twardo. - Świat chyli się ku upadkowi a ty siedzisz z założonymi rękoma i nic nie robisz.
- Ty też siedzisz i czekasz - wytknął jej w odpowiedzi. - Zacznij od siebie zanim będziesz mnie strofować.
Nie czekając na odpowiedź dalej zaczął krążyć w poszukiwaniu czegoś o czym tylko on wiedział. Patrzył na ziemię, to na niebo i wyraźnie szedł jakimś śladem. W miejscu, gdzie ewidentnie miał miejsce jakiś wybuch, bo wszystkie budynki i ziemia były na jednym poziomie. Pochylił się i przyłożył dłoń do podłoża. Isabell patrzyła na to wszystko z zaciekawieniem. Nie wiedziała czym są miejsca mocy, o których jej wspomniał przyjaciel, jednak z tego co pamiętała to nawet Duchy nic o nich nie wiedziały. Z informacji o Cieniach, do których miała dostęp też nie było wzmianek o tym. Jednak postawa Matthew i to jak do nich podchodził sprawiała wrażenie bardzo potężnej i mogącej zmienić losy wojny energii. Usłyszała jak Matt mówił coś pod nosem jakby do siebie. Następnie ręka chłopaka zaczęła enenować potężną błękitną mocą, co zdziwiło ją gdyż moc chłopaka była z natury czarna i bezkresna. Kiedy zebrał bardzo potężną siłę uderzył z całych sił w ziemię.
- Fiurry fisto, CRASH OF HELL - krzyczał wykonując cios.
Ziemia najpierw zatrzęsła się, następnie powstało sporej wielkości wgniecenie z którego wydawało jej się że wypływa lawa, by następnie wybuchnąć jako wielki komin energii skierowany w niebo. Chłopak odskoczył a na jego ręce widać było ślady przypalenia, które jednak bardzo szybko znikały. Kobieta nie wytrzymała i wybiegła w jego stronę drąc się za jego głupotę.
- Co to było?! Czy chcesz nas wszystkich rozwalić? Czym jest ta kolumna mocy i co to do cholery co rzeź wykrzyczał?! - krzyczała ledwo łapiąc oddech.
- Łatwiej mu się skupić na odpowiednim ukierunkowaniu KI, jeśli wykrzyczy nazwę ataku, jednak naprawdę mogłeś wybrać lepszą nazwę - odezwał się mężczyzna, który miał ze sobą sake. Ubrany był w kimono i posiadał długą brodę, co było dziwne jak na Japończyka. Włosy także długie miał w nieładzie, jakby dopiero wstał. - I pomyśleć, że jednym uderzeniem rozruszasz Smocze Żyły - zaśmiał się.
- Susano, a ty jak zwykle pijesz - zaśmiał się Matthew powstrzymując Isabell przed obiciem go.
- Gadaj natychmiast co rzeź zrobił! - Domagała się odpowiedzi.
- Budzę świat aby zaczął się bronić - zaśmiał się, co wywołało przeciwny do zamierzonego efekt. Dostał pięścią w oko. - Ał… A to za co? Przecież Ci powiedziałem co zrobiłem. - Narzekał.
- Uważaj bo ci uwierzę - stwierdziła przygotowując się do kolejnego ciosu.
- Matthew, jesteś pewien, że budzenie sił natury w taki sposób to dobry pomysł? - Spytał upijając łyk sake z tykwy. - Żmije to niebezpieczne stworzenia, nie mówiąc już o reszcie, która także się zbudzi…
- A widzisz inne wyjście? - spytał. - Ja nie niosę życia, tylko śmierć. Nawet nie wiem czy dam radę tworzyć, a z ich pomocą może choć trochę się to uda.
- Nawet jeśli to doprowadzi do całkowitego rozpadu światopoglądu ludzi? - zapytał mężczyzna.
- I tak sądzą już że to armagedon, więc gorzej nie będzie. To nie ja otworzyłem Puszkę Pandory, więc teraz i tak nie będę najgorszy.
- Powie mi ktoś o czym wy do cholery mówicie? Jakie żmije? Co węże ci poradzą na to wszystko i co to do cholery te smocze żyły? - pytała już całkiem tracąc ochotę obicia przyjaciela.
- Mówimy o Liniach Lay - zaczął tłumaczyć Matt. - Inaczej nazywane żyłami planety, liniami mocy, itp. A to co zrobiłem właśnie budzi wszystkie istoty, o których kiedyś krążyły legendy. Obudziłem siły planety z letargu, bo sam wszędzie nie będę - mówił. Ziemia musi zacząć się bronić bo wszyscy pomożecie przez działania popleczników Pandory. I nie patrz tak na mnie nie ściemniam - dodał widząc jej minę. Jak na potwierdzenie jego słów słychać było donośny ryk.
- A teraz cóż to? - Spytała pokazując na niebo.
- To jest właśnie Żmij o którym wspomnieliśmy - powiedział Susano. - Lepiej idź przyprowadź Seryu tak na wszelki wypadek.
Wielka bestia zaczęła kołować nad osadą by w końcu wylądować przy kominie mocy. Rozmiarem przypominała sporej wielkości wzgórze, a szczęki mogły spokojnie pomieścić jeden z budynków jakie ostały jeszcze w osadzie. Smok, jak sądziła Isabell miał niebieskie ubarwienie, jednak wolała nie być zbyt blisko bestii takich rozmiarów i szybko pobiegła szukać Seryu.
Ashura stała zapatrzona w stworzenie nie myśląc o niczym. Zwyczajnie podziwiała majestat smoka, który górował nad wszystkim, co dotychczas widziała.
- Jak tam po obudzeniu? - spytał beztrosko jej brat bestii.
- Znów ty… - dało się słyszeć odpowiedź, co wprawiło dziewczynę w jeszcze większy szok. - Najpierw rozmawiasz z duchami mych braci, a teraz jeszcze budzisz nas wszystkich ze snu. Mów co wymaga naszej obecności, że używasz Rzeki Lay, aby dać sygnał o pomoc - mówił gad.
- Pandora - odparł jednym słowem.
- Znów ta kobieta - prychnęła bestia. - Wierz, że jej nie można zabić, a do jej wymiaru raczej się nie dostaniesz, a nawet jeśli to zginiesz bo tam jest niepokonana.
- Wiem wiem. Nie musisz mi tego mówić - zgodził się chłopak. - Teraz gorszym zmartwieniem są jej słudzy i to jak niszczą ten świat. To też wasz dom, więc uznałem że powinniście wiedzieć.
- Ludzie niszczą go od tysięcy lat, a ty teraz chcesz abyśmy zareagowali - Ashurze wydawało się że bestia westchnęła z rezygnacją. - Potem nas uśpisz jak twój poprzednik. Bo nie będziemy potrzebni już do niczego - mówił. - Nie masz czym mnie przekonać.
- Nie wiem kim był ten poprzednik, aby ja nie mam zamiaru potem czegoś z wami robić. Sami zdecydujecie czy chcecie zostać - odpowiedział chłopak z dziwną nawet jak na niego powagą. Ashura przysłuchiwała się jak jej brat staje sie poważny, nie wściekły, nie próbuje obrócić sytuacji w żart tylko jest śmiertelnie poważny.- Nie mam zamiaru dłużej się temu przyglądać. Nie chce też patrzeć jak Ziemia umiera przez kaprys tej durnej suki. A czy wy będziecie chcieli zostać po tym wszystkim czy nie też mnie nie obchodzi. Chcę tylko jednego. Chcę aby wszystko wróciło do swojego pierwotnego stanu. I choćbym miał stworzyć ten świat od nowa osiągnę ten cel.
- Niech będzie. Zaczniemy walczyć i przywrócimy nasz dom do jego pierwotnego stanu - zastanawiało dziewczynę nagła zmiana nastawienia bestii. Nie rozumiała co w słowach jej brata wywołało aż taką reakcję, jednak wiedziała że był poważny w każdym słowie. - Zobaczymy się wkrótce - powiedział smok i odleciał.
Cała osada zbiegła się do miejsca gdzie wznosił się komin energii. Wszyscy nie wiedzieli co się dzieje, jednak część z zebranych wiedziała czyja to sprawka.
- Matthew! Matthew! - kilku zaczęło wykrzykiwać jego imię, sporo poszło w ich ślady.
- Coś ty zrobił?! - Wrzasnęła Tama. - Dlaczego obudziłeś strażników świata?
- Ponieważ mam zamiar przestać się przyglądać - powiedział z lodowatym spojrzeniem.
Lisica skamieniała, kilku innych, którzy myśleli że będą mieć na niego wpływ także się przeraziła. Susano śmiał się do rozpuku widząc ich miny, a Issabel i Ashura odetchnęły z ulgą widząc, że Matthew nadal jest sobą. Wrednym, nieustępliwym chłopakiem, który zrobi wszystko aby osiągnąć cel.

- Ten chłopak jest naprawdę niezły. - Mruknęła Pandora przyglądając się wyczynom młodzieńca ze swoich komnat w Puszce Pandory. - Ale co za strata. - Stwierdziła.
Wszystkiemu przysłuchiwał się End, który dotrzymywał towarzystwa kobiecie. Czekał na jej rozkazy, w końcu plan musiał ulec lekkiej modyfikacji.
Po krótkiej chwili milczenia Pandora podniosła się ze swojego siedziska kierując się w stronę drzwi wyjściowych.
Szła długim korytarzem udając się w stronę dziedzińca. Gdy znalazła się już w wielkiej sali wejściowej nieoczekiwaną wizytę złożył jej szafirowooki smok. Mężczyzna wyszedł z mroku idąc tuż obok niej.
- W pewnym sensie to dobry obrót sytuacji. - Powiedział czarnowłosy z lekkim uśmiechem zadowolenia.
- To tylko dodatkowa dawka chaosu, nic więcej. - Odpowiedziała.
- Złożysz wizytę dawnym znajomym? - Spytał smok.
- W końcu nie widzieliśmy się od wieków. - Wyjaśniła z zadowoleniem.
- Tylko jak wielu ucieszy się na twój widok? - Zadał kolejne pytanie mężczyzna.
- To się okaże. - Powiedziała tajemniczo, po czym zniknęła, by pojawić się w zupełnie innym miejscu.
Obok niej znajdował się podobny komin, do tego, który widziała przy górze Fuji. Z takim wyjątkiem, że bestią, która się przy nim pojawiła nie był smok, a ptak spowity w błękitnych płomieniach. Jego olbrzymie skrzydła i przepiękny, długi ogon nadawał mu niezwykłego majestatu. Stworzenie zwróciło na nią swoje zupełnie czarne oczy.
- Mówże śmiertelna istoto, dlaczego mnie zbudzono!? - Zagrzmiał władczym tonem. Pandora uśmiechnęła się do niego promieniście i powiedziała:
- Feniksie! Nadszedł czas by dopełnić danego ci słowa! Ziemia już płonie, potrzebuje twojego płomienia aby spalić ją żywcem! - Odpowiedziała.
Ptak najwyraźniej zrozumiał z kim ma do czynienia i zmienił swoje nastawienie w stosunku do niej. Skłonił swój łeb w ramach najszczerszych przeprosin.
- Wybacz mi, nie rozpoznałem cię w tej formie.
- Nic nie szkodzi. - Odparła.
- Jakie są twoje rozkazy? - Spytał feniks.
- Na początku może zaczniemy od czegoś takiego. - Powiedziała, a płomienie ptaka zgasły. Bestia zaczęła się zmniejszać, a jej kształt coraz bardziej przypominał ludzki. - Wybacz, będziesz musiał pomęczyć się w tej formie, ale przynajmniej będziesz mógł się na trochę ukryć.
- Przeboleję wszystko byleby było w twoim imieniu. - Odparł.
- Udaj się do mojego domu, tam poczekaj na mnie i na resztę. - Poleciła mu.
Feniks znikł w oślepiającym błysku błękitnego światła pozostawiając kobietę samą.
Pandora udała się do kolejnych bestii, z którymi już dawno temu zawiązała kontrakty. W taki sposób udało jej się jeszcze pozyskać Leviathana, olbrzymiego, szarego węża morskiego o głowie i skrzydłach smoka, Behemotha, mitycznego stwora o wyglądzie grubo opancerzonego, białego nosorożca, o niedźwiedzich łapach i głowie słonia pozbawionej trąby, Simorgla, olbrzymiego, ciemno płomienistego psa z orlimi skrzydłami i smoczymi łapami o lwim ogonie oraz jego brata Simurgha, którego ciało należały do lwicy, skrzydła do orła, a łapy i ogon do smoka.
Matthew siedział i czekał aż przepływ Linii Lay się ustabilizuje. Wiedział że Pandora także skorzysta na przebudzeniu istot, jednak nie zdawała sobie sprawy z kilku innych rzeczy powiązanych z nimi. Teraz jednak najważniejszą sprawą było spokojne działanie do czasu ustabilizowania się obecnego stanu. Jego siła, która i tak była niestabilna jeszcze bardziej wymykała się spod kontroli i o mały włos nie zniszczył już kilka razy krateru Fuji na którym siedział. Ashura zbierała siły bóstw i demonów, Isabell łączyła się z Duchami, które nie zgadzały się z Pandorą. A Tama knuła już nowe plany w których jak sądził miał wziąć udział. On jednak spokojnie czekał aż pobudzą się najstarsze z istot. Strażnicy tego świata, którzy nigdy nie przystaną do Pandory. Jak sądził do niego też nie będą chcieli, jednak napewno nie będą się przyglądać jej działaniom i nie dadzą jej niszczyć świata. Problem polegał na tym, że nie był pewny, które z istot były sojusznikami tej małpy. Jednak wiedział przynajmniej o kilkunastu, którzy z miłą chęcią zobaczą jak jej śmierć. Teraz pozostało mu tylko poczekać na starych znajomych, jak ich określał z dziwnej przyczyny. Moltres spał jeszcze w wulkanie islandzkim, Centrus pewnie dopiero się budzi na Antarktydzie, Ibiy pewnie już biegnie z Syberii, a Ea wydostaję się spod Everestu. Reszta smoków raczej stanie po jego stronie, a enty pomogą mu odrodzić przyrodę razem z duchami przyrody. Ziemia się odrodzi jak zwykle.

Jednooki z zainteresowaniem przyglądał się temu co działo się na całym świecie. Stwory znane mu tylko z legend nagle pojawiły się i zaczęły stąpać po ziemi. Bardzo go interesowało skąd się wzięły i czym były te słupy energii. Najlepszym wyjściem wydawało się zapytać kogoś, kto może mieć o tym jakiekolwiek pojęcie. Pierwszą taką osobą był jego ojciec, ale z nim nie chciał mieć żadnego kontaktu. Drugą opcją było zapytanie jednej z tych bestii.
Uwagę smoka przykuł jeden stwór, którego ciało wydawało się być mrocznym płomieniem. Jego oczy świeciły na jasnym, błękitnym światłem. Kształtem przypominał smoka, jednak Jednooki nie był tego pewny na sto procent.
Pojawił się tuż przed stworem, tak aby ten mógł go zauważyć. Przyglądał się cielsku bestii zastanawiając się, czy rzeczywiście zbudowane jest z ognia, a może to strzępki cienia...
Płomienisty byt w końcu zdał sobie sprawy z jego obecności, jednak z początku go ignorował. Gdy po dłuższym czasie Jednooki nadal wpatrywał się w stwora, ten zwrócił się w jego kierunku i rzekł:
- Czegoś ode mnie potrzebujesz? - Spytał w miarę uprzejmym tonem.
- Kim, czym jesteś? - Spytał.
- Smokiem, to chyba oczywiste. - Odpowiedział stwór.
- A jakim? - Dopytywał.
- Mroku.
- A z czego jest twoje ciało?
- Ah! To czarny płomień, niezwykle niebezpieczny, potrafiący pochłaniać wszystko, co wejdzie z nim w kontakt.  - Wyjaśnił smok.
- Niezwykle ciekawe. - Odparł smok słysząc gdzieś już coś podobnego.
- Odpowiedziałem już na twe pytania, a teraz pozwól, że udam się w pewne miejsce. - Rzekła bestia rozpościerając płomienne skrzydła.
- A skąd się tu wziąłeś? - Zadał kolejne pytanie.
- Skąd? Zostałem przebudzony z głębokiego snu, muszę dowiedzieć się kto to zrobił. - Powiedział stwór. Gdy miał zamiar odlecieć poczuł, że coś dotyka jego płomieni, co było rzeczą wręcz absurdalną. Zwrócił swój łeb w stronę własnego ogona, który badany był przez Jednookiego.
- Wybacz, nie mogłem się powstrzymać. - Usprawiedliwił się.
- Jak to w ogóle możliwe! Jedyną osobą, która mogłaby uczynić taką rzeczą jest... - Urwał w połowie zdania patrząc na dużo mniejszego od niego człowieka. Jego oczy zalśniły jeszcze jaśniejszym blaskiem, jakby wyrażały wielkie zaskoczenie.
- To niemożliwe! Przecież nie możesz być tutaj! - Powiedział smok nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
- A dlaczego? - Zainteresował się Jednooki.
- Gdyż nie należysz do tego wymiaru! A poza tym powinieneś o tym wiedzieć najlepiej. - Odpowiedziała bestia.
- Nie należę? Powinienem? - Zdziwił się słysząc słowa stworzenia.
- Nie zachowujesz się jak on, ale posiadasz jego moc! Jak to możliwe!? - Mówił zaaferowany smok.
- Chodzi ci o mojego ojca? - Chciał się upewnić czarnowłosy.
- Sam Czarny Smok jest twoim ojcem!? - Ryknął z niedowierzania stwór.
- Ogólnie mówiąc, to teraz ja jestem Czarnym Smokiem, zrezygnował z tego tytułu. - Wyjaśnił pokrótce. Sam do końca jeszcze nie rozumiał z czym się to wiązało, a jego rozmówca najwyraźniej posiadał kilka przydatnych informacji.
- W takim wypadku muszę być tobie posłuszny. - Poinformowała go bestia. Jednooki wydawał się nieco zszokowany tą informację i nie wiedział co odpowiedzieć. - Twój ojciec stworzył mnie z własnej mocy i kazał strzec tego świata. Jestem sługą tego wymiaru, jednak to Czarny Smok jest moim prawdziwym panem. Jeśli nie masz dla mnie żadnych rozkazów pozwól mi wykonać swoje obowiązki, jeśli natomiast chcesz abym coś dla ciebie uczynił... proś kiedy zechcesz i o co zechcesz. - Mówił smok.
Jednooki chwilę przetwarzał tę garść informacji, próbując wyłapać z nich najważniejsze fragmenty, warte zapamiętania. Gdy zdołał już sobie wszystko poukładać postanowił o coś jeszcze zapytać.
- Są jeszcze inne smoki takie jak ty?
- W każdym wymiarze jest jeden strażnik z mojego rodzaju. - Odpowiedział.
- Rozumiem. - Powiedział. - Czysto teoretycznie, gdybym polecił ci coś zniszczyć, to zrobiłbyś to?
- Co tylko rozkażesz. - Rzekł smok.
W tym momencie Jednookiego coś natchnęło. Nie myśląc zbyt wiele z jego ust wydobyło się polecenie, a bestia poderwała się by wypełnić jego wolę. To o czym skrycie myślał odkąd stał się duchem, to co usilnie próbował stłamsić w sobie od czasu masakry jego rodziny w końcu odnalazło ujście. A najlepsze w tym wszystkim było to, że sam nie musiał nic robić, jego marzenia urzeczywistnią się same, bez jakiegokolwiek wysiłku z jego strony.


by Lyedbow and Mortis

Brak komentarzy: