kwietnia 25, 2015

Rozdział XXIII



Przy górze Fuji zbierały się coraz większe siły. Przybyły smoki, i ich prastarzy kuzyni żmije, enty także się pojawiły mając na swoich usługach drzewce. Duchy natury zaczynały już pracę w Ameryce, a Duchy i niedobitki Cieni, którzy dowiedzieli się o powrocie chłopaka zaczęli zbierać się pod jego dowództwem. Matthew widząc jak wielkie siły się zbierają był zaskoczony. Nie sądził o nawet połowie z nich, że będzie gotowa stanąć do walki. Najlepsza jednak z tego wszystkiego była mina Tamy i jej pomagierów. Kiedy zobaczyła jak Ibiy wielki biały wilk z dziesięcioma ogonami pojawił się przy chłopaku o mało nie dostała zawału. Następnie przybyła Moltres, widząc jak wielu zebrało się przy chłopaku wylądowała niedaleko niego i zmieniła postać na ludzką. Centrus i Ea przybyli niemal jednocześnie. Wielki tygrys i olbrzymia istota z kamieni także zmienili postacie i poszli do chłopaka. Matt przywitał ich jak starych znajomych i chwilę rozmawiał. Ashura i Isabell rozstawiały wszystkich zebranych po pozostałościach osady. Drzewce bardzo pomogły, gdyż od razu zaczęły zazieleniać pogorzelisko. Wszyscy czekali aż Matthew powie co zamierza zrobić. Pod wieczór chłopak zaczął przemawiać.
- Dziękuję wam za tak liczne przybycie. Zapewne zastanawiacie się dlaczego was zbudziłem. Prawda jest taka jaką widzicie. Ziemia umiera, a ja nie mam predyspozycji aby ją przywrócić do pierwotnej postaci. Przebudziłem was, aby przeszkodzić Pandorze - na imię osoby odpowiedzialnej za cały ten chaos słychać było spluwania i klątwy, pod jej adresem. - Nie znam dokładnie jej planów, jednak zapewne znów próbuje zniszczyć ten świat i zrobić go na własne widzimisię. Proszę was jedynie o pomoc w obronieniu naszego świata i naprawie szkód przez nią wyrządzonych. Co stanie się potem zalerzy już od was samych. Ja nie będę w wasze decyzje ingerować. Proszę jedynie, aby koegzystencja z ludźmi była możliwa i o nic więcej - mówił a nikt nawet nie protestował. - Z działaniem na większą skalę niestety musimy poczekać do ustabilizowania się przepływu Lay, co jak sądzę powinno się do świtu stać. Proszę odłóżcie wzajemne waśni do czasu, aż rozwiążemy ten problem. Dziękuję wam jeszcze raz za tak liczne przybycie i wysłuchanie mnie - powiedział kłaniając się zebranym.
Następnie wypowiedziało się jeszcze kilka starych stworzeń i zaczęli układać plany co i jak zrobić na dzień następny i późniejsze czasy.

Mocny wiatr zawiał od wschodu niosąc ze sobą powiew śmierci. Na horyzoncie pojawiła się bestia spowita w mrocznych płomieniach o oczach świecących niczym dwie gwiazdy na nocnym niebie. Wylądowała w miejscu, gdzie nie musiała martwić się o kontakt z innymi stworzeniami. Zaczęła iść w stronę źródła mocy, które obudziło smoka z długiego snu. Spowity w czarnym ogniu przedzierał się przez tłum co chwila prosząc o ustąpienie miejsca, czy przesunięcie się. Gdy znalazł się już przed osobnikiem, który go przyzwał powiedział:
- Jam jest Linneth sługa nicości, oczy otchłani. Czy to ty obudziłeś mnie ze snu, w którym byłem pogrążony przez tysiąclecia?
- Ja - odparł chłopak. - Chciałem cię prosić o pomoc w powstrzymaniu sług Pandory przed zniszczeniem tej planety.
- Co rozumiesz przez powstrzymanie? - Spytał przyglądając się z uwagą swojemu rozmówcy. Zastanawiał się, czy chłopak w ogóle rozumiał z czym tak naprawdę ma do czynienia.
- Zrobienie wszystkiego aby skończyli niszczyć nasz świat - odparł. - Nawet zniszczenie wszystkich.
- Poprzez zniszczenie wszystkich, mam rozumieć, że Pandory również? - Dopytywał z lekkim rozbawieniem.
- Jeśli będzie trzeba, choć jak sadzę jej samej nie zabijemy - powiedział spokojnie.
- Cóż, to by było jednoznaczne ze zniszczeniem całego wymiaru. - Wyjaśnił. - Jest źródłem, istotą, dzięki której wymiar zachowuje stabilność. Jej śmierć z pewnością pogrzebałaby wszystko i wszystkich powiązanych z tym światem. Trzeba znaleźć sposób, który ją unieszkodliwi.
- Jeśli puszka jeszcze istnieje to można byłoby ją zamknąć. Jeśli nie to trzeba odciąć jej wymiar od tego - stwierdził.
- To nie działa w ten sposób. - Westchnął smok. - Przez tysiąclecia wszystko się kompletnie pomieszało. Pandora nie jest jej prawdziwym imieniem, tak naprawdę nikt dokładnie nie wie jak się nazywa. W przeszłości rzeczywiście zasłynęła jako ta, która zesłała na ludzkość nieszczęście, jednak nigdy nie istniał artefakt zwany Puszką Pandory, to mit, który zaczął krążyć po świecie i utrwalił się w świadomości wszystkich istot. - Tu zrobił pauzę na kolejne westchnięcie. - Jak już wspomniałem jest źródłem, które utrzymuje ten wymiar, jeśli zabraknie połączenia, zabraknie stabilizacji.
- Ja też jestem czymś co scala Ziemię, jednak nie rozumiem jeszcze tej mocy - powiedział od niechcenia. - Najpierw muszę poczekać, aż ustabilizuje się przepływ mocy Lay inaczej raczej nie uda mi się nic zrobić - mówił to jak oczywistą prawdę.
- Ty scalasz Ziemię, ona cały wymiar, a to jest kolosalna różnica. Wszystko co żyje i istnieje w tym świecie jest zdane na jej łaskę lub niełaskę. Nawet ty, jeśli czujesz jakąkolwiek więź, z czymś co istnieje w tym wymiarze, podlegasz temu prawu. Wszystkie bóstwa, które przywędrowały do tego świata i uznały go za swój dom, również podlegają temu prawu. Każdy dokądś należy... gdy zniknie miejsce dokąd mógłby wrócić, to i on znika. - Przerwał, by po chwili dodać z lekkim smutkiem. - Zupełnie jakby nigdy nie istniał.
Pandora przyglądała się rozmowie, którą toczył chłopak i smok mroku. Nie podobało jej się to. Nicość w tej sprawie powinna być po jej stronie, w końcu ma po swojej stronie samego Czarnego Smoka, chyba, że… wykiwał ją. Ciągle powtarzał, że nie nosi już tego tytułu, a to oznacza, że Linneth nie musi być mu posłuszny. Jeśli ten gad nie powstrzyma swego długiego języka przed gadaniem, to przysięga, że pożegna się ze swoim nieistnieniem.
- Feniksie! - Zawołała kobieta.
Płomienno włosy mężczyzna o oczach koloru nieba pojawił się w blasku błękitnego światła. Skłonił się lekko przed Pandorą i powiedział:
- Witaj Pandoro, czy mogę coś dla ciebie uczynić?
- Czy uważasz, że występowanie przeciwko mnie jest niezwykle... nieuprzejme? - Zadała mu pytanie.
- Oczywiście jest. - Odpowiedział bez zastanowienia.
- Co więc powinnam w tej sytuacji uczynić, jak sądzisz? - Pytała dalej.
- Każdego, kto sprzeciwia się twej woli powinna spotkać sroga kara. - Odpowiedział Feniks.
- A twój płomień jest idealnym narzędziem do tego. - Rzekła znacząco Pandora.
Mężczyzna szybko odczytał jej intencje i znikł w taki sam sposób jak się pojawił. Władczyni wymiarów westchnęła ze zmęczenia. Zdawała sobie sprawę, że sam koniec jej planu będzie kosztował ją najwięcej cierpliwości, której i tak miała już na wyczerpaniu.
W tym momencie w jej komnacie pojawił się End. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Jakie wieści mi przynosisz? - Spytała, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą.
- Baza Duchów, w Japonii została zniszczona. - Poinformował ją teleporter.
Kobieta wypuściła głośno powietrze ze swoich płuc. To może spowolnić trochę jej plan, chyba, że użyje nieco innej taktyki.
- Daj mi chwilę na przemyślenie całej sytuacji. - Powiedziała.
End posłusznie opuścił ją, a zaraz w jego miejscu pojawiła się dość sporych rozmiarów kula stworzona z energii. Wewnątrz niej można było dostrzec oko jakiegoś stworzenia. Pionowa źrenica wpatrzona była w kobietę, jakby bestia czekała na jej rozkazy.
- Trzeba dokończyć robotę. - Wyjaśniła krótko.
- Tak jest. - Odpowiedział krótko stwór, po czym kula rozpłynęła się w powietrzu.

by Lyedbow and Mortis



Brak komentarzy: