Przy górze Fuji zbierały
się coraz większe siły. Przybyły smoki, i ich prastarzy kuzyni żmije, enty także
się pojawiły mając na swoich usługach drzewce. Duchy natury zaczynały już pracę
w Ameryce, a Duchy i niedobitki Cieni, którzy dowiedzieli się o powrocie
chłopaka zaczęli zbierać się pod jego dowództwem. Matthew widząc jak wielkie
siły się zbierają był zaskoczony. Nie sądził o nawet połowie z nich, że będzie
gotowa stanąć do walki. Najlepsza jednak z tego wszystkiego była mina Tamy i
jej pomagierów. Kiedy zobaczyła jak Ibiy wielki biały wilk z dziesięcioma
ogonami pojawił się przy chłopaku o mało nie dostała zawału. Następnie przybyła
Moltres, widząc jak wielu zebrało się przy chłopaku wylądowała niedaleko niego
i zmieniła postać na ludzką. Centrus i Ea przybyli niemal jednocześnie. Wielki
tygrys i olbrzymia istota z kamieni także zmienili postacie i poszli do
chłopaka. Matt przywitał ich jak starych znajomych i chwilę rozmawiał. Ashura i
Isabell rozstawiały wszystkich zebranych po pozostałościach osady. Drzewce
bardzo pomogły, gdyż od razu zaczęły zazieleniać pogorzelisko. Wszyscy czekali
aż Matthew powie co zamierza zrobić. Pod wieczór chłopak zaczął przemawiać.
- Dziękuję wam za tak
liczne przybycie. Zapewne zastanawiacie się dlaczego was zbudziłem. Prawda jest
taka jaką widzicie. Ziemia umiera, a ja nie mam predyspozycji aby ją przywrócić
do pierwotnej postaci. Przebudziłem was, aby przeszkodzić Pandorze - na imię
osoby odpowiedzialnej za cały ten chaos słychać było spluwania i klątwy, pod
jej adresem. - Nie znam dokładnie jej planów, jednak zapewne znów próbuje
zniszczyć ten świat i zrobić go na własne widzimisię. Proszę was jedynie o
pomoc w obronieniu naszego świata i naprawie szkód przez nią wyrządzonych. Co
stanie się potem zalerzy już od was samych. Ja nie będę w wasze decyzje
ingerować. Proszę jedynie, aby koegzystencja z ludźmi była możliwa i o nic
więcej - mówił a nikt nawet nie protestował. - Z działaniem na większą skalę
niestety musimy poczekać do ustabilizowania się przepływu Lay, co jak sądzę
powinno się do świtu stać. Proszę odłóżcie wzajemne waśni do czasu, aż
rozwiążemy ten problem. Dziękuję wam jeszcze raz za tak liczne przybycie i
wysłuchanie mnie - powiedział kłaniając się zebranym.
Następnie wypowiedziało
się jeszcze kilka starych stworzeń i zaczęli układać plany co i jak zrobić na
dzień następny i późniejsze czasy.
Mocny wiatr zawiał od
wschodu niosąc ze sobą powiew śmierci. Na horyzoncie pojawiła się bestia
spowita w mrocznych płomieniach o oczach świecących niczym dwie gwiazdy na
nocnym niebie. Wylądowała w miejscu, gdzie nie musiała martwić się o kontakt z
innymi stworzeniami. Zaczęła iść w stronę źródła mocy, które obudziło smoka z
długiego snu. Spowity w czarnym ogniu przedzierał się przez tłum co chwila
prosząc o ustąpienie miejsca, czy przesunięcie się. Gdy znalazł się już przed
osobnikiem, który go przyzwał powiedział:
- Jam jest Linneth sługa
nicości, oczy otchłani. Czy to ty obudziłeś mnie ze snu, w którym byłem
pogrążony przez tysiąclecia?
- Ja - odparł chłopak. -
Chciałem cię prosić o pomoc w powstrzymaniu sług Pandory przed zniszczeniem tej
planety.
- Co rozumiesz przez powstrzymanie?
- Spytał przyglądając się z uwagą swojemu rozmówcy. Zastanawiał się, czy
chłopak w ogóle rozumiał z czym tak naprawdę ma do czynienia.
- Zrobienie wszystkiego
aby skończyli niszczyć nasz świat - odparł. - Nawet zniszczenie wszystkich.
- Poprzez zniszczenie
wszystkich, mam rozumieć, że Pandory również? - Dopytywał z lekkim
rozbawieniem.
- Jeśli będzie trzeba,
choć jak sadzę jej samej nie zabijemy - powiedział spokojnie.
- Cóż, to by było
jednoznaczne ze zniszczeniem całego wymiaru. - Wyjaśnił. - Jest źródłem,
istotą, dzięki której wymiar zachowuje stabilność. Jej śmierć z pewnością
pogrzebałaby wszystko i wszystkich powiązanych z tym światem. Trzeba znaleźć
sposób, który ją unieszkodliwi.
- Jeśli puszka jeszcze istnieje
to można byłoby ją zamknąć. Jeśli nie to trzeba odciąć jej wymiar od tego -
stwierdził.
- To nie działa w ten
sposób. - Westchnął smok. - Przez tysiąclecia wszystko się kompletnie
pomieszało. Pandora nie jest jej prawdziwym imieniem, tak naprawdę nikt
dokładnie nie wie jak się nazywa. W przeszłości rzeczywiście zasłynęła jako ta,
która zesłała na ludzkość nieszczęście, jednak nigdy nie istniał artefakt zwany
Puszką Pandory, to mit, który zaczął krążyć po świecie i utrwalił się w
świadomości wszystkich istot. - Tu zrobił pauzę na kolejne westchnięcie. - Jak
już wspomniałem jest źródłem, które utrzymuje ten wymiar, jeśli zabraknie
połączenia, zabraknie stabilizacji.
- Ja też jestem czymś co
scala Ziemię, jednak nie rozumiem jeszcze tej mocy - powiedział od niechcenia.
- Najpierw muszę poczekać, aż ustabilizuje się przepływ mocy Lay inaczej raczej
nie uda mi się nic zrobić - mówił to jak oczywistą prawdę.
- Ty scalasz Ziemię, ona
cały wymiar, a to jest kolosalna różnica. Wszystko co żyje i istnieje w tym
świecie jest zdane na jej łaskę lub niełaskę. Nawet ty, jeśli czujesz
jakąkolwiek więź, z czymś co istnieje w tym wymiarze, podlegasz temu prawu.
Wszystkie bóstwa, które przywędrowały do tego świata i uznały go za swój dom,
również podlegają temu prawu. Każdy dokądś należy... gdy zniknie miejsce dokąd
mógłby wrócić, to i on znika. - Przerwał, by po chwili dodać z lekkim smutkiem.
- Zupełnie jakby nigdy nie istniał.
Pandora przyglądała się
rozmowie, którą toczył chłopak i smok mroku. Nie podobało jej się to. Nicość w
tej sprawie powinna być po jej stronie, w końcu ma po swojej stronie samego
Czarnego Smoka, chyba, że… wykiwał ją. Ciągle powtarzał, że nie nosi już tego
tytułu, a to oznacza, że Linneth nie musi być mu posłuszny. Jeśli ten gad nie
powstrzyma swego długiego języka przed gadaniem, to przysięga, że pożegna się
ze swoim nieistnieniem.
- Feniksie! - Zawołała
kobieta.
Płomienno włosy
mężczyzna o oczach koloru nieba pojawił się w blasku błękitnego światła.
Skłonił się lekko przed Pandorą i powiedział:
- Witaj Pandoro, czy
mogę coś dla ciebie uczynić?
- Czy uważasz, że
występowanie przeciwko mnie jest niezwykle... nieuprzejme? - Zadała mu pytanie.
- Oczywiście jest. -
Odpowiedział bez zastanowienia.
- Co więc powinnam w tej
sytuacji uczynić, jak sądzisz? - Pytała dalej.
- Każdego, kto
sprzeciwia się twej woli powinna spotkać sroga kara. - Odpowiedział Feniks.
- A twój płomień jest
idealnym narzędziem do tego. - Rzekła znacząco Pandora.
Mężczyzna szybko
odczytał jej intencje i znikł w taki sam sposób jak się pojawił. Władczyni
wymiarów westchnęła ze zmęczenia. Zdawała sobie sprawę, że sam koniec jej planu
będzie kosztował ją najwięcej cierpliwości, której i tak miała już na
wyczerpaniu.
W tym momencie w jej
komnacie pojawił się End. Jego mina nie wróżyła nic dobrego.
- Jakie wieści mi
przynosisz? - Spytała, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą.
- Baza Duchów, w Japonii
została zniszczona. - Poinformował ją teleporter.
Kobieta wypuściła głośno
powietrze ze swoich płuc. To może spowolnić trochę jej plan, chyba, że użyje
nieco innej taktyki.
- Daj mi chwilę na
przemyślenie całej sytuacji. - Powiedziała.
End posłusznie opuścił
ją, a zaraz w jego miejscu pojawiła się dość sporych rozmiarów kula stworzona z
energii. Wewnątrz niej można było dostrzec oko jakiegoś stworzenia. Pionowa
źrenica wpatrzona była w kobietę, jakby bestia czekała na jej rozkazy.
- Trzeba dokończyć
robotę. - Wyjaśniła krótko.
- Tak jest. -
Odpowiedział krótko stwór, po czym kula rozpłynęła się w powietrzu.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz