Leviathan, bo tak
nazywała się istota, z której wydała polecenie Pandora. Opuścił swoje leże na
dnie oceanu i udał się w stronę lądu. Podróż przez mroczne głębiny nie zajęła
mu zbyt dużo czasu, pierwsze promienie światła słonecznego zaczęły docierać do
jego oczu. Gdy wynurzył się z wody rozpostarł swoje olbrzymie skrzydła i
poderwał się w powietrze. Z niezwykłą szybkością przemieszczał się dalej w
wybranym przez siebie kierunku. Jego długi, wężowy ogon zachowywał się jakby w
ogóle nic nie ważył, przez co stwór mógł z niezwykłą zwinnością poruszać się
zarówno w wodzie jak i w powietrzu.
Znalazłszy się nad
suchym lądem zaczął lądować. Przed nim znajdował się jeden z kominów mocy,
który zamierzał wykorzystać. Gdy przebywał już wystarczająco blisko niego
rozpoczął wchłanianie mocy, którą natychmiastowo zaczął uwalniać w postaci
wody. Nie były to mały strumyczek, a olbrzymi gejzer, który nieprzerwanie
zaczął wyrzucać z siebie olbrzymie ilości wody. Zabieg ten nie przyniesie
natychmiastowego efektu, ale z czasem zacznie działać poprzez podniesienie
poziomu wód w morzach i oceanach. Kontynenty zostaną zalane, a Pandora osiągnie
jeden ze swoich celi.
Feniks natomiast
wyruszył w miejsca, gdzie drzewce z wielkim trudem usiłowały zalesić
pogorzeliska. Jego płomienie stały się jeszcze mocniejsze, tak mocne, że
wszystko co znajdowało się niewiele dalej od niego samo zaczynało płonąć. Młode
lasy, pola, wszystko co udało się wyhodować zostało szybko zniszczone przez
ognistego ptaka. Władca płomieni zaatakował również drzewce, które również
podlegały działaniu jego mocy.
- Głupcy! - Zagrzmiał
nad ocalałymi istotami aby zwrócić ich uwagę. - Stajecie po stronie
awanturnika, który sprzeciwia się władcy tego świata! Skoro urodziliście się w
tym wymiarze powinniście znać zasady rządzące tym miejscem! Pandora stworzyła
to miejsce, ma więc prawo je zniszczyć! Będziecie dalej słuchać tego, który
żyje wśród ludzi, którzy nieprzerwanie niszczą te planetę odrzucając wszystko
co zostało im dane przez Pandorę!? Czy może wolicie postąpić wedle starych
praw!?
Pozostałe przy życiu
drzewce zaczęły spoglądać po sobie nie wiedząc co za bardzo uczynić. Feniks
widząc ich wahanie dodał coś do swojej wcześniejszej wypowiedzi:
- Czy po pożarze
przyroda nie odradza się na nowo!? Stańcie po stronie Pandory, a nie
zawiedziecie się! Ja Feniks odrodzę się wraz z tym światem, gdy razem wydamy
ostatnie tchnienie!
Duchy Przyrody i Drzewce
w końcu dały się przekonać i postanowiły dołączyć do Pandory z nadzieją, że
ognisty ptak dotrzyma danego im słowa.
Matthew rzadko kiedy
miewał sny. Obecny sen bardziej przypominał wspomnienia planety, bądź osób
które coś zrobiły. Nie rozumiał o co w tym chodziło jednak oglądał obrazy z
ciekawością. Widział w nich kobietę podobną do Pandory, czół złość z
wspomnienia i chęć zniszczenia. Widział też różne sytuacje z nią związane.
Zrozumiał dzięki nim o co chodziło z tzw. Puszką Pandory. To nie był przedmiot
czy coś innego to było działanie. Nadzieja zdesperowanych osób potrafiła
stworzyć coś czego nawet jej wszechmoc nie dała rady pokonać. Zabić jej się tym
nie dało jednak traciła siłę i została zamknięta w swoim wymiarze. Problemem
było jednak stworzenie odpowiedniego przypływu myśli. Widział coś czego nie
rozumiał w tym wszystkim. Pandora zawsze się uśmiechała kiedy zamykali wrota.
Ze snu wyrwało go głośne dudnienie i drżenie ziemi. Kiedy otworzył oczy stali nad
nim Isabell, Ashura, Tama, Ibiy, Moltres i Ea. Okazało się bowiem, że kominy
mocy nagle znikły.
- Co się stało z
kominami? - spytał zaspany chłopak.
- Znikły, dosłownie
zapadły się - krzyczała spanikowana Ashura.
- Właśnie, nie można nic
wyczuć. Nawet śladu po nich nie ma - powiedziała Isabell.
Bestie też kiwały
głowami, jednak były znacznie bardziej spokojne. Widać w nich było, że
spodziewały się tego i czekały na to.
- Spokojnie to nic
wielkiego - mówił chłopak. - To co ja zrobiłem miało na celu powstanie kominów
na określony czas. Jednocześnie zaburzyło strukturę energetyczną planety
powodując obudzenie większości z mitycznych stworzeń - tłumaczył jak idiotom. -
Teraz powróciło wreszcie wszystko do normy i mogę zacząć działać, tak samo jak
co silniejsi z zebranych.
- Ale jaki to miało cel?
- spytała Isabell idąc za nim w kierunku miejsca gdzie był komin. - Przecież
teraz to nic nie da. Nawet te istoty nie pokonają Pandory, ona jest za potężna.
- My też mamy moc -
powiedziała Moltres.- Może nawet damy radę doprowadzić do czegoś czego się nie
spodziewa.
- Lepiej byłoby ja
zwyczajnie zniszczyć - stwierdziła Ashura.
- W tym problem. Ktoś
musiał by zająć jej miejsce i przejąć jej moc, a tego nie jesteśmy w stanie
zrobić - powiedział jej brat.
- Czyli nic nie możemy
zrobić? - spytała Isabell.
- Wystarczy odciąć ją od
sojuszników - Powiedział Ibiy. - To znacznie ją osłabi i zmniejszy pole
działania. W końcu znów ustąpi. Matthew, powiedz mi Tamto miejsce też
otworzyłeś? - spytał wyraźnie zaznaczając, że wie o jakim miejscu mówi.
- Nie. No jeszcze nie
oszalałem - powiedział chłopak lekko wstrząśnięty pytaniem. - Już wolę Pandorę
niż Nich - stwierdził. - Sam wiesz do czego by to doprowadziło. Za cholerę nie
chcę ich wypuszczać - Ashurę i Isabell bardzo zainteresowało o czym mówili.
- A o czym wy tak
mówicie? - pierwsza nie wytrzymała Ashura.
- To teraz nie jest
istotne - powiedział jej brat ucinając temat. - Wreszcie możemy działać -
stwierdził patrząc na niebo.
Widział tam bowiem
linie, która odzwierciedlały ułożenie Linii Lay. Znaczyło to, że ręce które go
krępowały przestały w jakikolwiek sposób go zatrzymywać. Kontrola mocy także
wróciła do normy, a jego moc cały czas rosła przyśpieszając tępo.
Pandora zaśmiewała się
wniebogłosy nie mogąc powstrzymać się od ładnych kilku minut. Były Czarny Smok
stał przy niej i przyglądał się kobiecie z wyraźnym niezadowoleniem. Bogini
spojrzała na niego nadal niezwykle rozbawiona i spytała:
- No co? - Zaśmiała się
ponownie widząc minę mężczyzny.
- Właśnie przez takie
mieszanie nikt nie wie kim jesteś. - Stwierdził z powagą szafirowooki.
- No weź, jest zabawnie.
- Powiedziała.
- Tworząc całą tą
bzdurną legendę namieszałaś wszystkim w głowach, nawet sama Ziemia wierzy w
twoje kłamstwa. - Mówił oburzony nie mogąc znieść całej tej sytuacji.
- Spójrz na to z innej
strony. Tylko ja, ty i ten twój smoczy strażnik wiecie po czym stąpacie. -
Przypomniała mu.
- Gdybyś tak nie kręciła
osiągnęłabyś swój cel dawno temu. - Powiedział czarnowłosy.
- Gdybym tak nie kręciła
wszyscy wiedzieliby o moich przekrętach. - Odparła udając obrażenie.
- Rób jak chcesz. -
Poddał się w końcu mężczyzna, w końcu i tak jej nie przegada, a ona i tak zrobi
wszystko po swojemu.
- A co powiesz, aby
zrobić coś takiego. - Powiedziała znacząco, a były Czarny Smok spojrzał na nią
znudzony i odpowiedział:
- Jak mówiłem, rób co
chcesz.
Pandora zaśmiała się
uradowana tym wszystkim, zupełnie jak małe dziecko.
Tymczasem poziom wód
nadal rósł, można by powiedzieć, że tępo tego zjawiska zostało nawet
wielokrotnie przyspieszone.
Wszystkie zniszczenia,
jakie zrobiły Duchy w Amerykach niemal zniknęły. Zamiast pustyń i pogorzelisk
rosły rośliny. Drzewa pięły się w niewiarygodnym tempie. Ci, którzy ocaleli nie
wierzyli własnym oczom. Jednak nawet rośliny nie dawały rady z morską wodą,
która zaczynała pochłaniać ląd. Co było dziwne, że nawet na obszarze Sahary
zaczęły wyrastać rośliny, a przez piaski przesączała się woda. Kiedy chłopak
dowiedział się o tym najpierw kazał powiększyć czapy lodowe w celu zmniejszenia
tępa wzrostu. Następnie poprosił istoty powietrza o pomoc w lokalizacji
miejsca, gdzie anomalia powstawała. Postanowił udać się tam osobiście i
wciągnąć w pustkę odpowiedzialnych za to.
Miejsce wydobywania się
wody początkowo znajdowało się na Hawajach, gdzie Leviathan pobrał olbrzymią
ilość mocy i zaczął wytwarzać olbrzymie ilości wody. Później jednak przybyła do
niego Pandora z niezwykłą wiadomością.
- Pracujesz zbyt wolno.
- Stwierdziła bez żadnych emocji.
- Wybacz pani, ale
pracuję najszybciej jak potrafię. - Odpowiedział wąż.
- W takim razie przyda
ci się mała pomoc. - Powiedziała kobieta wyciągając ręce przed siebie. Na
jednej dłoni znajdowała się niezwykle jasna cząstka, na drugiej czarna. - Są
dla ciebie, dzięki nim będziesz pracował jeszcze wydajniej i nie będziesz
musiał się niczym przejmować. - Wyjaśniła.
Wąż z wdzięcznością
przyjął jej dary, po czym wizja zniknęła. Ciało Leviathana zaczęło zamieniać
się w wodę, w końcu i on stał się częścią wielkich wód oceanu. Dzięki
błogosławieństwu dwóch bogów mógł wykonywać swoje zadanie jeszcze wydajniej.
Teraz stanowił jedność z wodą i mógł władać nią wedle uznania. Zalanie całego
świata nie stanowiło już tak wielkiego wyzwania.
- Jak to źródło
zniknęło? - spytał chłopak zdenerwowany całą sytuacją.
- Nikt nie wie co się
stało, ale źródło z Hawajów przestało istnieć w zasadzie przemieniło się w
ocean. Nie damy rady go z lokalizować - powiedziało stworzenie wiatru.
- Cholera - zaklął
chłopak wściekły na swoją bezradność. - Wodne stworzenia proszę was o pomoc -
wykrzyczał w wiatr. - Znajdźcie tego co podnosi poziom wód i postarajcie się
odseparować. Dajcie znać kiedy to wam się uda.
Po tym przeniósł się na
jedną z małych wysp na Pacyfiku. Następnie sformował kulę czarnej mocy, która
zaczęła ściągać wodę z morza. Oddalając ją od brzegu powiększał ją. Miał
nadzieję, że da im to więcej czasu.
- Zefir powiedz mi jak
wygląda sytuacja - krzyknął w wiatr.
- Musisz jeszcze
powiększyć pobór wody o co najmniej połowę, aby zatrzymać jej przybywanie -
odpowiedział wiatr.
Chłopak tak też zrobił,
jednak zaczynał mieć problemy z wielkością dziury, którą stworzył. Czekał też
na jakiekolwiek wieści o znalezieniu winnego tej sytuacji. Jedyne co udało mu
się zrobić to powstrzymywanie podnoszenia się mórz. Lodowe czapy też nie mogły
rosnąć w nieskończoność, jednak przynajmniej sytuacja fauny okolic biegunów się
poprawi dzięki temu. Niecierpliwie czekał na wieści nie mając pojęcia ile to
zajmie przeszedł ma stan medytacji skupiając się na pochłanianiu wody w czarną
dziurę.
- Mniej wody. - Myślał
ocean i w końcu postanowił spełnić tę prośbę. Leviathan zaczął gromadzić całą
wodę ze świata w swoim własnym ciele. Wszelka roślinność i ocaleli ludzie,
którzy pozbawieni byli mocy wyschli i rozwiani zostali przez podmuch wiatru. Wszelkie
duchy wody, bożki, bóstwa związane z tym żywiołem również zostały przez niego
pochłonięte. W końcu na ziemi nie znajdowała się nawet jedna kropelka, a ciało
Leviathana było wielkie, równe całej objętości wody na Ziemi.
- Mniej wody, co
powiecie jeśli nie będzie jej wcale. - Powiedział, a jego głos rozniósł się po
pustkowiach. Korzystając z mocy danej mu przez Pandorę wydostał się z tego
wymiaru udając się do Pustki, gdzie tylko stworzenia uznane przez samą nicość
mogły się dostać.
Linneth, smok mroku obserwował
wszystko z bezpiecznej odległości. Nie był zbyt zadowolony z obrotu sytuacji.
Pojawił się kolejny taki jak on, co nie wróżyło nic dobrego dla tej planety i
tego wymiaru.
by Lyedbow and Mortis
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz