maja 02, 2015

Rozdział XXIV



Leviathan, bo tak nazywała się istota, z której wydała polecenie Pandora. Opuścił swoje leże na dnie oceanu i udał się w stronę lądu. Podróż przez mroczne głębiny nie zajęła mu zbyt dużo czasu, pierwsze promienie światła słonecznego zaczęły docierać do jego oczu. Gdy wynurzył się z wody rozpostarł swoje olbrzymie skrzydła i poderwał się w powietrze. Z niezwykłą szybkością przemieszczał się dalej w wybranym przez siebie kierunku. Jego długi, wężowy ogon zachowywał się jakby w ogóle nic nie ważył, przez co stwór mógł z niezwykłą zwinnością poruszać się zarówno w wodzie jak i w powietrzu.
Znalazłszy się nad suchym lądem zaczął lądować. Przed nim znajdował się jeden z kominów mocy, który zamierzał wykorzystać. Gdy przebywał już wystarczająco blisko niego rozpoczął wchłanianie mocy, którą natychmiastowo zaczął uwalniać w postaci wody. Nie były to mały strumyczek, a olbrzymi gejzer, który nieprzerwanie zaczął wyrzucać z siebie olbrzymie ilości wody. Zabieg ten nie przyniesie natychmiastowego efektu, ale z czasem zacznie działać poprzez podniesienie poziomu wód w morzach i oceanach. Kontynenty zostaną zalane, a Pandora osiągnie jeden ze swoich celi.
Feniks natomiast wyruszył w miejsca, gdzie drzewce z wielkim trudem usiłowały zalesić pogorzeliska. Jego płomienie stały się jeszcze mocniejsze, tak mocne, że wszystko co znajdowało się niewiele dalej od niego samo zaczynało płonąć. Młode lasy, pola, wszystko co udało się wyhodować zostało szybko zniszczone przez ognistego ptaka. Władca płomieni zaatakował również drzewce, które również podlegały działaniu jego mocy.
- Głupcy! - Zagrzmiał nad ocalałymi istotami aby zwrócić ich uwagę. - Stajecie po stronie awanturnika, który sprzeciwia się władcy tego świata! Skoro urodziliście się w tym wymiarze powinniście znać zasady rządzące tym miejscem! Pandora stworzyła to miejsce, ma więc prawo je zniszczyć! Będziecie dalej słuchać tego, który żyje wśród ludzi, którzy nieprzerwanie niszczą te planetę odrzucając wszystko co zostało im dane przez Pandorę!? Czy może wolicie postąpić wedle starych praw!?
Pozostałe przy życiu drzewce zaczęły spoglądać po sobie nie wiedząc co za bardzo uczynić. Feniks widząc ich wahanie dodał coś do swojej wcześniejszej wypowiedzi:
- Czy po pożarze przyroda nie odradza się na nowo!? Stańcie po stronie Pandory, a nie zawiedziecie się! Ja Feniks odrodzę się wraz z tym światem, gdy razem wydamy ostatnie tchnienie!
Duchy Przyrody i Drzewce w końcu dały się przekonać i postanowiły dołączyć do Pandory z nadzieją, że ognisty ptak dotrzyma danego im słowa.

Matthew rzadko kiedy miewał sny. Obecny sen bardziej przypominał wspomnienia planety, bądź osób które coś zrobiły. Nie rozumiał o co w tym chodziło jednak oglądał obrazy z ciekawością. Widział w nich kobietę podobną do Pandory, czół złość z wspomnienia i chęć zniszczenia. Widział też różne sytuacje z nią związane. Zrozumiał dzięki nim o co chodziło z tzw. Puszką Pandory. To nie był przedmiot czy coś innego to było działanie. Nadzieja zdesperowanych osób potrafiła stworzyć coś czego nawet jej wszechmoc nie dała rady pokonać. Zabić jej się tym nie dało jednak traciła siłę i została zamknięta w swoim wymiarze. Problemem było jednak stworzenie odpowiedniego przypływu myśli. Widział coś czego nie rozumiał w tym wszystkim. Pandora zawsze się uśmiechała kiedy zamykali wrota. Ze snu wyrwało go głośne dudnienie i drżenie ziemi. Kiedy otworzył oczy stali nad nim Isabell, Ashura, Tama, Ibiy, Moltres i Ea. Okazało się bowiem, że kominy mocy nagle znikły.
- Co się stało z kominami? - spytał zaspany chłopak.
- Znikły, dosłownie zapadły się - krzyczała spanikowana Ashura.
- Właśnie, nie można nic wyczuć. Nawet śladu po nich nie ma - powiedziała Isabell.
Bestie też kiwały głowami, jednak były znacznie bardziej spokojne. Widać w nich było, że spodziewały się tego i czekały na to.
- Spokojnie to nic wielkiego - mówił chłopak. - To co ja zrobiłem miało na celu powstanie kominów na określony czas. Jednocześnie zaburzyło strukturę energetyczną planety powodując obudzenie większości z mitycznych stworzeń - tłumaczył jak idiotom. - Teraz powróciło wreszcie wszystko do normy i mogę zacząć działać, tak samo jak co silniejsi z zebranych.
- Ale jaki to miało cel? - spytała Isabell idąc za nim w kierunku miejsca gdzie był komin. - Przecież teraz to nic nie da. Nawet te istoty nie pokonają Pandory, ona jest za potężna.
- My też mamy moc - powiedziała Moltres.- Może nawet damy radę doprowadzić do czegoś czego się nie spodziewa.
- Lepiej byłoby ja zwyczajnie zniszczyć - stwierdziła Ashura.
- W tym problem. Ktoś musiał by zająć jej miejsce i przejąć jej moc, a tego nie jesteśmy w stanie zrobić - powiedział jej brat.
- Czyli nic nie możemy zrobić? - spytała Isabell.
- Wystarczy odciąć ją od sojuszników - Powiedział Ibiy. - To znacznie ją osłabi i zmniejszy pole działania. W końcu znów ustąpi. Matthew, powiedz mi Tamto miejsce też otworzyłeś? - spytał wyraźnie zaznaczając, że wie o jakim miejscu mówi.
- Nie. No jeszcze nie oszalałem - powiedział chłopak lekko wstrząśnięty pytaniem. - Już wolę Pandorę niż Nich - stwierdził. - Sam wiesz do czego by to doprowadziło. Za cholerę nie chcę ich wypuszczać - Ashurę i Isabell bardzo zainteresowało o czym mówili.
- A o czym wy tak mówicie? - pierwsza nie wytrzymała Ashura.
- To teraz nie jest istotne - powiedział jej brat ucinając temat. - Wreszcie możemy działać - stwierdził patrząc na niebo.
Widział tam bowiem linie, która odzwierciedlały ułożenie Linii Lay. Znaczyło to, że ręce które go krępowały przestały w jakikolwiek sposób go zatrzymywać. Kontrola mocy także wróciła do normy, a jego moc cały czas rosła przyśpieszając tępo.

Pandora zaśmiewała się wniebogłosy nie mogąc powstrzymać się od ładnych kilku minut. Były Czarny Smok stał przy niej i przyglądał się kobiecie z wyraźnym niezadowoleniem. Bogini spojrzała na niego nadal niezwykle rozbawiona i spytała:
- No co? - Zaśmiała się ponownie widząc minę mężczyzny.
- Właśnie przez takie mieszanie nikt nie wie kim jesteś. - Stwierdził z powagą szafirowooki.
- No weź, jest zabawnie. - Powiedziała.
- Tworząc całą tą bzdurną legendę namieszałaś wszystkim w głowach, nawet sama Ziemia wierzy w twoje kłamstwa. - Mówił oburzony nie mogąc znieść całej tej sytuacji.
- Spójrz na to z innej strony. Tylko ja, ty i ten twój smoczy strażnik wiecie po czym stąpacie. - Przypomniała mu.
- Gdybyś tak nie kręciła osiągnęłabyś swój cel dawno temu. - Powiedział czarnowłosy.
- Gdybym tak nie kręciła wszyscy wiedzieliby o moich przekrętach. - Odparła udając obrażenie.
- Rób jak chcesz. - Poddał się w końcu mężczyzna, w końcu i tak jej nie przegada, a ona i tak zrobi wszystko po swojemu.
- A co powiesz, aby zrobić coś takiego. - Powiedziała znacząco, a były Czarny Smok spojrzał na nią znudzony i odpowiedział:
- Jak mówiłem, rób co chcesz.
Pandora zaśmiała się uradowana tym wszystkim, zupełnie jak małe dziecko.
Tymczasem poziom wód nadal rósł, można by powiedzieć, że tępo tego zjawiska zostało nawet wielokrotnie przyspieszone.

Wszystkie zniszczenia, jakie zrobiły Duchy w Amerykach niemal zniknęły. Zamiast pustyń i pogorzelisk rosły rośliny. Drzewa pięły się w niewiarygodnym tempie. Ci, którzy ocaleli nie wierzyli własnym oczom. Jednak nawet rośliny nie dawały rady z morską wodą, która zaczynała pochłaniać ląd. Co było dziwne, że nawet na obszarze Sahary zaczęły wyrastać rośliny, a przez piaski przesączała się woda. Kiedy chłopak dowiedział się o tym najpierw kazał powiększyć czapy lodowe w celu zmniejszenia tępa wzrostu. Następnie poprosił istoty powietrza o pomoc w lokalizacji miejsca, gdzie anomalia powstawała. Postanowił udać się tam osobiście i wciągnąć w pustkę odpowiedzialnych za to.

Miejsce wydobywania się wody początkowo znajdowało się na Hawajach, gdzie Leviathan pobrał olbrzymią ilość mocy i zaczął wytwarzać olbrzymie ilości wody. Później jednak przybyła do niego Pandora z niezwykłą wiadomością.
- Pracujesz zbyt wolno. - Stwierdziła bez żadnych emocji.
- Wybacz pani, ale pracuję najszybciej jak potrafię. - Odpowiedział wąż.
- W takim razie przyda ci się mała pomoc. - Powiedziała kobieta wyciągając ręce przed siebie. Na jednej dłoni znajdowała się niezwykle jasna cząstka, na drugiej czarna. - Są dla ciebie, dzięki nim będziesz pracował jeszcze wydajniej i nie będziesz musiał się niczym przejmować. - Wyjaśniła.
Wąż z wdzięcznością przyjął jej dary, po czym wizja zniknęła. Ciało Leviathana zaczęło zamieniać się w wodę, w końcu i on stał się częścią wielkich wód oceanu. Dzięki błogosławieństwu dwóch bogów mógł wykonywać swoje zadanie jeszcze wydajniej. Teraz stanowił jedność z wodą i mógł władać nią wedle uznania. Zalanie całego świata nie stanowiło już tak wielkiego wyzwania.

- Jak to źródło zniknęło? - spytał chłopak zdenerwowany całą sytuacją.
- Nikt nie wie co się stało, ale źródło z Hawajów przestało istnieć w zasadzie przemieniło się w ocean. Nie damy rady go z lokalizować - powiedziało stworzenie wiatru.
- Cholera - zaklął chłopak wściekły na swoją bezradność. - Wodne stworzenia proszę was o pomoc - wykrzyczał w wiatr. - Znajdźcie tego co podnosi poziom wód i postarajcie się odseparować. Dajcie znać kiedy to wam się uda.
Po tym przeniósł się na jedną z małych wysp na Pacyfiku. Następnie sformował kulę czarnej mocy, która zaczęła ściągać wodę z morza. Oddalając ją od brzegu powiększał ją. Miał nadzieję, że da im to więcej czasu.
- Zefir powiedz mi jak wygląda sytuacja - krzyknął w wiatr.
- Musisz jeszcze powiększyć pobór wody o co najmniej połowę, aby zatrzymać jej przybywanie - odpowiedział wiatr.
Chłopak tak też zrobił, jednak zaczynał mieć problemy z wielkością dziury, którą stworzył. Czekał też na jakiekolwiek wieści o znalezieniu winnego tej sytuacji. Jedyne co udało mu się zrobić to powstrzymywanie podnoszenia się mórz. Lodowe czapy też nie mogły rosnąć w nieskończoność, jednak przynajmniej sytuacja fauny okolic biegunów się poprawi dzięki temu. Niecierpliwie czekał na wieści nie mając pojęcia ile to zajmie przeszedł ma stan medytacji skupiając się na pochłanianiu wody w czarną dziurę.

- Mniej wody. - Myślał ocean i w końcu postanowił spełnić tę prośbę. Leviathan zaczął gromadzić całą wodę ze świata w swoim własnym ciele. Wszelka roślinność i ocaleli ludzie, którzy pozbawieni byli mocy wyschli i rozwiani zostali przez podmuch wiatru. Wszelkie duchy wody, bożki, bóstwa związane z tym żywiołem również zostały przez niego pochłonięte. W końcu na ziemi nie znajdowała się nawet jedna kropelka, a ciało Leviathana było wielkie, równe całej objętości wody na Ziemi.
- Mniej wody, co powiecie jeśli nie będzie jej wcale. - Powiedział, a jego głos rozniósł się po pustkowiach. Korzystając z mocy danej mu przez Pandorę wydostał się z tego wymiaru udając się do Pustki, gdzie tylko stworzenia uznane przez samą nicość mogły się dostać.
Linneth, smok mroku obserwował wszystko z bezpiecznej odległości. Nie był zbyt zadowolony z obrotu sytuacji. Pojawił się kolejny taki jak on, co nie wróżyło nic dobrego dla tej planety i tego wymiaru.

by Lyedbow and Mortis



Brak komentarzy: