maja 16, 2015

Rozdział XXVI


Jednooki poczuł nagły przypływ mocy, a wraz z nim napływ myśli, emocji i wspomnień Linnetha. Smok ponownie stał się częścią jego mocy, a Czarny Smok sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Nie musiał wysłuchiwać narzekań bestii, jednak gad miał wiele racji. Wszystko co trzymało go tutaj zostało zniszczone, a on sam tułał się bez celu. Poza tym, gdy Pandora zginie, ojciec uwolni się od kontraktu z nią i będzie mógł ponownie sprawować władzę. Największym problemem był jego brat, który nie odziedziczył tego co on i zostałby unicestwiony wraz z wymiarem. Nie mając innego pomysłu postanowił zaczerpnąć rady u kogoś innego. Udał się do świadomości niedawno poznanego Leviathana, który poprosił go o małą przysługę, a mianowicie wyciągnięcie go z kłopotów.
- Co sądzisz o tym wszystkim? - Spytał go w myślach.
- Nie znam sposobu, który mógłby pomóc twojemu bratu, jednak Pandora z pewnością poradziłaby coś na to. - Powiedział wąż.
- Pandora! Pandora! Ciągle Pandora... mam dość. - westchnął Jednooki.
- Nie włada jedynie tym wymiarem, jeśli przekonałbyś ją aby przeniosła twoich przyjaciół do tego drugiego wymiaru, to sprawa byłaby załatwiona. - Tłumaczył wąż.
- Nie sądzę, że da się przekonać. - Stwierdził smok.
- Odpowiednia argumentacja czyni cuda, szczególnie w twoim przypadku. Pamiętaj, że możesz zagrozić jej zniszczeniem Puszki Pandory, to będzie dla niej cios. - Odparł Leviathan.
- Zastanowię się jeszcze nad tym. Teraz jeśli pozwolisz udam się w pewne miejsce. - Powiedział jednooki powracając do swojego ciała. Następnie w mgnieniu oka opuścił Japonię, w której przebywał już od jakiegoś czasu.


Matthew przeniósł się gdzieś gdzie nie było nic, nawet dźwięki nie rozchodziły się nigdzie. Chłopak przywołał światło i czekał aż pojawi się kwintesencja tego miejsca. Czarne ślepie odbijało jego światło i usłyszał słowa wydobywane przez przestrzeń.
- Znów jesteś u mnie człowieku - usłyszał.
- Ta… można powiedzieć, że wróciłem - powiedział ze wściekłością w głosie. - Powiedz mi czy dam radę zniszczyć Pandorę?
- Jeśli sam przypłacisz to życiem z całym światem to raczej tak - odpowiedź nadeszła szybko. - Ale jako jedyny będąc we mnie nie tracisz samego siebie, więc była by szkoda. Chcesz więcej mocy? - padło pytanie.
- Wierz dobrze, że z tą już sobie nie radzę. Jest granica, której człowiek nie przekroczy a ja już ją naginam - stwierdził chłopak.
- Więc odrzuć człowieczeństwo, jak było ci radzone - głos wyraźnie chciał to usłyszeć.
- Nie chcę stać się częścią pustki - odparł chłopak. - Obaj wiemy że najbardziej cenię sobie niezależność, a same czarne dziury są przydatne - jak na potwierdzenie pokiwał głową.
- Jednak przyszedłeś do mnie, nie duchem jak ostatnio a własnym ciałem - padło stwierdzenie.
- Przestać pieprzyć farmazony i powiedz mi jak tą cholerę zniszczyć - powiedział wściekły. - Nie stanę się twoim naczyniem za cholerę.
- Wiem o tym jesteś na to zbyt dumny w przeciwieństwie do innych, którym dane było zasmakować mej potęgi - głos rozbrzmiał w jego głowie. - Jednak cząstkę mnie już masz w sobie i tego nie zmienisz.
- Tak jak ty nie zmienisz, że nie daję się kontrolować - stwierdził chłopak.
- Co do Pandory to sama się doprowadzi do śmierci. Już ma zbyt wielu przeciwników przez te gierki, a ty nie masz dość sił aby przeżyć konfrontację. Masz praktycznie identyczną moc pod zwględem jej ilości do niej. Jednak mnie ciekawisz swoją osobą - cały czas słyszał głos pustki w głowie, przez co dostawał szału. - Wiele widzę dzieki cząstkom które daję innym, jednak twoja jest najciekawsza, taka ludzka. Twoja troska mnie bawi i fascynuje. Twoje emocje są takie żywe, całkowicie nie podobne do innych stworzeń które mają podobne połączenie. - Nastąpiła przerwa. - Dam ci radę stwórz świat na podobieństwo ziemi. Ja oddam ci tych, których pochłonęli Ci z moją mocą, a Pandora nie będzie miała na was wspływu jeśli przejdziecie do niego. Co ty na to?
- Jestem aż tak wyjątkowy, że składasz mi tą propozycję? - spytał chłopak czując podstęp.
- W pewnym sensie. Chcę cię abyś stał się moją drogą do odczuwania świata - padła oczekiwana przez chłopaka cena przysługi.
- Niezależność moja zostanie? - spytał.
- Nie odbiorę ci jej, jednak też będę chcieć poczuć świat, to jak?
- Nie oddam ci siebie. Wiem co możesz zrobić i nie mogę na to pozwolić - Matthew powiedział stanowczo.
- Nawet za cenę życia wszystkich, którzy pokładają w ciebie wiarę? - chłopak mógł przysiąc że odczuwa zdziwienie.
- Oni wierzą we mnie dlatego że jestem kim jestem, a ja nie chcę stracić samego siebie. I tak już zbyt wiele poświęciłem dla mocy, a to co stało się z Ashurą przez mój wpływ też zatarte nigdy nie będzie - mówił z żalem w głosie. - Odczucia mojego ciała już masz, z dziwnej przyczyny nie czuję nawet jak coś dotykam, więc jak sądzę to przez ciebie. Nic innego nie dostaniesz ode mnie - powiedział.
- Już dostałem. Twoje oko i twój słuch. Co prawda słyszysz jeszcze tak samo, jednak ja też już słyszę. Oddaj mi ciało, a ich uratuję dla ciebie - padła propozycja.
- Nie dostaniesz nic więcej - powiedział twardo wiedząc, że kwestią czasu jest to zanim przestanie istnieć.
- I tak mi się oddasz - kołatało się w jego umyśle. - Teraz lepiej już wracaj zanim stracisz to na czym ci zależy.


Jednooki stanął w miejscu, gdzie nie było nic poza jego osobą. To Linneth chciał z nim porozmawiać.
- Nie słuchaj tego węża. - Powiedział mu. - Jest pewien sposób na uratowanie twojego brata.
- Naprawdę? - Zainteresował się smok.
- Możliwe, że przetrwałby zniszczenie tego wymiaru. - Rzekł gad.
- Niby w jaki sposób? - Zdziwił się jednooki.
- Dom tam, gdzie serce twoje. - Zacytował Linneth. - Myślisz, że twój brat w jakiś szczególny sposób jest związany z tym wymiarem? Inni członkowie pandory zresztą też nie czują już żadnych więzi z tym światem. Pandora nieźle to rozplanowała, a samo zniszczenie wymiaru jej nie zabije, bo włada jeszcze jednym. - Mówił, a smok słuchał z zainteresowaniem. - Wszyscy członkowie organizacji opuścili Ziemię i przenieśli się do Puszki, więc zagłada tego świata nawet ich nie dotknie.
- Dlaczego ten wąż nie wspomniał o tym wcześniej!? - Spytał oburzony Jednooki.
- Jemu zależało na tym abyś spotkał się z Pandorą, dzięki temu miałaby szansę owinąć wokół palca kolejnego Czarnego Smoka. - Wyjaśnił.
- Ah! Więc to tak! - Zrozumiał młody smok. - Więc co proponujesz?
- Zniszcz wszystko. - Rzekł bez większego zastanowienia.
- Ale skoro mam moc władcy nicości, to mógłbym coś na tę sytuację poradzić, tak myślę. - Wyjawił swoje przemyślenia.
- Owszem, masz moc, która jest do tego zdolna, ale jeszcze nie potrafisz w pełni jej używać. - Powiedział.
- Ale mój ojciec by potrafił, to chcesz mi przekazać? - Spytał dla upewnienia smok.
- W końcu to prawowity władca, pierwszy król. - Odparł ze słyszalną dumą Linneth.
- Kiedy właściwie zawarł ten niefortunny kontrakt z Pandorą?
- To było dawno temu, od tamtego czasu wiele się zmieniło. Część jego sług takich jak ja zapragnęło być królami i samemu rządzić, jednak ten kto sprzeciwia się prawu ustawionemu przez twojego ojca podlega karze. - Opowiadał.
- A jakiej dokładnie? - Spytał Jednooki.
- To przekleństwo władcy pustki, nicości, otchłani... wszystkie te nazwy określają moc, którą władamy. Władcy tacy ja twój ojciec i ci, którzy zbuntowali się przeciwko niemu na zawsze tracą możliwość przebywania w innych wymiarach. - Wyjaśnił.
- Ale ja posiadam ciało. - Powiedział smok.
- Pandora posiada niesamowitą moc, dzięki, której jest w stanie nadać formę i kształt czemuś co jej nie posiada. Obecnie wielu zbuntowanych poszukuje sposobu na uzyskanie podobnego efektu.
- Jestem dzieckiem istoty z otchłani, no świetnie. - Stwierdził jednooki, którego światopogląd właśnie został obrócony w ruinę.
- Są też i plusy. Jesteś prawowitym władcą i każdy z tych samozwańców będzie to musiał przyznać, choć część może próbować coś kombinować.
- Zupełnie jak powrót króla co? - Zażartował.
- Jeśli dowiedzą się o twoim istnieniu z pewnością zaczną działać, jeden z tych samozwańców jest w pobliżu, czułem obecność tego zdrajcy gdy przebywałem z tym chłopakiem. Śmiał mi wmawiać, że stanowimy część jednej, tej samej nicości. Ha! Niech no się tylko nie zdziwi jak spotka samego króla. - Syczał w ciemnościach, wyraźnie niezadowolony.
- Więc co powinniśmy teraz zrobić? - Spytał jednooki, który już nie wiedział co myśleć o tej całej sytuacji.
- Jeśli zniszczysz ten wymiar bardzo prawdopodobne będzie, że twój ojciec straci cielesną formę i powróci do nicości, a co się z tym wiąże, zrobi porządek. - Rzekła bestia.
- Dlaczego nie może wrócić sam?
- Bo Pandora przykuła go tutaj do póki nie spełni warunków umowy. - Wytłumaczył. - Ma chronić ją do czasu wypełnienia jej planu.
- Więc jeśli ten wymiar zostanie zniszczony, to warunki umowy nie będą mogły zostać spełnione i straci cielesną powłokę. - Układał wszystko w jedną całość.
- Właśnie. - Potwierdził Linneth.
- Zastanowię się. - Odpowiedział jak zwykle smok. Wszystko co dotyczyło jego ojca było niezwykle skomplikowane.


Kiedy Matthew pojawił się w miejscu gdzie powinna znajdować się góra Fuji zobaczył może ognia. Nie wiedział co się stało. Wielki ptak z ognia górował nad terenem zalewanym przez jego płomienie. Wszyscy, którzy jeszcze żyli byli pod kopułą lodu. Smród zwęglonych ciał był nie do wytrzymania. Chłopak szedł w płomieniach nie zważając na ich gorąco. Jego aura była tak silna że gasiła je w promieniu kilku metrów od niego. Zastanawiało go gdzie zniknęła Moltres i co działo się z innymi. Otoczył kloszem z mocy kopułę pod którą byli ocalali. Następnie zwrócił swą uwagę na ptaszysko, które latało nad nim. Cisną w nie promieniem czarnego światła chybiając niestety. Następnie w jego stronę poleciał jęzor ognia, jednak nic mu nie zrobił.


Po wielu dniach spędzonych na rozmyślaniu co mógłby uczynić w końcu postanowił wybrać najbardziej szaloną z opcji. Linneth zaklinał go aby nie szedł na spotkanie z Pandorą, jednak chłopak nie chciał słuchać. Uparł się i postawił na swoim. Gad nie miał nic do gadania.
Gdy przybył do Pandory, ta przebywała sama w swoich komnatach. Niezwykle zdziwiła się, gdy go ujrzała. Musiała zdać sobie sprawę z tego, z kim ma do czynienia.
- Jak to możliwe? - Pytała nie mogąc uwierzyć, że osoba przed nią stojąca jest Czarnym Smokiem.
- To ty jesteś Pandora? - Spytał.
- To ja, a ty z tego co widzę jesteś Czarnym Smokiem. Kto by przypuszczał, że będzie mieć jeszcze jedno dziecko. - Powiedziała próbując zachować spokój i zachowywać się w miarę naturalnie.
- Chciałbym abyś zaprzestała swoich działań. - Zaczął w miarę normalnie. Nigdy nie był dobry w negocjacjach.
- A niby dlaczego miałabym to zrobić? Jeśli chcesz abym przestała zniszcz tamten wymiar, albo mnie po prostu zabij. Zrób tak jeśli nie obchodzi cię los tych wszystkich istot i twojego ojca. - Odpowiedziała.
- Nie obchodzi mnie. Równie dobrze mogę przekazać twoją moc komuś innemu. - Mówił nieco obojętnym tonem.
- Nie będziesz w stanie. - Syknęła.
- Założymy się? - Spytał.
- Jeśli uczynię tak jak mówisz, to umowa pomiędzy mną, a twoim ojcem zostanie zerwana i straci swoją cielesną formę. - Spróbowała inaczej kobieta.
- To co się stanie z moim ojcem w ogóle mnie nie dotyczy, zwisa mi to kompletnie. - Odpowiedział.
- Co za niewychowane dziecko. - Skomentowała. - Dzieci powinny mieć szacunek do swoich rodziców.
- O mało mnie nie zabił, gdy miałem pięć lat. Ledwo uszedłem z życiem. - Wytłumaczył.
- Co za... - przeklęła.
- Sama widzisz. - Powiedział smok, gdy kobieta miała to samo stanowisko co on w tej sprawie.
W tej chwili do pomieszczenia wszedł Feniks w ludzkiej formie. Zdziwił się nieco widząc niezapowiedzianego gościa.
- Kto to? - Spytał.
- To młodszy syn naszego przyjaciela z otchłani. - Odpowiedziała mu Pandora.
- To on ma dwoje dzieci? - Zdziwił się płomiennowłosy mężczyzna.
- Yhm. - Przytaknęli oboje Pandora i Jednooki.


Chłopak powalił ognistego ptaka, ciosem pięści czego stworzenie wcale się nie spodziewało. Kompletnie zdezorientowane uderzyło w ziemie lekko ogłoszone. Widząc jak człowiek spokojnie upada obok niego jeszcze bardziej się zdziwiło.
- To teraz powiesz mi jaki był cel tego? - spytał spokojnie chłopak.
- Pandora da żyć tym, którzy jej pomogą - powiedział ptak. - Przynajmniej tak mówią.
- I ty w to wierzysz? - chłopak był załamany słysząc słowa majestatycznego stworzenia. - Przecież ona i tak wszystkich powybija, kiedy jej się znudzą.
- A ty nie? Nie jesteś lepszy od niej pod tym względem - stwierdzenie dotknęło trochę chłopaka.
- To jaki jestem może się dopiero okazać - mówił. - Teraz jednak mam dla ciebie propozycję. Przestaniesz atakować innych i zostaniesz tutaj pod opieką Maltres, a do czasu aż się pojawi masz się stąd nie ruszać na krok.
- To ona jest z tobą? - stworzenie było w szoku.
- Na dzień dzisiejszy z tego co wiem to tak - przytaknął. - Teraz pójdę zobaczyć co z tymi, których nie strawiłeś.
Matthew jeszcze raz w pamięci odtwarzał scenę, jaką widział kiedy ostatni raz był w świecie, z którego się wywodził. Już od jakiegoś czasu kończył przygotowywania do udostępnienia nowej Ziemi, dla tych co przeżyli wszystkie te ataki. Martwiło go, że nie wiedział czy jego praca nie idzie na marne, jednak musiał wszystko zrobić jak należy. Ten świat miał być już zawsze wolny od Pandory i być odseparowany od innych, tak aby nikt kto ma jakiekolwiek plany mające szkodzić temu co stworzył nie mógł się do niego dostać. Nikt z chęcią zniszczenia go bądź siania chaosu miał nie mieć prawa się przedostać. I co najważniejsze jego twór miał przetrwać śmierć tego, który go stworzył i żyć własnym życiem. Wszystko co chciał osiągnąć to w miarę bezpieczne miejsce dla ocalałych jednostek. A Pandorze utrzeć nosa niszcząc to co przysiągł bronić. Ceną jednak bezpieczeństwa było to, że nigdy nie będzie mógł żyć we własnym tworze, co go bolało. Wiedział, że jeśli Ashura dowiedziała by się o tym to raczej nigdy nie zgodziła by się na przeniesienie, a tego musiał uniknąć. Kiedy uznał że wszystko skończone dodał jeszcze kilka praw mających na celu zapobiegnięcie tego co działo się na Ziemi i wyruszył zabrać tych, którzy przeżyli.
Ashura czekała na powrót brata. Zbieranie ocalałych nie trwało długo większość istot bardzo szybko zgodziła się pomóc i cała ewakuacja nie trwała nawet dnia. Ludzie, którzy przeżyli czekali niecierpliwie na nowy dom, który mieli obiecany.
- Więc skończyłaś przygotowania? - spytał Matthew wychodząc z portalu.
- Tak to już wszyscy ocaleli - powiedziała pokazując na sporej wielkości tłum.
- To dobrze - ucieszył się chłopak. - Teraz zbierz ich i powiedz aby ustawili się i przychodzili do mnie pojedynczo - mówił. Chciał bowiem upewnić się, że żaden z ludzi nie będzie pośrednikiem dzięki, któremu Pandora będzie miała okazję dostać się do nowego świata.
Ewakuacja trwała długo. Pierwsza przeszła Ashura, aby pokazać, że jest bezpiecznie. Następnie ludzie pojedynczo podchodzili do chłopaka i po krótkich oględzinach przechodzili przez portal. Po całym dniu zostało jedynie kilka istot i Isabell, która uparła się zostać.
- Czyli ty zostajesz? - spytał jeden z pozostałych stworzeń.
- Tak, ale wy będziecie wolni. Proszę was opiekujcie się nowym światem, jaki stanie się waszym domem - poprosił.
- O to nawet nas prosić nie musisz dopilnujemy aby nie padł niczyją ofiarą - powiedzieli chórem po czym przeszli przez portal.
- Ja zostaję - powiedziała Isabell. - W końcu nie zabiliśmy jeszcze Pandory - mówiła to z uśmiechem mimo iż płakała.
- Idź - poprosił ją. - Jesteś chyba ostatnią, o której mogę powiedzieć że była moją przyjaciółką, więc idź i zaznaj trochę spokoju. Ludzie będą potrzebować kogoś, kto ich poprowadzi. A ja się do tego nigdy nie nadawałem - uśmiechał się.
- I tak zostaję - uparła się. - W końcu lepiej zginąć z przyjacielem niż w samotności ze starości - mówiła z uśmiechem.
Matthew nawet nie próbował dłużej naciskać. Zamknął portal i zaczął razem z Isabell niszczyć to co zostało z ich rodzimego świata. Wszystko zapadło się i zakończyło w ułamku sekundy a koniec obserwowało jedynie dwójka ludzi, którzy podzielili los świata.

by Lyedbow and Mortis

Brak komentarzy: